- Ciekawe, jak głębokie będą jego przekonania, gdy przez brak szczepienia nie będzie mógł zagrać w turniejach wielkoszlemowych - zastanawiał się na samym początku pandemii Andy Roddick, zwycięzca US Open 2003. Takie same pytania zadawali sobie też kibice. Jak twardy będzie szczepionkowy opór Novaka Djokovicia? Jak długotrwały i co go złamie? Wysłanie kolegów i setek kibiców na kwarantannę, a może własne cierpienia w australijskim ośrodku dla uchodźców?
Po upływie trzech lat odpowiedź jest jasna: Djoković nie zaszczepi się za żadne skarby, z trofeami wielkoszlemowymi włącznie. Stał się symbolem antyszczepionkowców i niewątpliwie wśród tej grupy osób zyskał sympatię, a może nawet podziw. Bilans zysków i strat jest jednak ujemny.
Stratny tenisista
Djoković liczy się w niemal każdym tenisowym zestawieniu wszech czasów. W najważniejszym, dotyczącym wielkoszlemowych tytułów, remisuje 22-22 z Rafaelem Nadalem. Z powodu niezaszczepienia nie mógł jednak wziąć udziału w zeszłorocznych edycjach Australian Open i US Open, a okazja do powiększenia dorobku przepadła mu również dwa lata temu, gdy odwołano Wimbledon. W każdym z tych trzech turniejów Serb byłby jednym z głównych kandydatów do zwycięstwa.
Szczebel niżej w tenisowej historii znajdują się turnieje Masters 1000. Serb wystartował tylko w czterech z dziesięciu ostatnich imprez z tej serii. Powód za każdym razem był ten sam - brak wymaganego szczepienia. Przepada mu więc jedna okazja za drugą, żeby śrubować lub poprawiać rekordy. Mimo to, od początku pandemii wygrał pięć takich imprez. Tyle tylko, że wcześniej, bez ograniczeń startowych, potrafił wygrać sześć w ciągu jednego sezonu.
To wszystko sprawia, że Roger Federer choć już nie ucieka, to Djoković goni go wolniej, niż gdy obaj byli aktywnymi tenisistami. Szwajcar wygrał rekordowe 103 turnieje głównego cyklu. Djoković ma ich o dziesięć mniej, a 36. urodziny za pasem.
Stratny człowiek
Dość jednak liczb dodających jedynie smaczku całej sprawie. Jej istotą są bowiem poglądy Djokovicia, kiedyś znajdujące się na marginesie, a za sprawą pandemii wyniesione na okładki gazet i legitymujące powszechną opinię o jednym z najlepszych sportowców XXI wieku.
"Osobiście nie jestem za szczepionkami. Nie chciałbym, by ktoś kazał mi się zaszczepić, bym mógł podróżować" - przekazał Djoković w kwietniu 2020 roku podczas czatu z kibicami i przez trzy lata zdania nie zmienił. W tym czasie zdążył za to zorganizować Adria Tour, podczas którego koronawirusem zaraził się jego trener, koledzy z kortu, a najprawdopodobniej też setki kibiców. "Czy oni mają w głowach coś innego niż piłki tenisowe?" - pytał retorycznie Nicolas Kiefer o tych, którzy wzięli udział w rozgrywkach. Zresztą oni sami wystawili świadectwo o sobie, tańcząc w klubie do piosenki o jakże sprzecznym do okoliczności tytule "A little party never kill nobody". Djokoviciowi mogło się wówczas wydawać, że gra wirusowi na nosie, lecz z dzisiejszej perspektywy wygląda na to, że niósł wilk razy kilka, ponieśli i wilka. Gwoli ścisłości, należy dodać, że Serb potrafił też przekazać milion euro na sprzęt w szpitalach potrzebny przy opiece nad zarażonymi pacjentami.
Serb słono zapłacił - choć o pieniądzach jeszcze nie teraz - za swoje przekonania. Zaczęto wyciągać historie z przeszłości, które, jak już wcześniej zaznaczyliśmy, wcześniej były odnotowywane cienkim rysikiem na marginesie jego biografii. - Widziałem ludzi i wiem, że tacy są, którzy przez proces transformacji energetycznej, siłę modlitwy, siłę wdzięczności, potrafili zmienić najbardziej toksyczne jedzenie czy najbardziej zanieczyszczoną wodę, w wodę, która uzdrawiała. To dlatego, że naukowcy udowodnili, że woda reaguje na nasze emocje i na to, co mówimy - mówił w trakcie relacji na Instagramie.
Zadawać ciosy w Djokovicia można było więc z łatwością Tysona Fury'ego, bo ekstremalnie nietypowych poglądów Serb ma więcej. Być może część chciała w ten sposób go upokorzyć w oczach opinii publicznej, jednak była też bardziej wartościowa pobudka: jasny przekaz, że Djoković nie jest żadnym medycznym autorytetem, tylko entuzjastą czegoś z pokroju medycyny i czarów.
- Jego status publiczny sprawia, że wiele z tych nonsensownych rzeczy jest przez niego uwiarygadnianych. Popularność to też odpowiedzialność, której przestrzegania on odmawia - krytykował Djokovicia politolog Jasmin Mujanović.
Stratny biznesmen
Nikt nie wie o tym, że wielki tenis to wielkie pieniądze, tak dobrze jak Novak Djoković. A przynajmniej to Serb przekonał się o tym najdobitniej na własnej skórze. 167 milionów dolarów zarobionych z samych nagród to tenisowy rekord świata. Żeby określić skalę, dodajmy, że dziesiąty na tej liście Andre Agassi zarobił 31 milionów.
Ostatnio nad zarobkami Serba pochylił się serwis tennis365.com. Dziennikarze obliczyli, że gdyby Djoković tylko na największych turniejach (Wielkie Szlemy i Masters 1000) stracił 13 milionów dolarów i 11 tysięcy punktów rankingowych. Do tego można doliczyć nagrody z odwołanych turniejów (na przykład Masters w Szanghaju został wycofany z terminarza zawodów w latach 2020-2023), a to droga do wniosku, że przez pandemię i podjęte w związku z nią decyzje Djoković mógł stracić przeszło 20 milionów dolarów. To przy założeniu, że wszystkie te imprezy by wygrał. Mało realne, ale jeśli ktoś miałby tego dokonać, to właśnie Serb.
Licznik straconych tytułów i pieniędzy jeszcze się nie zatrzymał. W Miami właśnie trwa kolejny turniej, do którego Djoković nie został dopuszczony ze względu na oporność względem szczepionki. - Nauczyłem się przez życie, że żal tylko trzyma cię z tyłu i sprawia, że żyjesz przeszłością, a ja nie chcę tego robić (...). To świadoma decyzja, którą podjąłem i wiedziałem, że istnieje możliwość, że nie pojadę przez nią na turnieje - powiedział "Nole" w rozmowie z CNN.
Zamiast grać w Miami, szlifuje formę na sezon kortów ziemnych. W planach ma m.in. występ w organizowanym przez brata turnieju w Banja Luce. To tylko 150 km od "bośniackich piramid", od których pobiera pozytywną energię. Pytanie, czy starczy mu jej na tyle, by powetować straty wyrządzone przez koronawirusa i własne przekonania?
Szymon Adamski, dziennikarz WP Sportowe Fakty
Zobacz też:
Novak Djoković broni swojego stanowiska. "Nie żałuję"