To był bardzo słaby mecz Huberta Hurkacza na kolejnym wielkim turnieju. Polak odpadł już sensacyjnie w drugiej rundzie wielkoszlemowego US Open, mimo że początek mało na to wskazywał. Prowadził już 5:2 z niżej notowanym Jordanem Thompsonem. Później jednak jego gra się załamała, a w niektórych momentach odstawał poziomem od Australijczyka.
- Byłem pozytywnie zaskoczony początkiem. Świetnie zafunkcjonował serwis. Thompson dostał kilka mocnych ciosów, był wyłączony z gry, a wszystkie atuty miał Hubert. Od momentu, gdy Australijczyk przełamał na 4:5, już nie można nic dobrego powiedzieć o grze Polaka. Słaby tie-break, a w drugim secie miał problemy z wygrywaniem punktów nawet przy własnym podaniu - ocenia komentator Eurosportu Marek Furjan.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak trenuje najlepszy klub Europy
Obrazu nie zmienił także trzeci set, w którym Hurkacz się podniósł. Przez chwilę można było mieć wrażenie, że wróci do meczu. Ostatecznie w końcówce zawiódł i przegrał 5:7. Był wyraźnie gorszy od Thompsona, który zagrał kapitalny mecz.
- Była między nimi bardzo duża dysproporcja. Hubert nie zagrał na miarę tenisisty z czołowej dziesiątki, a nawet dwudziestki. Długimi fragmentami nie funkcjonował jego serwis, nie dawał mu przewagi. Bardzo dużo było długich akcji w gemach Huberta, a w takich sytuacjach powinna się zapalić nam czerwona lampka. Jego tenis oparty jest właśnie na tym elemencie i gdy nie funkcjonuje, to pojawiają się kłopoty - tłumaczy dziennikarz.
Rozczarowanie spowodowane kontuzją? "Nikt nie miał poważnych oczekiwań"
W drugiej rundzie Wimbledonu, niecałe dwa miesiące temu, Hubert Hurkacz nabawił się poważnej kontuzji, która wykluczyła go z igrzysk w Paryżu. W meczu drugiej rundy US Open widać było, że poruszał się zdecydowanie inaczej po korcie, popełniał sporo błędów. Czy uraz mógł mieć dyspozycję na Polaka?
- W pierwszej rundzie Hubert ślizgał się po korcie, bronił trudne piłki. Nie widziałem u niego pozostałości kontuzji. Nie wiem, na ile jest dysponowany, ale należy go traktować jako pełnoprawnego uczestnika imprezy - ocenia Furjan.
Wrocławianin po raz kolejny w Nowym Jorku odpadł na bardzo wczesnym etapie turnieju. Nigdy w US Open nie był w stanie przebrnąć nawet drugiej rundy i znaleźć się w gronie 32 najlepszych zawodników.
- Nikt nie miał poważnych oczekiwań w stosunku do Hurkacza. On dopiero wrócił do zdrowia, miał zabieg, rozegrał kilka niezłych meczów. Nie było jednak żadnych wskazań na to, że będzie się realnie liczył. Jak zwykle to bywa w Nowym Jorku, ten turniej skończył się bardzo szybko - przyznaje komentator.
Hurkaczowi ucieka elitarny turniej
Porażka w US Open bardzo komplikuje sytuację Polaka w kontekście udziału w turnieju ATP Finals. Bierze w nim udział ośmiu najlepszych zawodników danego sezonu. Polak obecnie w tym wyścigu jest 12. i traci prawie 400 punktów do ósmego Alexa de Minaura. A trzeba zaznaczyć, że Australijczyk dalej gra w turnieju.
- Na ten moment Hurkacz nie zasługuje specjalnie na ATP Finals. Wiadomo, był ćwierćfinał w Australian Open, czwarta runda w Roland Garros, ale żeby kwalifikować się do turnieju mistrzów potrzeba czegoś więcej. Druga runda Wimbledonu i US Open to za mało. Dodatkowo jeszcze mu się przydarzył uraz - ocenia Furjan.
Przed Polakiem jeszcze jednak dwa miesiące gry i kilka dużych turniejów. Co powinien sobie postawić za cel?
- Powrót do formy i odbudowanie się. Trudno stawiać gigantyczne cele, grając takie mecze, jak ten czwartkowy. To nie był tenis na wygrywanie wielkich imprez. Do ATP Finals potrzebne by było kilka bardzo dobrych turniejów, wręcz znakomitych - kończy Marek Furjan.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Przeklęta druga runda dla Huberta Hurkacza