Mimo zwycięstw nad Caroline Garcią 6:2, 7:5 oraz Elise Mertens 7:6, 6:1 mało kto mógł być zadowolony z gry Igi Świątek podczas turnieju rangi WTA 1000 w Miami. Polka wygrywała, ale jej gra w niczym nie przypominała tej z okresów, kiedy to dominowała na światowych kortach.
W meczu czwartej rundy z Eliną Switoliną było inaczej. Ukrainka grała o poziom wyżej niż Francuzka czy Belgijka. Ale i Świątek w końcu wzniosła się na wyżyny. Jasne, popełniała sporo błędów, zwłaszcza na początku pierwszej partii. Jednak generalnie wiceliderka rankingu WTA pokazała dobry tenis. Jedyną niepocieszoną z tego faktu jest pewnie tylko Ukrainka Switolina.
Potrafiła prowadzić wymiany, miała dobre pomysły na akcje, a niektóre zagrania były wręcz perełkami - takimi, do jakich nas przyzwyczaiła przez ostatnie trzy lata. Przy 5:5 w tie-breaku w pierwszym secie posłała kapitalny serwis, co dowodzi, że z jej mentalem jest trochę lepiej.
ZOBACZ WIDEO: Były kadrowicz stworzył niesamowitą grę. Siatkówka bez wstawania z kanapy
Ostatecznie wygrała 7:6(5), 6:3, a w meczu przydarzyła się absurdalna rzecz. 15 pierwszych gemów spotkania zawsze wygrywała ta tenisistka, która była ustawiona po stronie kortu bliżej kamery telewizyjnej. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem, a obejrzanych meczów tenisa mam na swoim koncie całkiem sporo.
Pamiętajmy jednak, że Iga Świątek gra w Miami o coś więcej - o przełamanie w najtrudniejszym okresie kariery od wejścia na szczyt. Polka nie była w finale żadnego turnieju przez prawie 10 miesięcy. To najgorszy wynik od triumfu Roland Garros w 2020 roku.
Ostanie miesiące nie były dla niej łatwe. W tym czasie przeżyła chociażby rozczarowującą porażkę w jednym z najważniejszych turniejów dla niej w karierze - igrzyskach w Paryżu, skandal z przyjęciem zanieczyszczonej melatoniny i przymusową przerwę w grze. Do tego podczas treningów w Miami była atakowana słownie przez stalkera i musiała dostać dodatkową ochronę. Niejeden sportowiec z czymś takim by sobie nie poradził.
Czy można więc ogłosić powrót Igi do wielkiej formy? Nie do końca. W poprzednich turniejach też przydarzały jej się bardzo dobre mecze, ale w ćwierćfinałach czy półfinałach coś przeskakiwało i powracały dawne demony. Pojawiały się proste błędy i ogromne nerwy.
W ćwierćfinale Świątek zmierzy się z Alexandrą Ealą. Filipinka dostała się do turnieju dzięki dzikiej karcie i jak na razie ma za sobą zawody życia. Pokonała chociażby Madison Keys czy Jelenę Ostapenko. Trzeba jednak pamiętać, że to dopiero 19-letnia tenisistka z drugiej setki rankingu WTA. Z takimi zawodniczkami Polka, nawet mając swoje problemy, po prostu nie zwykła przegrywać.
Prawdziwe schody będą czekały na nią w półfinale, gdzie zmierzy się z Jessicą Pegulą albo Emmą Raducanu. To właśnie od tego meczu może zależeć, jak potoczy się cały sezon Igi Świątek. Polka desperacko potrzebuje przełamania i pierwszego finału od czerwca 2024 roku. To pozwoli jej nabrać spokoju oraz pewności siebie. Tego w ostatnich miesiącach najbardziej jej brakowało.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty