Wyścig górski Pikes Peak wpisał się na stałe do kalendarza motorsportu, bo w tym roku zawodnicy stanęli do rywalizacji po raz 97. Niestety, niedzielne ściganie zakończyło się tragicznie dla Carlina Dunne'a, który zginął wskutek wypadku na ostatnich metrach rywalizacji.
"Przez lata doświadczaliśmy największych radości po kolejnych zwycięstwach, byliśmy świadkami rozczarowań po porażkach, a teraz musimy opłakiwać niespodziewaną stratę. Straciliśmy zawodnika, którego miłość do Pikes Peak doprowadziła na sam szczyt" - brzmi komunikat organizatorów wyścigu.
Czytaj także: Williams przygotował specjalną taktykę dla Kubicy
Dla Dunne'a był to piąty występ w Pikes Peak. Amerykanin wygrał cztery edycje imprezy w latach 2011, 2012, 2013 i 2018. W tym roku zmierzał po kolejne zwycięstwo, po tym jak nie miał sobie równych w kwalifikacjach i przewodził stawce wyścigu.
"Carlin zostanie zapamiętany jako mentor o wielkim sercu, pełen sportowego ducha. Był miłym i uprzejmym człowiekiem. Każdy kto go poznał, był pod jego wrażeniem. Będziemy pamiętać jego uśmiech, który zarażał innych pozytywną energią i miłością do sportu" - dodali organizatorzy.
Wypadkiem Dunne'a zajmują się śledczy. Według nieoficjalnych informacji, miało do niego dojść tuż przed samą metą. Motocykl Amerykanina miało podbić na nierówności asfaltu, po czym ten stracił nad nim panowanie i uderzył w głazy zlokalizowane tuż przy trasie.
Czytaj także: Kubica kierowcą dnia. Zmowa kibiców czy atak hakerów?
Dunne bardzo szybko otrzymał pomoc medyczną, a wyścig przerwano czerwoną flagą. Amerykanin był przytomny i rozmawiał ze służbami medycznymi. Jednak chwilę później jego stan uległ pogorszeniu i lekarzom nie udało się go uratować.