[tag=69194]
Robert Karaś[/tag] już niejednokrotnie zadziwił świat swoimi nadludzkimi osiągnięciami. W swojej "kolekcji" ma już rekordy na dystansie podwójnego czy potrójnego Ironmana.
Teraz poszedł dalej! W poniedziałek ruszył po realizację kolejnego celu i marzenia. Dystans, który czekał na niego i innych uczestników tego wydarzenia, jest niewyobrażalny. Niestety wiemy, że misja Karasia nie zakończy się powodzeniem.
Polak rozpoczął znakomicie. Po pływaniu był na prowadzeniu. 19 kilometrów na 50-metrowym basenie pokonał w 4 godziny, 38 minut i 35 sekund. Na trasę rowerową wyruszył zatem jako lider. Niestety tutaj od początku prześladował go pech.
ZOBACZ WIDEO: Pechowy sezon polskiej olimpijki. "Treningi kończyły się płaczem"
Najpierw była guma i przy okazji zmiana mokrych ubrań, a to, co najgorsze, dopiero miało nadejść. "Niestety na 366. kilometrze odcinka rowerowego, przy prędkości około 40km/h, na nieoświetlonej drodze wyleciałem z trasy" - napisał w mediach społecznościowych, które na bieżąco informowały przebieg zmagań.
Niestety dla Karasia był to koniec, a Polak trafił do szpitala. "Na szczęście badania w szpitalu wykluczyły poważne urazy i skończyło się na utracie przytomności, mocnym poobijaniu i sportowej złości" - dodał. "Walczyłem od początku do końca, chcąc znacząco pobić rekord świata. Wrócę silniejszy".
Szkoda jest tym wielka, że w momencie wypadku Polak był na czele stawki prowadząc z dużą przewagą.
Zobacz także:
Sobiesław Zasada trzy kilometry od pełni szczęścia. 91-latek nie powiedział ostatniego słowa
"O Jezu co tu się stało!". Fatalny kiks bramkarza Hiszpanii w walce o ćwierćfinał