Istny horror w meczu Hurkacza

Getty Images / Tim Nwachukwu / Na zdjęciu: Hubert Hurkacz
Getty Images / Tim Nwachukwu / Na zdjęciu: Hubert Hurkacz

Hubert Hurkacz i Thanasi Kokkinakis spędzili na korcie aż trzy godziny i 34 minuty. Obaj stoczyli zaciętą batalię, w której odbyły się trzy tie breaki. Ostatecznie więcej zimnej krwi zachował Polak i to on gra dalej w turnieju w Miami.

W pierwszej rundzie turnieju w Miami Hubert Hurkacz z uwagi na rozstawienie z numerem ósmym otrzymał wolny los. Dlatego do rywalizacji przystąpił od drugiej, w której przyszło mu mierzyć się z Thanasim Kokkinakisem. Australijczyk do głównej drabinki dostał się jako "szczęśliwy przegrany", a następnie pokonał po trzysetowej bitwie Zizou Bergsa.

W pierwszym secie przez długi czas brakowało emocji. Obaj tenisiści pewnie wygrywali swoje gemy serwisowe, w których returnujący nie byli w stanie włączyć się do gry.

Dopiero w dziesiątym gemie dwa punkty przy podaniu rywala był w stanie zdobyć Polak. Następnie jeszcze bardziej powalczył Australijczyk, który przegrywał 15:40, ale był w stanie doprowadzić do równowagi. Ostatecznie kolejne wymiany skończyły się z korzyścią dla wrocławianina, który utrzymał serwis i zagwarantował sobie grę w tie breaku.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za trening Polaków! "Dziewczyny się za mną uganiają"

Do przełamania nie doszło w kolejnym gemie, więc o wszystkim zadecydował właśnie tie break. Udanie rozpoczął go Kokkinakis, który popisał się mini przełamaniem na start, a następnie zdobył dwa punkty przy swoim serwisie (3:0). Po tym jednak serią popisał się jego przeciwnik.

Hurkacz zdobył aż sześć punktów z rzędu! Nie dość, że odrobił stratę, to wyszedł na prowadzenie 6:3 i miał piłki setowe. Wszystkie jednak... zaprzepaścił. Polak nie był w stanie postawić kropki nad "i" nawet przy swoim serwisie. Ostatecznie Australijczyk doprowadził do remisu (6:6) i gra toczyła się dalej.

Nasz tenisistka raz po raz wypracowywał sobie setbole, ale co z tego, skoro nie potrafił ich wykorzystywać. Po nich do głosu doszedł Australijczyk, który jednak wpakował forhend w siatkę, dzięki czemu rywalizacja trwała dalej (10:10).

W kolejnej wymianie Kokkinakis ponownie wypracował sobie okazję do zamknięcia tej partii. Tym razem miał szansę tego dokonać przy własnym podaniu i ta sztuka mu się udała, gdy jego rywal wyrzucił slajsa. Tym samym wrocławianin wypuścił seta z rąk i w kolejnym walczył o pozostanie w turnieju.

W II odsłonie tego pojedynku doszło do pierwszego przełamania. Jego autorem był Hurkacz, który dokonał tego w piątym gemie. Pomógł w tym rywal, który popełnił podwójny błąd serwisowy.

W momencie, gdy Polak serwował po zwycięstwo w secie (5:4), Kokkinakis wrzucił wyższy bieg. W końcu musiał ryzykować, bo nie miał nic do stracenia. Nieudana akcja serwis-wolej wrocławianina spowodowała, że rywal miał dwa break pointy. Co prawda żadnego z nich nie wykorzystał, ale przy trzeciej okazji forhend w siatkę wpakował przeciwnik.

W kolejnym gemie Australijczyk ponownie popełnił podwójny błąd, po którym Hurkacz miał szanse na przełamanie. Tej jednak nie udało mu się wykorzystać. Ostatecznie po raz drugi w tym spotkaniu doszło do tie breaka.

W nim Polak był w tarapatach, gdy zepsuł forhend i jego rywal miał dwa meczbole. Australijczyk zmarnował jednak obie okazje, a także trzecią, którą wypracował sobie przy własnym serwisie (7:7). As serwisowy wrocławianina sprawił, że miał on piłkę setową. W kolejnej wymianie Kokkinakis nie zdołał wybronić się przed atakiem przeciwnika. Po dwóch godzinach i 24 minutach gry mieliśmy wynik 1:1 w setach.

Hurkacz mógł pójść za ciosem w kolejnej partii. W czwartym gemie po błędach rywala prowadził 40:0. Wtedy jednak trzy asy serwisowe z rzędu posłał Australijczyk. A przy czwartym break poincie Kokkinakis obronił się forhendem.

W ósmym gemie Polak stanął przed kolejną szansą na to, by przełamać rywala. Ten jednak obronił się akcją przy siatce, dzięki czemu wyszedł z opresji i po raz kolejny utrzymał podanie. Następnie obaj tenisiści pewnie wygrywali przy swoich serwisach, przez co po raz trzeci w tym meczu doszło do tie breaka.

Podobnie jak w pierwszym secie udanie rozpoczął go Kokkinakis od prowadzenia 3:0 z mini przełamaniem. Co prawda po błędzie rywala Hurkacz zdołał odrobić stratę, ale momentalnie po raz drugi przy podaniu przeciwnika zapunktował Australijczyk (5:3).

Po tym, jak z drugiego serwisu Kokkinakis zaserwował asa, miał on czwartą piłkę meczową. Jednak co z tego, skoro Polak chwilę później popisał się znakomitym returnem i ponownie odrobił stratę. Kolejnego meczbola obronił podaniem, a następnie posłał kolejny serwis, z którym nie poradził sobie rywal. Tym samym wrocławianin miał pierwszą okazję na zamknięcie tej batalii.

Wtedy odbyła się długa wymiana, która ostatecznie zakończyła się błędem Australijczyka. Tym samym po trzech godzinach i 34 minutach Hurkacz pokonał Kokkinakisa 6:7(12), 7:6(7), 7:6(6) i awansował do trzeciej rundy turnieju ATP 1000 w Miami.

Niewiadomą pozostaje, kto będzie jego rywalem. Zadecyduje o tym pojedynek Francuza Adriana Mannarino z Amerykaninem Benem Sheltonem. Ten rozpocznie się w okolicach godziny 5:00 w nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu (25/26 marca).

Miami Open, Miami (USA)
ATP Masters 1000, kort twardy, pula nagród 8,8 mln dolarów
sobota, 25 kwietnia

II runda gry pojedynczej:

Hubert Hurkacz (Polska, 8) - Thanasi Kokkinakis (Australia, LL) 6:7(12), 7:6(7), 7:6(6)

Program i wyniki turnieju mężczyzn

Przeczytaj także:
Była liderka rankingu wyeliminowana. Eksperci wniebowzięci po triumfie Magdy Linette

Komentarze (12)
avatar
Sabbath 77
26.03.2023
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
On gra jakby był ciepły. Może coś nie wiem? 
avatar
fannovaka
26.03.2023
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Asy mu dopomogly ale nie tylko! Kokkinakis gral bardzo dobrze mimo odleglego rankingu i tez zagrywal wiele asow. Brawa dla Huberta ze walczyl do konca no i wygral w co grekowi bylo wrecz ciezko Czytaj całość
avatar
Aga3333
26.03.2023
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
poprosze redaktora aby napisal artykul o tenisowych kibolach SF wypowiadajacych sie ponizej i ich rowno zjechal tak jak potrafi to robic po przegranej sportowcow. Ci ludzie zasluguja na najgo Czytaj całość
avatar
Elay
26.03.2023
Zgłoś do moderacji
3
3
Odpowiedz
On nie robi żadnych postępów,a wręcz się cofa.Gdy asy nie wchodzą,on nie istnieje.Gdyby rywalem był Djokowicz,to mecz by trwał godzinę. 
avatar
Ryży PR
26.03.2023
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Lamusy z Wawy mogą teraz popsioczyć. Nie ma lansiary Świątek. Na kimś się będą wyzywać. Chachacha.