W ubiegły weekend Paul Cassidy otrzymał drugie życie. Podczas kwalifikacji do North West 200 zanotował kontakt z rywalem, przez co stracił płynność jazdy i uderzył w płot przy ogromnej prędkości. Wszystko działo się na torze ulicznym, gdzie motocykliści rozpędzają się do ponad 320 km/h, a średnia prędkość na całym okrążeniu wynosi ok. 200 km/h.
Cud na trasie North West 200
Cassidy trafił w zabezpieczone ogrodzenie, wzbił się na wysokość siedmiu metrów i wylądował na masce samochodu osobowego. To najprawdopodobniej uratowało jego życie, bo Brytyjczyk jest tylko poobijany. "Napij się kawy albo Red Bulla i też możesz pofrunąć tak jak ja" - napisał w mediach społecznościowych po powrocie z North West 200.
Obecnie wyścigi motocyklowe, jak chociażby MotoGP, organizowane są na specjalnie przygotowanych do tego torach. Są odpowiednio zaprojektowane, mają żwirowe pobocza i bariery pochłaniające energię w razie uderzenia. Wszystko z myślą o bezpieczeństwie. Jednak przed laty nawet zawody rangi mistrzostw świata organizowano na ulicach. W nielicznych miejscach ta tradycja zachowała się do teraz.
ZOBACZ WIDEO: Szalony dzień zawodnika Grand Prix. O tym mogą nie wiedzieć kibice
Najpopularniejsze wyścigi uliczne to Isle of Man Tourist Trophy, North West 200 oraz Manx Grand Prix. To właśnie na trasie tego drugiego doszło do spektakularnego wypadku Cassidy'ego. Zawody w Irlandii Północnej są organizowane od 1929 roku. Od konkurencyjnego Isle of Man TT odróżnia je to, że motocykliści wyjeżdżają na trasę wspólnie i walczą między sobą. Nie mamy do czynienia z pojedynczymi przejazdami na czas.
Nitka toru Triangle Street liczy 14,4 km. Na najdłuższych prostych motocykliści przekraczają 320 km/h. To właśnie w jednym z takich miejsc doszło do wypadku Cassidy'ego. - Byłem za innym motocyklistą, zmieniłem bieg, a on chyba miał problem ze skrzynią. Nie wiedział, że jestem tuż za nim, przesunął się w lewo i zahaczył o mnie - powiedział brytyjski motocyklista w BBC.
Cassidy nie miał czasu na reakcję. Prowadzony przez niego motocykl pędził wprost w kierunku chodnika. Zdał sobie sprawę, że prędkość jest za duża, aby hamować, a tym bardziej próbować wrócić na nitkę wyścigową. Dlatego postanowił uderzyć w płot, który był zabezpieczony specjalnymi barierami. Część z nich była napełniona powietrzem, inne - słomą.
Motocyklista po uderzeniu w bandę pofrunął w powietrze - na wysokość ponad 7 metrów. - Nic mi nie jest, chociaż wszystko bardzo mnie boli. Przy tej prędkości nie byłem w stanie nic zdziałać. Dziękuję wszystkim za wsparcie, a lekarzom za niesamowitą obsługę - powiedział później w wywiadzie. W mediach społecznościowych zamieścił zdjęcie wgniecionej maski w samochodzie osobowym, która uratowała mu życie.
- Gdyby nie to auto, najpewniej nie rozmawialibyśmy teraz. On zamortyzował upadek. Czuję się teraz jak bardzo szczęśliwy człowiek. Gdybym uderzył o beton, mielibyśmy zupełnie inną historię - dodał Cassidy, który był tak oszołomiony, że w pierwszej chwili nawet nie odnotował, że wylądował na masce auta.
Ucieczka przed śmiercią
W wyścigach ulicznych na wyspie Man czy też w północnej Irlandii niemal co roku ginie kilku śmiałków. Z tego powodu budzą one sporo kontrowersji. Łącznie w Isle of Man TT w latach 1907-2023 zginęło 269 osób. Dlatego niektórzy nazywają tę imprezę "wyścigiem śmierci".
Tegoroczne kwalifikacje do North West 200 były trzykrotnie przerywane czerwoną flagą. Organizatorzy, aby nie wywoływać kontrowersji, poinformowali jedynie, że w żadnym z incydentów nie odnotowano poważniejszych obrażeń. Szczegóły wypadków, jak i nazwiska poszkodowanych zawodników nie zostały ujawnione.
W 95-letniej historii North West 200 życie straciło 19 osób. Ostatni wypadek śmiertelny na ulicznej trasie w Irlandii Północnej miał miejsce przed ośmioma laty. Zginął wtedy 20-letni Malachi Mitchell-Thomas, który dorastał w Irlandii Północnej i od małego obserwował wyścigi uliczne. Jego ojciec rozsypał później prochy syna na wyspie Man.
Wypadek Cassidy'ego pokazał, że można poprawić bezpieczeństwo również w trakcie wyścigów ulicznych, bo jeszcze kilkanaście lat temu podobny incydent zakończyłby się tragedią. Brytyjskie media i tak rozpisują się o "cudzie", jaki wydarzył się w Irlandii Północnej. Natomiast już 1 czerwca ruszy tegoroczna edycja Isle of Man TT. Pozostaje mieć nadzieję, że będzie równie szczęśliwa i żadne nazwisko nie zostanie dopisane do listy ofiar "wyścigu śmierci".
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Ferrari idzie za ciosem. Dwa transfery z Mercedesa
- Nowy wyścig w kalendarzu F1? Inwestycja za 4 mld dolarów