2019 rok był dla Alexa de Minaura huśtawką nastrojów. Rozpoczął rozgrywki od wymarzonego triumfu w turnieju w rodzinnym Sydney. Następnie miał duże problemy ze zdrowiem i nie uzyskiwał satysfakcjonujących go rezultatów. W lipcu zwyciężył w Atlancie, a na dobre tory w pełni wrócił dopiero jesienią. We wrześniu zdobył tytuł w Shenzhen, w październiku dotarł do finału w Bazylei, a w listopadzie zagrał o mistrzostwo Next Gen ATP Finals. Dzięki tym wynikom zakończył sezon na 18. miejscu w rankingu.
- To był szalony i trudny rok, zwłaszcza z powodu kontuzji. Jestem jednak bardzo zadowolony z wysiłków, jakie włożyłem, i z tego, że jestem 18. w rankingu. W tenisie przechodzisz przez etapy, kiedy masz wzloty i upadki. Lecz kiedy moja głowa była na właściwym miejscu, mogłem grać dobrze - mówił w rozmowie z "The Guardian".
Za moment zwrotny ubiegłego sezonu Australijczyk uznał zwycięstwo w turnieju w Atlancie. W czterech meczach w drodze po trofeum nie musiał bronić żadnej piłki na przełamanie. - To było ważne, szczególnie, aby zyskać pewność siebie. Wiedziałem, że gram dobrze, ale nie było to widoczne w wynikach. Ten triumf podziałał na mnie jak katapulta na resztę roku - wspominał.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: wykop bramkarza i... katastrofa! Co on narobił? (wideo)
20-latek z Sydney jest już 18. graczem globu i aktualnie najwyżej notowanym tenisistą swojego kraju, ale wie, że ciągle musi się rozwijać i zdaje sobie sprawę ze swoich braków. Mierzący 183 centymetry wzrostu i ważący tylko 69 kilogramów Australijczyk wyjawił, że przede wszystkim chce wzmocnić się fizycznie.
- Mam do wykonania dużo pracy w siłowni - podkreślił. - Gdy stałem się nieco silniejszy, poczułem różnicę nawet przy serwowaniu. Więc dzięki dalszej pracy, przyjdą kolejne ulepszenia. Ale nie mogę przesadzić, bo nie chcę, aby to miało negatywny wpływ na pozostałe elementy mojej gry. Będę ostrożny. Nie sądzę, że w najbliższym czasie stanę się zbyt duży.