Do tej pory Hubert Hurkacz nie mógł odnaleźć się w wielkoszlemowym US Open. W końcu nigdy w karierze nie wygrał dwóch spotkań w jednym sezonie. W tym roku nasz tenisista stanął przed kolejną szansą po tym, jak na inaugurację wyeliminował Kazacha Timofieja Skatowa w trzech setach.
O miejsce w trzeciej rundzie Polak zmierzył się z Australijczykiem Jordanem Thompsonem, który rozgrywa swój najlepsze sezon w karierze. Tenisiści spotkali się ze sobą po raz pierwszy i to niżej notowany zawodnik zwyciężył 7:6(2), 6:1, 7:5.
Początek premierowej odsłony należał do wrocławianina. Już w pierwszym gemie serwisowym Thompson musiał mieć się na baczności, bo jego rywal dwukrotnie był w stanie doprowadzić do równowagi. Mimo że Australijczyk utrzymał podanie, to następnym razem ta sztuka mu się nie udała.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pogromca Błachowicza złapał oponę. Kilkanaście sekund i po sprawie!
W czwartym gemie tego spotkania Hurkacz zdobył pierwsze przełamanie, wykorzystując drugiego break pointa. Później był skuteczny przy własnym serwisie, co pozwoliło mu się oddalić na 4:1.
Mimo że w siódmym gemie Thompson mógł odrobić stratę, to ta sztuka mu się nie udała. Wówczas wynik 5:2 dla Hurkacza dawał mu szansę na to, by zakończyć premierową odsłonę triumfem.
Jednak w najważniejszym gemie serwisowym tego seta nasz tenisista zawiódł i stracił podanie. Australijczyk ostatecznie doprowadził do remisu (5:5), a o końcowym wyniku seta partii zadecydował tie-break.
Mimo początkowej walki okazał się on jednak jednostronny. Od stanu 2-2 punkty zdobywał tylko i wyłącznie Thompson, dzięki czemu przy pierwszej piłce setowej zapisał na swoim koncie premierową partię.
II odsłona tej rywalizacji rozpoczęła się znakomicie dla Australijczyka. Udało mu się bowiem przełamać rywala na dzień dobry, a gdyby tego było mało, to w czwartym gemie jeszcze powiększył przewagę (4:0).
Tym samym dla niżej notowanego tenisisty pojawiła się okazja, by wyjść na 5:0. Wówczas jednak Hurkacz zdołał się obudzić, a co za tym idzie odrobił część strat. Chwilę później jednak zwiastun powrotu znikł.
Thompson po raz trzeci z rzędu przełamał naszego zawodnika, a co za tym idzie prowadził 5:1 i serwował na zwycięstwo w secie. To udało mu się osiągnąć, gdy wykorzystał drugą okazję do postawienia kropki nad "i".
W kolejnym secie obaj tenisiści szli równo. Przez pierwsze siedem gemów żaden z tenisistów nie był w stanie zagrozić przeciwnikowi. W końcu się to zmieniło, bo Hurkacz wypracował sobie dwa break pointy. Z trudnej sytuacji znakomicie wybrnął Australijczyk, zdobywając łącznie cztery punkty z rzędu.
W kolejnym gemie serwisowym Thompsona nasz tenisista postawił przeciwnika pod ścianą, bo ten musiał bronić piłki setowej. Ponownie jednak w trudnym momencie podołał zadaniu i wszystko zmierzało do tie-breaka.
Nagle jednak przyszedł gem, w którym Polak był cieniem samego siebie. Stracił pierwsze trzy punkty i mimo że obronił dwa break pointy, to przy ostatnim skapitulował. Wobec tego Australijczyk był o krok od zakończenia spotkania.
W dwunastym gemie od stanu 30:30 Thompson najpierw wypracował sobie piłkę meczową, a w kolejnej akcji postawił kropkę nad "i". Dzięki temu to on zagra w trzeciej rundzie, której Hurkacz nie osiągnął jeszcze nigdy i musi czekać kolejny rok, by o nią powalczyć.
US Open, Nowy Jork (USA)
Wielki Szlem, kort twardy, pula nagród 75 mln dolarów
czwartek, 29 sierpnia
I runda gry pojedynczej:
Jordan Thompson (Australia) - Hubert Hurkacz (Polska, 7) 7:6(2), 6:1, 7:5
Nr 7 to jakieś nieporozumienie ATP.