W poniedziałek Roger Federer wróci na pozycję lidera rankingu ATP World Tour - rozpocznie swój 286. tydzień w tej roli, co będzie wyrównaniem rekordu Pete'a Samprasa. Federer już zrównał się z Amerykaninem (Roger pracuje z jego trenerem, Paulem Annacone) pod względem wygranych w Wimbledonie (rekordowe siedem ma na koncie także William Renshaw, legenda ery amatorskiej).
Federer jest zdecydowanym numerem jeden na liście wielkoszlemowych zdobywców (drugi, Sampras, wygrał 14 turniejów). Poprzedni jednak tytuł w którejś z czterech najważniejszych imprez tenisowych wywalczył w 2010 roku, w Melbourne: od tego czasu laurami dzielili się Rafael Nadal i Novak Djoković. Na wimbledońskim tronie zasiadł ostatnio w 2009 roku (w latach 2003-2009 był nieprzerwanie w finale, przegrywając go tylko w edycji 2008).
Gdy Nadal potknął się już w pierwszym tygodniu zmagań, gdy Djoković został okiełznany przez starego-nowego mistrza w półfinale, ostatnim rywalem Federera pozostał Murray - pierwszy od 74 lat Brytyjczyk, który dotarł do finału. Szkot grał znakomicie: wygrał seta i miał szanse w drugim, którego jednak w spektakularny sposób zgarnął Federer. Na początku trzeciej partii zaczęło lać i zamknięto dach. Po 40-minutowej przerwie, w halowych warunkach, zapanowała maestria.
Na geniusz nie ma rady. Boris Becker: - Przegrać z Federerem to nie wstyd. A jednak świadomość straconej szansy na spełnienie dziecięcych marzeń to było za wiele: Murray (46 winnerów przy 25 piłkach zepsutych) podczas dekoracji zupełnie się rozkleił, a z nim jego dziewczyna, jego matka, jego fani, jego trybuny, wielka "góra Murraya" (kibice poza stadionem), Wielka Brytania.
Finał Wimbledonu dla Brytyjczyka, po tak długiej przerwie, to sprawa honorowa. Dźwigając na barkach oczekiwania milionów, Murray nie zawahał się rzucić do forhendu (w raczej powszechnej opinii tenisistów taki skok to jest ruch ostateczny, uzasadniony wyłącznie w wypadku finału Wimbledonu lub - co pokazał Del Potro - Pucharu Davisa). Punktu w monstrualnym, niemal 20-minutowym gemie przy 3:2 w trzecim secie, mu to nie przyniosło, podobnie jak dwa regularne upadki, które zaliczył na mokrawej jeszcze trawie.
Murray nie utrzymał tego wspomnianego gema - klucza do prowadzenia Federera 2-1 w setach, co udało mu się przy swoim serwisie (16 asów, ale tylko 56% trafień z pierwszego podania) po 11-minutowej walce przy 4:3 w partii otwarcia. W procesie pobudzania nienasyconych widzów poszedł wtedy o krok dalej: przełamał popełniającego w tym fragmencie meczu zbyt wiele niewymuszonych błędów Federera, przy okazji niemal go - dosłownie - nokautując (uderzeniem z bliska tuż nad czupryną chowającego się przed piłką rywala). To był klucz do seta, zaraz szybko zamkniętego. Murray w swoich trzech poprzednich finałach wielkoszlemowych seta nie wywalczył ani jednego.
W historii nie ma pytania "gdyby?", które jednak niemiłosiernie ciśnie się na język wobec sytuacji przy 2:2 w drugiej partii. Serwujący Federer posłał winnera w linię, ale wobec błędnego wywołania autu sędzia stołkowy zarządził powtórkę: zamiast 15-40 było zatem po 30. Zamiast break pointów był popis smeczów Federera (trzech potrzebował, by ujarzmić Murray przy decydującej piłce). Partia rozstrzygnęła się finezyjnie: przy 6:5 Roger posłał dropszota, do którego Murray nie mógł dojść i pojawił się setbol, który mógłby stać się symbolem powrotu Szwajcara na szczyt tenisowego świata (bekhendowy drop-wolej z rotacją boczną).
Po dwóch godzinach walki, w trzecim secie, przy 1:1 i serwisie Federera (40-0), przyszła ulewa: zawodnicy zeszli do szatni, zamknięto dach. Grę wznowiono przed godz. 18 polskiego czasu.
Zanim Murray przegrał batalię przy 2:3 w trzeciej partii, obronił pięć break pointów. Jego mankament - drugie podanie, Federer wykorzystywał nie z właściwą sobie gracją, ale w sposób najnaturalniej bezlitosny.
W piątym gemie czwartego seta Murray wyrzucił dwie piłki, a przy break poincie został minięty krosem: Federer wyszedł na prowadzenie. Zaraz potem Brytyjczyk, mając na siatce Federera, ale jego kort praktycznie otwarty, posłał zbyt długi forhend przy 15-30. Tej sytuacji mógł żałować, bo w dwóch pozostałych Federerowi do zdobycia mistrzostwa gemach serwisowych nic już zdziałać nie mógł.
Ile zyskał Federer na wartości, gdy zamknięto dach? Ostatni mistrz toczonego pod dachem, także w Londynie, turnieju Masters i najpewniej najwybitniejszy dziś specjalista od gry w takich warunkach - Szwajcar po przykryciu stadionu stał się tym większym faworytem. I grał lepiej niż na początku: zakończył pojedynek z 62 uderzeniami kończącymi i 38 niewymuszonymi błędami (z czego 16 w I secie).