Pandemia koronawirusa zatrzymała rozgrywki tenisowe i storpedowała kalendarz. Od marca nie rozegrano żadnego turnieju, a przerwa potrwa co najmniej do końca lipca. Z tego powodu organizatorzy Rolanda Garrosa podjęli decyzję o przełożeniu paryskiej imprezy na jesień, co spotkało się z falą krytyki.
Jedynym tenisistą, który poparł tę decyzję, jest Gilles Simon. - Rozumiem, dlaczego to zrobili - mówił, cytowany przez "20 Minutes". - Dla nich najważniejsze było uratowanie turnieju i pracy dla wielu osób. Nie wszystkie turnieje mają ubezpieczenie jak Wimbledon i po uzyskaniu 140-milionowego odszkodowania mogą odgrywać dobrą rolę i uczyć moralności.
Jeżeli Roland Garros rzeczywiście zostanie rozegrany w nowym terminie (20 września - 4 października, choć pojawiły się doniesienia, że turniej zostanie zainaugurowany 27 września), rozpocznie się zaledwie tydzień po zakończeniu zaplanowanego w dniach 31 sierpnia - 13 września innego wielkoszlemowego turnieju, US Open. Simon uważa, że przy obowiązku odbycia kwarantanny tenisiści nie będą mogli zagrać w obu imprezach.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"
- Jeśli po przylocie do obcego kraju tenisista będzie musiał poddać się 14-dniowej kwarantannie, będzie potrzebował tyle samo czasu na trening i przyzwyczajenie się do nawierzchni. To oznacza jeden turniej dla gracza na półtora miesiąca. A US Open rozpocznie się trzy tygodnie przed Rolandem Garrosem. Jak mamy zagrać w obu tych imprezach? - zapytał.
Simon sądzi, że w takim przypadku tenisiści będą zmuszeni do wyboru jednego z tych turniejów. - Myślę, że USTA będzie chcieć przekonać najlepszych do występu w US Open i zagrają też Amerykanie. Roland Garros będzie chciał zrobić to samo i Francuzi wybiorą ten turniej - spekulował.
ATP troszczy się o samopoczucie tenisistów. Pomoże firma byłego kapitana Arsenalu