F2: Anthoine Hubert nie żyje. Renault i Francja płaczą. Czas na refleksję

Materiały prasowe / Renault / Na zdjęciu: Anthoine Hubert
Materiały prasowe / Renault / Na zdjęciu: Anthoine Hubert

Anthoine Hubert nie żyje. Należał do akademii talentów Renault, osiągał coraz lepsze wyniki w Formule 2 i nie przestawał wierzyć w to, że pewnego dnia zapuka do Formuły 1. - Już za nim tęsknimy - przekazał Cyril Abiteboul, szef Renault.

Nie tak miał wyglądać powrót Formuły 1 i towarzyszących jej serii z wakacji. Po tym jak kierowcy F1 zmierzyli się w porywających kwalifikacjach, część kibiców opuściła tor Spa-Francorchamps. Ci oglądający zawody przed telewizorami wyłączyli odbiorniki. I właśnie wtedy rozegrał się dramat Anthoine'a Huberta.

Sobotni wyścig Formuły 2 był bowiem rozgrywany późnym popołudniem. Do tragicznego wypadku Huberta doszło już na drugim okrążeniu. Pozornie drobny błąd okazał się fatalny w skutkach. Spa-Francorchamps należy do najszybszych torów w kalendarzu i nawet kierowcy F2 osiągają na nim oszałamiające prędkości.

Czytaj także: Świat motorsportu w żałobie po śmierci Huberta

Po wypadku Huberta zapanował chaos komunikacyjny, bo w zdarzeniu uczestniczyło aż czterech kierowców. Początkowo służby informowały o tym, że młody kierowca stracił przytomność. Kilkanaście minut później niektóre serwisy podały, że ją odzyskał. W tym samym czasie zaczęły też pojawiać się plotki, że tak dobrze nie jest, że Hubert przegrał walkę o życie.

Jak zwykle bywa w takich sytuacjach, trzeba czekać na oficjalne wieści i tylko im wierzyć. Niestety, gdy nadszedł komunikat ze strony FIA i F2, nie można już było mieć wątpliwości. Byliśmy świadkami pierwszego wypadku śmiertelnego w świecie F1 i powiązanych z nią serii od 2014 roku, gdy wypadek zanotował Jules Bianchi. Francuz uderzył w dźwig podczas Grand Prix Japonii i doznał poważnych obrażeń głowy. Nigdy nie odzyskał przytomności i zmarł kilka miesięcy później w szpitalu w Nicei.

Hubert zajmował do tej pory ósme miejsce w klasyfikacji generalnej F2 i drugie wśród debiutantów. Jako kierowca należący do akademii Renault mógł marzyć o awansie do F1 na pewnym etapie swojej kariery. Zwłaszcza, że w przeszłości wygrywał m.in. prestiżową serię GP3.

"Był ogromnym talentem. Do naszej akademii wnosił ogromne pokłady energii i pozytywne nastawienie. Jego uśmiech i życzliwe nastawienie rozjaśniały naszą grupę młodych kierowców, z którymi nawiązał bliskie i trwałe więzi" - napisało Renault po tragicznej śmierci Huberta.

Hubert najlepsze wyniki w obecnym sezonie F2 notował właśnie na domowej ziemi - wygrywał we Francji i Monako. - Był bystrym, młodym mężczyzną. Jego występy na torze, ale też zachowanie poza nim były przykładem jak być prawdziwym gentlemanem. To był zaszczyt, że mieliśmy go w swojej akademii - skomentował Cyril Abiteboul, szef Renault.

- Już za nim bardzo tęsknimy. Jego duch na zawsze pozostanie w naszej pamięci. Będziemy się ścigać w taki sposób, by oddać mu jak najlepszy hołd - dodał Abiteboul. Realia życia są jednak brutalne. Francuz nie może zbyt długo rozpaczać po śmierci swojego podopiecznego. O ile niedzielny wyścig F2 został odwołany, o tyle rywalizacja F1 w Grand Prix Belgii ma się odbyć zgodnie z planem. Show must go on.

Czytaj także: Niedzielny wyścig F2 odwołany

Anthoine był synem Francoisa Huberta, byłego kierowcy rajdowego z Francji. W debiutanckim sezonie wygrał rywalizację w Formule 4 na krajowym podwórku. Miało to miejsce w roku 2013. Później rywalizował w Formule Renault i Formule 3, aż przeniósł się do GP3. Tam wspólnie z ART Grand Prix sięgnął po tytuł mistrzowski w sezonie 2018.

To właśnie sprawiło, że Renault uwierzyło w jego możliwości i zaprosiło go do akademii. Hubert miał pozostać w F2 również na sezon 2020.

"Jeśli ktoś z was ogląda ten sport i czerpie z tego frajdę, niech poświęci chwilę na refleksję. Na to, czy to co robimy jest bezpieczne. Każdy z kierowców ryzykuje życie, gdy wyjeżdża na tor. Ludzie muszą to doceniać, bo czasem tak się nie dzieje. Anthoine był herosem. Tak bardzo zaangażowanym, jak tylko mógł. Ryzykował, by dopaść swoje marzenia. Jest mi przykro z powodu tego, co się wydarzyło" - napisał w social mediach Lewis Hamilton, aktualny mistrz świata F1.

Hamilton, który zwykł wykorzystywać Instagrama do przekazywania ważnych treści, znów trafił w sedno. Wielu kibiców poddaje krytyce jednego czy drugiego zawodnika. Czasem krytyce bardzo ostrej, czasem zjawisko to przyjmuje wręcz formę hejtu. Zapominamy jednak, że w F1 czy niższych seriach nikt nie chce przegrać, ale jednak ktoś musi być ostatni.

Każdy z kierowców wyjeżdża na tor ryzykując życie i pamiętajmy o tym. Bo może nadejść dzień, w którym jeden z nich nie powróci do alei serwisowej. A kibicom niech pozostanie w pamięci taki widok Huberta. Oto ostatnie zdjęcie, jakie zrobiono francuskiemu kierowcy w sobotę.

Komentarze (0)