AO: Harrison zmusił Murraya do wysiłku

Utalentowany Ryan Harrison (ATP 77) okazał się godnym rywalem dla oznaczonego w Melbourne numerem czwartym Andy'ego Murraya. 24-letni Szkot dopiero po ponad trzygodzinnym pojedynku pokonał 4:6, 6:3, 6:4, 6:2 młodego Amerykanina i awansował do II rundy Australian Open.

W dwóch poprzednich edycjach rozgrywanej na antypodach wielkoszlemowej imprezy Murray docierał do finału, jednak ani razu nie udało mu się wywalczyć upragnionego tytułu. Szkot do Melbourne przyleciał prosto z Brisbane, gdzie w zawodach rangi ATP World Tour 250 wywalczył swoje 22. mistrzowskie trofeum. Marzeniem 24-letniego tenisisty jest, aby jego zwycięska passa trwała również podczas Australian Open, jednak już w I rundzie Murray został zmuszony do wysiłku przez uzdolnionego Harrisona.

- Rozegrał dzisiaj wspaniałe spotkanie. Nie bał się uderzać piłek mocno, przez co często zmuszał mnie do biegania. To naprawdę bardzo dobry zawodnik i jestem przekonany, że będzie coraz lepszy - chwalił Amerykanina po meczu Murray.

19-letni Harrison rzeczywiście sporo ryzykował, zanotował 47 kończących uderzeń, ale i popełnił aż 61 błędów własnych. Reprezentant USA dwukrotnie przełamał serwis tenisisty z Dunblane, który ostatecznie okazał się lepszy od rywala o trzy breaki.

Murray o 1/16 finału zagra w czwartek z Édouardem Rogerem-Vasselinem (ATP 101). Francuz miał w I rundzie ułatwione zadanie, bowiem jego rywal, Belg Xavier Malisse (ATP 64), poddał mecz po rozegraniu zaledwie jednego seta.

Program i wyniki turnieju mężczyzn

Komentarze (3)
avatar
RvR
17.01.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Będzie z Ryana niezły gracz, ale musi umieć zapanować nad sobą w najważniejszych momentach. 
avatar
vamos
17.01.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie spodziewałem się, że Harrison narobi aż tyle problemów. Kilka gemów, może jeden tajczyk, ale na pewno nie set. Chyba Szkocja znowu zakończy przygodę w Szlemie przedwcześnie... 
avatar
love-gomez
17.01.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
No i Murray już set więcej rozegrany niż najwięksi rywale. Jak zawsze to samo :-)