W tym artykule dowiesz się o:
Oceane Dodin (Francja, WTA 176)
Francuzka w maju była klasyfikowana na 864. miejscu. Do końca sezonu zdobyła cztery tytuły ITF (Antalya, Amarante, Shrewsbury, Zawada) oraz pokonała cztery zawodniczki z czołowej "100" rankingu. - Moje najbardziej pamiętne zwycięstwo to pierwszy sukces przeciwko zawodniczce z Top 100 [Anna Schmiedlová w Poitiers]. To był taki mój mały cel i mogłam wtedy uznać, że poprawiam swój tenis - powiedziała Dodin dla Tennis Magazine. - Zadowolona byłam również z tego, co zrobiłam później.
Oprócz Anny Schmiedlovej, 17-letnia Dodin pokonała jeszcze trzy inne zawodniczki z czołowej "100": Terezę Smitkovą w Poitiers oraz Pauline Parmentier i Anę Konjuh w Limoges.Tak dobra gra w cyklu ITF oraz w Challengerze WTA dała jej debiut w Top 200. Francuzka na początku roku chorowała (cierpiała na desynchronizację pomiędzy uchem wewnętrznym a mózgiem) i minęło sporo czasu zanim się odbudowała. Jakie ma plany na 2015 rok? - Mój cel to granie w największych turniejach w WTA Tour, aby zdobyć więcej punktów, ale także w wielu turniejach ITF - stwierdziła. W styczniu dzięki dzikiej karcie wystąpi w Australian Open i będzie to dla niej debiut w wielkoszlemowej imprezie.
Dodin preferuje ofensywny tenis. W jednym z wywiadów na sugestię przeprowadzającego, że czuje się jakby oglądał Marię Szarapową, przyznała że obie z Rosjanką mają podobny styl atakującej gry. Francuzka dysponuje świetnym serwisem, co można było zobaczyć chociażby w meczu z Katarzyną Piter w Limoges, w którym posłała dziewięć asów. W finale turnieju ITF w Zawadzie przeciwko Jeļenie Ostapenko zaserwowała 10 asów. Ma również znakomity return oraz potrafi utrzymywać kontrolę uderzeń, zarówno z forhendu, jak i bekhendu. Dodin ma również czucie przy siatce. Jeśli ustabilizuje swój tenis w niedługim czasie ma szansę awansować do czołowej "100" rankingu.
Denisa Allertova (Czechy, WTA 108)
Czeszka sezon 2014 zakończyła z niewiarygodnym bilansem meczów 55-6. Zdobyła siedem tytułów ITF, ale tylko jeden z nich miał pulę nagród wyższą niż 25 tys. dolarów (Stambuł, 50 tys.). Poza tym triumfowała w czeskim Pilznie, Budapeszcie, Siófoku i Alphen aan den Rijn (każdy po 25 tys. dolarów) oraz w dwóch turniejach w Antalyi (oba po 10 tys. dolarów). 21-letnia Allertová miała również znakomity debiut w głównym cyklu. W Luksemburgu jako kwalifikantka doszła do półfinału, eliminując po drodze Sabinę Lisicką i Varvarę Lepchenko.
- Chciałabym się znaleźć w czołowej "100" rankingu, ale wiem, że to bardzo trudna droga. Konkurencja jest ogromna - powiedziała dla gazety "Plzensky Denik" na początku sierpnia, po wywalczeniu tytułu w Pilznie. W marcu znajdowała się na 368. pozycji. Dzięki serii świetnych występów w cyklu ITF mogła zagrać w kwalifikacjach do US Open. W ich II rundzie przegrała z Aleksandrą Krunić, późniejszą rewelacją nowojorskiej lewy Wielkiego Szlema. Półfinał w Luksemburgu sprawił, że Top 100 ma na wyciągnięcie ręki. Wie jednak, że to takie proste nie będzie. - Mam za sobą świetny czas, ale nie patrzę na to, co wygrałam. Cieszę się, że nic mnie nie boli i jestem wdzięczna za każdy mecz. Chcę wspinać się stopniowo z pokorą, ale i zaufaniem do własnych umiejętności. Chcę i muszę pokonywać najlepsze tenisistki - stwierdziła.
Allertová w 2013 roku poddana została poważnej próbie. Z powodu zapalenia barku sezon zakończyła pod koniec sierpnia. Na korty wróciła w marcu 2014 roku i ma za sobą okres znakomitej gry. Ból ją zahartował. - W czasie rekonwalescencji, właściwie to wciąż boli, biegałam więcej niż kiedykolwiek. To co się wydarzyło zmieniło mój sposób myślenia. Sam czułam, że bez pewnych rzeczy moja gra nie będzie dobrze funkcjonować. Naprawdę chciałam to zrobić - mówiła Czeszka w wywiadzie dla portalu tennis-arena.cz. - Jej stan poprawił się może o 150 procent. Ale przede wszystkim tenis traktuje inaczej niż wcześniej. Docenia fakt, że może grać - stwierdził jej trener Jan Příhoda.
Allertová ma wszystko, by w niedługim czasie błyszczeć w największych imprezach głównego cyklu. Musi tylko urozmaicić swój forhend, bo gra bardzo płasko i w sytuacjach kryzysowych popełnia dużo błędów, ale też przez kontuzję barku brakuje jej czasem kontroli. Dysponuje znakomitym bekhendem, dobrze gra dropszoty. Jeśli jeszcze przy serwisie będzie miała więcej wariantów, może się wznieść bardzo wysoko. Jej pewność siebie oczywiście będzie zależała od stanu zdrowia. Wypada jej życzyć, by wszystko było w porządku, bo jest to jedna z kilku ciekawych Czeszek, mająca szansę na sukcesy w głównym cyklu.
Barbora Krejcikova (Czechy, WTA 174)
Jeszcze jedna interesująca Czeszka na naszej liście. Krejčíková (WTA 174) w 2013 roku wygrała trzy z czterech juniorskich wielkoszlemowych turniejów w deblu (wszystkie w parze z Kateriną Siniakovą) i znalazła się na 386. miejscu w rankingu singlowym. W sezonie 2014 wywalczyła trzy tytuły ITF (Przerów, Toruń, Stambuł) i awansowała na 174. pozycję. Święciła również trzy triumfy w deblu (Maribor, Sarajewo, Sobota). Jej trenerką jest Jana Novotna, mistrzyni Wimbledonu 1998, specjalistka od gry serwis-wolej.
Krejčíková na swoim koncie ma pierwsze udane występy w głównym cyklu, na razie w deblu. We wrześniu wspólnie z Tatjaną Marią doszła do półfinału w Quebec City, a w październiku w parze z Lucie Hradecką zaliczyła finał w Luksemburgu. Czeszka w całej swojej dotychczasowej karierze zdobyła osiem tytułów ITF w singlu i 14 w deblu.
Gdy zaczynała się interesować tenisem, jej idolką była Justine Henin. Teraz jest wpatrzona jak w obrazki w gwiazdy czeskiego tenisa: Petrę Kvitovą, Lucie Safarovą i Tomasa Berdycha. - Na początek chcę awansować do czołowej "100" rankingu, bo to coś znaczy. Zrobię wszystko co w mojej mocy i albo gdzieś dojdę albo nie. Stawiać sobie od razu za cel znalezienie się w Top 10 i potem czuć frustrację, że się nie udało, to trochę głupie - mówiła w 2013 roku dla portalu denik.cz, po triumfie w juniorskim Wimbledonie.
W sierpniu Czeszka zagrała w kwalifikacjach do US Open - pokonała Eri Hozumi i Michelle Larcher de Brito, by w decydującej rundzie przegrać z Ałłą Kudriawcewą. We wrześniu zadebiutowała w głównym cyklu. Jako kwalifikantka doszła do II rundy w Quebec City. Pokonała Sachię Vickery, by następnie nie dać rady Lucie Hradeckiej. Krejčíková stara się grać agresywnie. Ma bardzo szybką i sprawną rękę, z której stara się robić użytek, także w akcjach przy siatce, ale jest jeszcze trochę niepoukładana pod względem taktycznym. Szybko się jednak rozwija (w 2013 roku była na 376. miejscu w rankingu, a w listopadzie 2014 znalazła się na 168. pozycji) i Top 100 w sezonie 2015 jest w jej zasięgu.
Catherine Cartan Bellis (USA, WTA 254)
Amerykanka zaszokowała tenisowy świat, gdy w I rundzie ubiegłorocznego US Open wyeliminowała Dominikę Cibulkovą. 15-letnia Cici Bellis została najmłodszą zwyciężczynią wielkoszlemowego meczu od 2005 roku, gdy Alize Cornet odprawiła Alinę Żydkową w I rundzie Rolanda Garrosa. - Ranking nie ma tu naprawdę żadnego znaczenia. Każdy może pokonać każdego. Ten, kto wyjdzie na kort i zaprezentuje się lepiej w danym dniu, odniesie zwycięstwo - powiedziała juniorka na konferencji prasowej po odprawieniu finalistki Australian Open 2014. Jest ona najmłodszą tenisistką, której udało się wygrać mecz w US Open od czasu, gdy Anna Kurnikowa w 1996 roku okazała się lepsza od Ludmiły Richterovej. W II rundzie Amerykanka przegrała w trzech setach z Zariną Dijas. - Występ w turnieju głównym był dla mnie niewiarygodnym przeżyciem. To było prawdziwe szaleństwo. Najlepsze dni w moim życiu - stwierdziła.
W jej tenisowym życiu mogą się wydarzyć dużo lepsze rzeczy. Bellis z miejsca skradła serca fanom tenisa na świecie. Gra bardzo radosny tenis, który odpowiada jej nastawieniu. Uśmiech praktycznie nie znika z jej twarzy. Przywołać można charakterystyczny obrazek z meczu z Dijas. W jednym gemie trzy razy poszła do siatki i zdobyła trzy brawurowe punkty, a takie rzeczy rzadko się zdarzają zarówno w WTA, jak i w ATP. A ma też ogromne umiejętności w grze z głębi kortu (forhend i bekhend robią wrażenie). Najsłabszym jej punktem jest serwis, ale ma mnóstwo czasu na poprawienie go.
Bellis do US Open przystąpiła będąc klasyfikowana na 1208. miejscu w rankingu. W marcu wygrała turniej w Orlando w deblu, a w październiku zdobyła swoje pierwsze singlowe tytuły ITF (Rock Hill, Florence). Sezon 2014 był jej pierwszym w zawodowej karierze i już jest w Top 300 rankingu. Czy ta przebojowa nastolatka może już w 2015 roku przebić się do czołowej "100"? Łatwo nie będzie, przede wszystkim ze względu na ograniczenia startowe dla juniorek, ale ta dziewczyna w wieku 17 lat, jeśli nic nie zahamuje jej rozwoju, powinna być bardzo wysoko, może nawet w Top 50. Sezon 2014 zakończyła jako liderka rankingu juniorek.
Jelena Ostapenko (Łotwa, WTA 271)
Łotyszka w 2014 roku wygrała trzy turnieje ITF, wszystkie w Santa Margherita di Pula. W sumie w swoim dorobku ma już sześć tytułów (do tego siedem w deblu). Z dobrej strony 17-latka pokazała się także w podopolskiej Zawadzie, gdzie w drodze do finału wyeliminowała dwie z czterech najwyżej rozstawionych zawodniczek (Dianę Marcinkevicę i Elicę Kostową). W ubiegłym sezonie wygrała także juniorski Wimbledon.
Ostapenko od 2013 roku reprezentuje Łotwę w Pucharze Federacji. Do tej pory rozegrała 14 pojedynków i wygrała dziewięć z nich. 17-latka chce iść śladami Eugenie Bouchard, która w 2012 roku triumfowała w juniorskim Wimbledonie, a dwa lata później doszła w All England Club do finału w gronie profesjonalistek. - Myślę, że muszę ją obserwować i spróbować robić to samo - stwierdziła Łotyszka na konferencji prasowej. - Postaram się pokazać to, co mam najlepsze. Myślę, że [Bouchard] bardzo się poprawiła i jest już jedną z najlepszych zawodniczek w cyklu.
Siłą Ostapenko jest przede wszystkim serwis. Łotyszka gra agresywnie, lubi szybko rozstrzygać wymiany. Korzysta ze swoich uderzeń z głębi kortu, nie boi się również chodzić do siatki. W 2015 roku chce grać więcej w głównym cyklu. Chciałaby wystąpić w Rolandzie Garrosie, Wimbledonie i US Open. Czas pokaże czy pójdzie śladami Bouchard. Na pewno jej tenis jest ciekawszy dla oka od tego, co prezentuje Kanadyjka. Wszystko będzie zależało od mentalnego nastawienia Łotyszki, czy będzie gotowa na szybkie przejście od juniorki do profesjonalistki.
Francoise Abanda (Kanada, WTA 202)
Kanadyjka w styczniu ubiegłego roku, kilka tygodniu przed 17. urodzinami, w Port St. Lucie (Stany Zjednoczone) zdobyła swój pierwszy singlowy tytuł w cyklu ITF (była wtedy klasyfikowana na 458. pozycji w rankingu). Abanda w juniorskich turniejach może się pochwalić półfinałami Wimbledonu 2012 i Rolanda Garrosa 2014. W ubiegłym sezonie pokonała Anabel Medinę oraz urwała po secie Kimiko Date-Krumm i Dominice Cibulkovej. W sierpniu przeszła kwalifikacje do US Open i zanotowała wielkoszlemowy debiut. W I rundzie uległa Sabinie Lisickiej w dwóch wyrównanych setach. Później w Quebec City powalczyła z Venus Williams (przegrała 5:7, 3:6). W październiku awansowała na najwyższe w karierze 175. miejsce w rankingu, a w listopadzie odniosła zwycięstwo nad Jovaną Jaksić.
Jej idolką jest Venus Williams, więc możliwość zagrania z Amerykanką, była dla niej wielkim przeżyciem. - Nigdy nie myślałam, że będę miała szansę zmierzyć się z Venus Williams. Pięć czy sześć lat temu oglądałam ją w telewizji. To było dla mnie wspaniałe doświadczenie móc się z nią spotkać, zanim zakończy karierę. Miłe słowa, jakie do mnie skierowała będę mnie motywować do ostrzejszej pracy - powiedziała na konferencji prasowej Kanadyjka, która była o krok od debiutu w głównym cyklu, i to w dużym turnieju, już w 2012 roku (w Montrealu przeszła dwie rundy eliminacji, by w ich finale nie dać rady Sesil Karatanczewej).
Siłą Abandy jest potężny forhend oraz solidna gra przy siatce. 17-latka z Montrealu to kolejna utalentowana Kanadyjka, która w niedługim czasie może wkroczyć z przytupem do czołówki WTA. W 2015 powinna pokazywać się w coraz większej liczbie turniejów w głównym cyklu i w kilku z nich może udowodnić, że jest diamentem, który niebawem ma szansę zaświecić pełnym blaskiem. W starciach z Date-Krumm, Lisicką i Venus pokazała, że nie ma kompleksów. Stara się narzucić swoje warunki gry najbardziej rutynowanym gwiazdom kobiecego cyklu. Postęp jaki dokonał się w jej grze w ciągu ostatnich miesięcy musi budzić podziw, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że przez większość sezonu 2013 nie grała z powodu kontuzji barku.
Xu Shilin (Chiny, WTA 507)
16-letnia Chinka już może się pochwalić dwoma tytułami ITF w singlu (oba zdobyła w ubiegłym sezonie w Hongkongu). W sierpniu 2014 roku wywalczyła złoty medal Letnich Igrzysk Olimpijskich Młodzieży, jakie odbyły się w Nankinie. Poza tym w ubiegłym sezonie doszła do ćwierćfinału juniorskiego Wimbledonu. Jeśli chodzi o jej dokonania wśród profesjonalistów, ma już za sobą debiut w głównym cyklu. Przed rokiem nie udało się jej przejść kwalifikacji w Shenzhen (pokonała Johannę Kontę, ówczesną 114. rakietę globu, by następnie przegrać z Ludmiłą Kiczenok). W październiku dzięki dzikiej karcie wystąpiła w głównej drabince w Wuhanie. Była o krok od wyeliminowania Alison Riske, bo prowadziła 4:1 w III secie, ale nie dokończyła tego meczu, gdy zasłabła w rozstrzygającym tie breaku. Później w Pekinie urwała seta Sabinie Lisickiej.
Shilin gra oburącz zarówno forhend, jak i bekhend. Pod koniec października została liderką rankingu juniorek (na koniec sezonu na pierwsze miejsce wskoczyła Cici Bellis), po tym jak wygrała turniej Osaka Mayor's Cup zarówno w singlu, jak i deblu. - Jestem bardzo dumna z tego, że zostałam pierwszą reprezentantką Chin, która awansowała na pierwsze miejsce w rankingu juniorek - powiedziała wówczas (cytat z portalu usa.chinadaily.com.cn).
Shilin mieszkała w USA razem z rodziną i przeszła pełne szkolenie na różnych tenisowych akademiach od ósmego do 13 roku życia. W 2012 roku wróciła do Chin. Po raz pierwszy rakietę do rąk wzięła, gdy miała trzy lata. Od samego początku trenuje ją jej ojciec Xu Yang. Shilin gra bardzo agresywny tenis, stara się atakować na całej długości i szerokości kortu. Bardzo szybko się rozwija. Już posiada wieloletnie umowy sponsorskie z Adidasem, chińskim gigantem w dziedzinie smartfonów Vivo, a sprzęt do tenisa dostarcza jej francuska Tecnifibre. W niej Chińczycy pokładają największe nadzieje, po tym jak na emeryturę przeszła Na Li. Shilin ma stworzone doskonałe warunki. Pozostaje jej tylko ciężko trenować, a czas pokaże, czy uda się jej odnosić sukcesy na najwyższym poziomie.
Weronika Kudermetowa (Rosja, WTA 316)
To jedna z tych tenisistek, która w przyszłości może dać Rosjanom dużo radości. W ubiegłym sezonie w Astanie Kudermetowa zdobyła swój pierwszy tytuł ITF w singlu. Poza tym w latach 2013-2014 wygrała cztery turnieje w deblu. W lutym ubiegłego roku zadebiutowała w Pucharze Federacji. W meczu z Australią przegrała w dwóch setach z Samanthą Stosur.
Kudermetowa tenisistką została przez przypadek, jak to sama określiła. Po raz pierwszy rakietę do rąk wzięła, gdy miała osiem lat. Wcześniej tańczyła oraz uczęszczała do szkoły artystycznej. Bardzo mocno interesowała się hokejem. - Pojechaliśmy latem do Kazania, do babci. Córki przyjaciółki mojej mamy grały w tenisa i pewnego dnia zostałam zaproszona, abym z nimi poszła na kort. Zgodziłam się. Dostałam rakietę do ręki, raz machnęłam i od razu mi się spodobało! Powiedziałam mamie, że chcę grać w tenisa - wspominała swoje początki w wywiadzie dla portalu sports.ru.
Kudermetowa jest fanką Marii Szarapowej. Najmocniejszym punktem w tenisie 17-latki są forhend i serwis. Najgorzej wygląda jej praca stóp, ale sama sobie z tego zdaje sprawę i cały czas stara się ten element poprawiać. Jej ulubiona nawierzchnia to korty twarde. Rosjanka potrafi grać seriami efektowne kończące piłki, ale gdy się zablokuje robi najprostsze błędy. Jednak jak na 17-letnią dziewczynę potrafi już bardzo dużo. Jeśli dalej będzie robiła takie postępy w przyszłości, może być o niej głośno.
Naomi Osaka (Japonia, WTA 260)
17-letnia Japonka nie wygrała jeszcze żadnego turnieju ITF (może się pochwalić dwoma finałami), ale za to ma już za sobą debiut w głównym cyklu. W minionym sezonie w Stanford jako kwalifikantka doszła do II rundy, eliminując po drodze Samanthę Stosur (obroniła piłkę meczową). W II rundzie szans Osace nie dała Andrea Petković. Przystępując do tego turnieju, Japonka była klasyfikowana na 406. miejscu w rankingu. Później dzięki dzikiej karcie wystąpiła w Osace. W I rundzie pokonała Erikę Semę, a w II urwała seta Elinie Switolinie.
- Nie znam nikogo, kto wychodzi na mecz z myślą, że mu się to nie należy, więc sądzę, że na to zasłużyłam - powiedziała Osaka po pokonaniu Stosur (cytat z portalu japantimes.co.jp). - To prawdopodobnie drugie największe zwycięstwo w mojej karierze. Pierwszym było pokonanie mojej siostry [Mari Osaka]. Ojcem 17-letniej Japonki jest Haitańczyk, który w 2001 roku przeniósł się do USA. Tam również mieszka i trenuje Osaka, konkretnie w Fort Lauderdale na Florydzie.
Siłą Osaki są świetny serwis i porażający forhend, co można było zobaczyć w spotkaniu ze Stosur. Jak to bywa w przypadku tak młodych zawodniczek brakuje jej konsekwencji w jej grze. Japonka potrafiła pokonać Stosur, a na koniec roku przegrała z Iloną Kremen i Jennifer Brady, czyli zawodniczkami spoza Top 200 rankingu. Osaka ma jednak tenisowe atuty (przede wszystkim imponująca siła rażenia) i systematyczna praca może ją w przyszłości zaprowadzić na wyżyny kobiecego tenisa.
Paula Kania (Polska, WTA 156)
Sosnowiczanka w czerwcu ubiegłego roku przeszła kwalifikacje do Wimbledonu i zadebiutowała nie tylko w wielkoszlemowym turnieju, ale w ogóle w głównym cyklu. W I rundzie była blisko urwania seta Na Li - prowadziła 5:3 w I partii, by ostatecznie przegrać 5:7, 2:6. Później Kania dostała się do głównej drabinki zawodów w Stanford. Przegrała tam z Venus Williams. Przebrnęła też eliminacje do US Open. Jej pogromczynią w I rundzie okazała się Chinka Qiang Wang. Następnie w Quebec City uległa Andrei Hlavackovej. Kania wciąż pozostaje bez wygranego meczu w głównym cyklu, ale pod koniec ubiegłego sezonu pokazała się z dobrej strony w Challengerze WTA w Ningbo. Doszła do półfinału, w którym uległa Magdzie Linette.
22-letnia sosnowiczanka w swoim dorobku ma jeden tytuł WTA w deblu, zdobyty w 2012 roku w Taszkencie wspólnie z Poliną Pechową. W ubiegłym sezonie zanotowała finały w Stambule (z Oksaną Kałasznikową) i Stanford (z Kateriną Siniakovą). W cyklu ITF Kania wywalczyła pięć tytułów w singlu, z czego dwa w Polsce (Gliwice 2010, Toruń 2013), oraz 11 w deblu, z czego jeden w Toruniu dwa lata temu wspólnie z Magdą Linette. W ubiegłym sezonie w grze pojedynczej triumfowała w amerykańskim Landisville, w finale pokonując Tunezyjkę Ons Jabeur.
Kania pierwszy kontakt z tenisem miała w wieku siedmiu lat za sprawą swojego taty Pawła. Gdy dorastała jej idolką była Martina Hingis. Podziwia również Serenę Williams. Sosnowiczanka jest zawodniczką dobrze poruszającą się po korcie, ma solidnego slajsa i dropszota. Poza tym coraz lepiej funkcjonuje jej wolej (dała tego próbkę w meczu z Li w Wimbledonie). Kania stara się podążać drogą Agnieszki Radwańskiej, czyli preferuje tenis techniczny.
Problemem sosnowiczanki jest wybuchowa natura, co czasem ją blokuje na korcie, ale w ostatnich miesiącach poczyniła bardzo duże postępy i lepiej panuje także nad swoimi emocjami. Kolejnym krokiem powinien być awans do czołowej "100" rankingu. Chciałaby to osiągnąć jak najszybciej, jak mówiła w Katowicach (doszła tam do półfinału gry podwójnej wspólnie z Walerią Sołowiową) w wywiadzie przeprowadzonym przez Marcina Stańczuka. Może uda się jej ten cel zrealizować już w 2015 roku.