Dawid Góra: To stało się zaraz po meczu. Czekała cała Polska [OPINIA]

Getty Images / VCG/VCG / Na zdjęciu: Iga Świątek
Getty Images / VCG/VCG / Na zdjęciu: Iga Świątek

Łzy szczęścia, pajacyki, które Iga robiła z radości niemal przez cały kort, uśmiech Tomasza Wiktorowskiego (poważnie!) - to obrazki, na które długo czekaliśmy. "Przełom" jest słowem ze wszech miar właściwym.

Nie dlatego, że Iga w ostatnim czasie straciła umiejętności. Talentu, wykonanej pracy i gigantycznego progresu mentalnego nie traci się za pstryknięciem palcami. Ona to wszystko miała cały czas. Jednak umiejętność ekspozycji tego, a przede wszystkim przełożenia na wynik, to już zupełnie coś innego.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, radość ze zwycięstw maleje wraz ze wzrostem ich liczby. A Polka miała ich ostatnio mniej niż się spodziewała. Stąd ta radość Igi po ostatniej piłce finału turnieju WTA w Pekinie (6:2, 6:2). Finału, w którym wygrała gładko, spokojnie, bez nerwowych sytuacji, praktycznie bez błędów własnych.

Ludmiła Samsonowa w niedzielę była wyraźnie dobrze przygotowana do spotkania. Zarówno motorycznie, jak i psychicznie. Świetnie też je zaczęła.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kamera skupiła się na kibicach. Ależ wczuli się w role!

Początkowo sądziłem nawet, że mecz będzie niesłychanie wyrównany. Wieszczyłem tie-breaki i świetne serwisy Rosjanki. Tymczasem do tie-breaków nie było nawet blisko, a serwisy rywalki Polki błyskawicznie straciły na mocy. Choć nie, na mocy to one jakoś przesadnie nie straciły. Ale na precyzji - owszem. A podwójne błędy serwisowe popełniane przez Samsonową świadczą tylko o tym, że także psychika zawodniczki wysiadła stosunkowo wcześnie.

Iga tymczasem grała równo, dokładnie, bezbłędnie. Mało zobaczyliśmy spektakularnych zagrań, choć im bliżej było końca spotkania, na tym więcej pozwalała sobie Iga. Finał w Pekinie miała pod kontrolą od samego początku do ostatnich punktów. Nie było kaprysów, narzekań po mniej udanych piłkach. Zostawało wyłącznie skupienie i, od czasu do czasu, wyrazy umiarkowanej radości.

Umiarkowanej, bo ta miała wybuchnąć dopiero po piłce mistrzowskiej. Łzy to nie wszystko. Kiedy przeszło pierwsze wzruszenie, Iga skalała po korcie wchodząc w interakcję z publicznością. Niejednokrotnie podchodziła też do swojego sztabu na dłuższe rozmowy z Maciejem Ryszczukiem i Tomaszem Wiktorowskim. Ten drugi zaskoczył publiczność. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów na jego twarzy pojawił się wylewny uśmiech. A dla tych, którzy mają za sobą mnóstwo obejrzanych meczów Igi, to naprawdę potężne zaskoczenie.

Trudno się jednak dziwić. W Chinach Iga wykonała milowy krok do tego, aby sezon zakończyć z uśmiechem. Aby wiara we własne możliwości nie osłabła, a powrót na rankingową pierwszą pozycję był tylko kwestią czasu.

Polka znów dała sobie piękną lekcję pościgu za formą, za triumfami i punktami. Nieocenioną w kontekście jej dalszej kariery.

Dawid Góra, WP SportoweFakty

Kosmos. Tyle zarobiła Iga Świątek za sukces w Pekinie >>
Niełatwy mecz Huberta Hurkacza. Nieznany przeciwnik postraszył Polaka >>

Źródło artykułu: WP SportoweFakty