Mirjana Lucić-Baroni zagra w ćwierćfinale wielkoszlemowego turnieju po raz pierwszy od 18 lat. Pogromczyni Agnieszki Radwańskiej nie ma sobie równych na kortach w Melbourne - tym razem pokonała reprezentantkę USA Jennifer Brady 6:4, 6:2.
Chorwatka była po meczu niezwykle szczęśliwa i nie potrafiła ukryć emocji. W rozmowie przed kamerami telewizyjnymi i publicznością na trybunach 34-latka zdecydowała się na emocjonalne wyzwanie.
- Niesamowite. Czuję się naprawdę niezwykle. Jeśli czegoś chcę, jestem w stanie dać z siebie wszystko, żeby to osiągnąć. Chciałabym powiedzieć wszystkim, którzy mają problemy - chrzańcie wszystkich, którzy mówią wam, że czegoś nie możecie zrobić. Postawcie się i zróbcie to z sercem - powiedziała tenisistka, wywołując burzę braw na Margaret Cour Arena.
Dla Lucić-Baroni to najpiękniejszy czas w karierze. Wprawdzie w 1999 roku dotarła na Wimbledonie aż do półfinału, jednak w kolejnych latach musiała sobie radzić z poważnymi problemami.
Ze względu na traumę związaną z treningami z apodyktycznym ojcem, który przez 10 lat znęcał się nad nią fizycznie i psychicznie była zmuszona na dwa lata zawiesić karierę. Tym łatwiej zrozumieć jej wyznanie po spotkaniu IV rundy Australian Open.
ZOBACZ WIDEO Piotr Żyła: Kamil Stoch z konkursu na konkurs pokazuje, że jest najlepszy