Jak na razie tegoroczny sezon lepiej układa się lepiej dla Aryny Sabalenki niż dla Igi Świątek. Białorusinka wygrała dwa turnieje wielkoszlemowe (Australian Open i US Open) podczas gdy Iga Świątek triumfowała tylko w Roland Garros. Do tego zaliczyła także znakomitą końcówkę sezonu.
Sabalenka sukcesywnie zmniejszała stratę do Świątek. Po wygraniu w turnieju rangi WTA 1000 w Wuhan była już pewna tego, że po prawie roku powróci na fotel liderki. Stało się to jednak w mało spodziewanym momencie.
Wszyscy eksperci byli pewni, że Białorusinka zostanie numerem 1 28 października, czyli wtedy, kiedy zawodniczkom zostaną odjęte punkty za występ w ubiegłorocznym WTA Finals, kiedy Świątek wygrała całe zmagania. Jednak ku zaskoczeniu wszystkich federacja WTA już tydzień wcześniej opublikowała ranking, zgodnie z którym to Sabalenka była numerem 1.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Sabalenka wyprzedziła Świątek. Otrzymała po tym prezent
Dlaczego tak się stało? Obu zawodniczkom wstawiono 0 punktów za najgorszy liczący się tegoroczny turniej. De facto odjęto im pewną sumę "oczek". Sabalenka za turniej w Dubaju otrzymała zaledwie 10 punktów, a u Świątek najgorszym wynikiem było 120 za turniej w Stuttgarcie. Te wieści zaskoczyły samą Sabalenkę.
- W ogóle nie wiedziałam, że zostanę liderką rankingu. Myślałam sobie: Co się stało? Jak? Gdzie straciła te sto punktów. Obudziłam się rano, a mój chłopak powiedział mi coś w stylu. "O, gratulacje, zostałaś numerem 1 na świecie" - twierdzi tenisistka.
- Zawsze mówiłam, że chciałabym zakończyć rok jako liderka, ponieważ wtedy będę bardziej pewna siebie. Wiem, cały czas dawałam z siebie wszystko i sporo wygrałam. Dla mnie najlepiej by było jednak, jakbym zakończyła rok jako numer jeden na świecie - dodaje Sabalenka.