Ojciec Huberta Hurkacza: Od tej dyscypliny odciągaliśmy syna

Materiały prasowe / ATP / Na zdjęciu: Hubert Hurkacz
Materiały prasowe / ATP / Na zdjęciu: Hubert Hurkacz

- Od dawna wiemy, co drzemie w Hubim. Czekamy, aby nabrał luzu i satysfakcji oraz nie wykonywał niepotrzebnych ruchów - mówi WP SportoweFakty, przed początkiem Wimbledonu Krzysztof Hurkacz, ojciec Huberta.

Po niesamowitym zwycięstwie nad pierwszym tenisistą rankingu w turnieju na trawie w niemieckim Halle, Hubert Hurkacz przystępuje do rywalizacji w Wimbledonie. To na tym turnieju sprawił ogromną sensację rok temu pokonując w ćwierćfinale Rogera Federera. Ostatecznie wrocławianin zakończył zmagania na półfinale.

Tegoroczną rywalizację w londyńskim wielkim szlemie 25-latek rozpocznie w poniedziałek od meczu z Hiszpanem Alejandro Davidovichem Fokiną. O przygotowaniach do Wimbledonu i zamieszaniu, które nastąpiło po ważnej decyzji organizatorów turnieju, opowiada nam Krzysztof Hurkacz, ojciec dziesiątego w światowym rankingu tenisisty.

- Trafia ona w wykluczonych zawodników, rozmawiamy z nimi i jestem przekonany, że są przeciwko wojnie. A nie mówią tego głośno, bo mają swoje powody. Trudno zaakceptować to, co dzieje się w Ukrainie. A mieszanie się w to ATP uważam za złą decyzję - mówi nam.
Maciej Siemiątkowski, WP SportoweFakty: Czy pamięta pan, kiedy ostatni raz z Hubertem mieliście chwilę na wspólny spacer po Wrocławiu?
Krzysztof Hurkacz:

Bardzo trudno mi to sobie przypomnieć. Ostatnim takim naszym wspólnym czasem były święta Bożego Narodzenia. Jednodniowe, bo Hubert kolejnego dnia wyleciał do Australii. To był chyba nasz ostatni wspólny dłuższy czas razem.

Jak udaje się państwu utrzymywać kontakt z synem?

Codziennie jesteśmy na łączach. Co najmniej raz w ciągu dnia Hubert rozmawia ze mną, mamą lub młodszą siostrą Niką. Czasem wymieniamy sobie nawet zdjęcia, dzielimy się swoją codziennością. Czasem pytamy się o rady. Mimo że nie ma go w domu, to nie czujemy jego nieobecności.

Często jeździ pan na jego turnieje?

Zaczynamy jeździć coraz częściej. Zatrzymało się to u nas, gdy zaczęła się pandemia, ale wracamy do odwiedzania go na kortach. W tym roku już drugi raz obejrzymy jego grę na żywo. W Londynie jestem z żoną i Niką.

Zaskoczyła państwa forma Huberta w turnieju w Halle?

On od zawsze zdradza swoje możliwości i zdolności. Wydaje się, że jego poziom się stabilizuje, choć ostatnimi czasy była to sinusoida. Hubi potrzebuje nabrania pewności siebie i wydaje się, że ten turniej przeszedł na swoich warunkach i dużą satysfakcją z tego, jak go rozgrywał. Mnie chyba nie zaskoczył. Od dawna wiemy, co w nim drzemie. Czekamy, aby nabrał luzu i satysfakcji oraz nie wykonywał niepotrzebnych ruchów, które wytrącają go z właściwego rytmu.

Jak dużo czasu spędzacie ze sobą podczas turniejów?

Zależy to od godzin, w których trenuje. Rytm jest podporządkowany jego kalendarzowi. Po prostu każdy ma wtedy swoje zajęcia i swoje sprawy. Nasze dni podczas turniejów nie różnią się od typowego dnia w domu. Atmosfera między nami a jego zespołem również przypomina domową.

Jak udało się stworzyć zespół, który nadaje z rodziną na tych samych falach?

To się udaje, kiedy zaspokajane są potrzeby wszystkich. Tak jest w przypadku Przemka Piotrowicza, trenera przygotowania fizycznego czy Craiga Boyntona. To doskonały szkoleniowiec z dużym doświadczeniem. Idealnie odczytuje, czego trzeba Hubertowi i wierzy, że da się z niego wiele wycisnąć. A potrafi bardzo dużo. Celem Craiga jest, by Hubi jak najlepiej grał w tenisa. Mają, co doszlifowywać. Ich ambicje są zbieżne.

To też grupa ludzi, która się lubi. To mocno pomaga, a powstawało metodą prób i błędów. O tych najbliższych decydował sam Hubert. Chciał mieć trenera tenisa, od którego dużo się nauczy i akurat pojawił się Craig, choć mieliśmy na oku jeszcze jednego. Ale to Boynton był priorytetem. Podobnie było z pozostałymi. Czasem trafiliśmy na nich przypadkowo, czasem z polecenia. A zmian w zespole Huberta nie było wiele. Do rozstań dochodziło w przyjaznej atmosferze, w pewnym momencie wszyscy dochodzili do wniosku, że więcej już z tego nie wycisną. To ewolucyjna droga. Teraz wydaje się, że mamy stabilny skład i - mam nadzieję - na długie lata.

Czy wspominacie nadal zeszłoroczny Wimbledon w wykonaniu Huberta?

On zawsze będzie nam się kojarzył z półfinałem, rywalizacją z Rogerem Federerem i dużymi emocjami w boksie Huberta. Craig wprawdzie był spokojny, choć w środku pewnie zagotowany. Z kolei fizjoterapeuta, Jakub Rogalski, podskakiwał i wymachiwał rękoma. To wspomnienia, może Hubi kiedyś przy kominku będzie o tym opowiadał. Teraz zaczyna nowy turniej i założeniem jest wygranie go. Czujemy ciekawość i lekkie napięcie przed tym, co będzie działo się za kilka dni.

Jak pan przeżywa mecze Huberta?

Na maksa! Ale sposób przeżywania tych emocji nie jest tak ekspresywny jak na meczach żużla czy piłki nożnej. W tenisowym boksie nie krzyczymy czy nie podskakujemy, choć zdarza się, że coś krzykniemy przed telewizorem. Zwykle spokojnie obserwujemy grę Huberta. Bardzo mnie to interesuje. Wiem, jak gra i taktycznie rozgrywa mecz. Kiedy wszystko jest poukładane na korcie, to o wynik jestem spokojny. Ale to sport i nawet w takim wypadku mecz może się różnie potoczyć. W Toronto z Daniłem Miedwiediewem Hubert zagrał bardzo dobry mecz, a mimo to przegrał.

Śledziliście państwo zamieszanie związane z wykluczeniem przez Wimbledon zawodników z Rosji i Białorusi?

Tak. Z jednej strony byliśmy za tym, by nie mieszać sportu do polityki i pozwolić rządom i państwom na podejmowanie właściwych decyzji. Uszanowaliśmy decyzję Wimbledonu, bo organizatorem jest prywatny klub. Trafia ona w sportowców i wykluczonych zawodników, rozmawiamy z nimi i jestem przekonany, że są przeciwko wojnie. A nie mówią tego głośno, bo mają swoje powody. Trudno zaakceptować to, co dzieje się w Ukrainie. A mieszanie się w to ATP uważam za złą decyzję.

Dlaczego?

Uniemożliwienie prezentacji narodowości tenisistów z Rosji i Białorusi to był właściwy krok. Gdybyśmy chcieli mocno uderzyć w Putina, to cały sport powinien wspólnie zaprotestować. Moim zdaniem pojedyncze ruchy do niczego nie doprowadzają, to państwa powinny podejmować takie decyzje. One mają wpływ na to, co dzieje się na świecie. Możemy się wyłącznie solidaryzować i pomagać innym. ATP nie przyznając punktów za Wimbledon zareagowała nielogicznie. Ta decyzja tak naprawdę promuje np. Miedwiediewa, który zachowa nr 1 w rankingu i zabrano szansę m.in. Djokoviciowi obronienia punktów z Wimbledonu za poprzedni sezon.

Jak dużo nauczył się pan tenisa przy Hubercie i Nice?

Nadal jestem słabym tenisistą. Choć z rozumieniem tej dyscypliny jest dużo lepiej. Jestem dużo lepszy z teorii niż w praktyce.

Cały czas grywa pan z żoną?

Ostatnio staliśmy się bardziej kibicami tenisa. Teraz swój czas na sport wypełniamy bieganiem, treningami na siłowni, jazdą na rowerze i pływaniem. Trochę zapomnieliśmy o tenisie, ale ktoś z nas ostatnio wspomniał, że może warto wrócić na kort.

Od zawsze państwo uprawialiście sport? To od was dzieci podpatrzyły, że to dobra droga?

Zawsze byliśmy z żoną aktywny. Zimą jeździliśmy na nartach. Nika trochę przecierpiała, bo przez wyjazdy Huberta nieco odpuściliśmy. A dzieci bardzo dobrze jeżdżą na nartach. Nice tego zabrakło. Nadrobiliśmy ten czas, kiedy Hubi zaczął sam jeździć na turnieje. Graliśmy też razem w koszykówkę.

Były tarcia w rodzeństwie z powodu wyjazdów Huberta?

Zawsze dzieliliśmy czas między dwójkę dzieci. Każde miało swoje życie, teraz nawzajem się wspierają. To dobre rodzeństwo i relacje między nimi są świetne. My, rodzice, się z tego cieszymy. Hubert lubi, kiedy Nika jest z nim na turnieju, a Nika lubi, kiedy Hubi zajmie się czymś, co ją interesuje.

Starszy brat zainspirował siostrę do tenisa?

Tenis był dla Niki naturalny. Od dziecka odbijała piłkę, a rakiety zawsze były u nas w domu. Staraliśmy się też zawsze proponować jej alternatywne zabawy sportowe. Świetnie grała w koszykówkę, ale wolała tenis. Dziś trenuje, bawi się tym. Wierzymy, że znajdzie swoje miejsce w sporcie i w życiu. Nic nie robimy na siłę. Podobnie było z Hubertem. Sam wybrał między tenisem, koszykówką i wcześniej piłką nożną. Choć akurat od futbolu go trochę odciągaliśmy.

Skąd taka decyzja?

W tenisie widzieliśmy u niego więcej umiejętności. Sami wtedy graliśmy i wydawało nam się to bliższe i także bardziej pomocne dla Huberta. Na tym początkowym etapie łatwiej nam było dobierać mu właściwych trenerów i uzupełniać trening o dodatkowe ćwiczenia. Hubert uprawiał gimnastykę sportową, która dobrze przygotowała go do uprawiania sportu. Pozostał sprawny, elastyczny, silny, wytrzymały i unikają go kontuzje. To chcieliśmy osiągnąć.

Profesjonalne podejście nawet w diecie to jego inicjatywa czy ktoś go zainspirował?

Hubert czyta i interesuje się zdrowiem. Wydaje mi się, że zainspirowała go książka Novaka Djokovicia i Hubi uznał, że sam tego spróbuje.

Jak Hubert zaczynał grę w tenisa?

Kiedy graliśmy z żoną, a on już wychodził z wózka, to chwytał, co było pod ręką i starał się nas naśladować. Szukał miejsca dla siebie na korcie i odbijał piłkę o siatkę.

Kiedy zdaliście sobie państwo sprawę z tego, że drzemie w nim ogromny talent?

To było kiedy uprawiał jednocześnie gimnastykę, koszykówkę i tenisa. W każdej z dyscyplin dawał sobie radę bardzo dobrze. W podjęciu decyzji być może pomogli mu trenerzy koszykówki, bo zmusili go do tego, by zdecydował między koszem a tenisem. Do tego nie wystawiali go w pierwszym składzie, choć był wtedy zawodnikiem na te miejsce. To sprowokowało nieco do podjęcia takiej decyzji. Miał wtedy 11 lub 12 lat.

Mama Huberta na ostatniej gali mistrzów sportu mówiła o trudnych początkach tej kariery. O balonach, w których temperatura wynosiła zero stopni. Dużo innych trudów spotkaliście na tej drodze?

Trudno nazwać to przeciwnościami losu. Po prostu takie wtedy były warunki w Polsce. Kiedy zaczynał Łukasz Kubot, nie było w ogóle hal tenisowych. Gdy grała żona, jedyna hala była na obrzeżach Wrocławia.

Nieogrzewane hale, zagrzybiałe balony - takie były warunki i nie było żadnych alternatyw. Trudno było na to narzekać. Teraz nasz kraj się rozwinął, jest inna infrastruktura i większe możliwości.

Dlatego państwo często kierowaliście się do Czech?

Przez trzy i pół roku spędzaliśmy weekendy w miejscowości Tanvald. Tam były zdecydowanie lepsze obiekty niż we Wrocławiu, kilka hal i dobry trener tenisa. Uważaliśmy, że dostarczy małemu wtedy Hubertowi zdecydowanie więcej wiedzy niż trenerzy dostępni pod ręką.

Były z nim problemy wychowawcze?

Nie przypominam sobie takich. Hubert zawsze był miły, spokojny, uczynny i koleżeński. To zostało mu do dziś. Rozwinął się jeśli chodzi o umiejętność obserwacji świata. Potrafi dobierać sobie otoczenie, w którym się dobrze czuje.

Kibice rozpoznają państwa na ulicy?

Nie jesteśmy tak medialni jak Hubert. Wprawdzie nazwisko wydaje się być rozpoznawalne, może nie na taką skalę jak Roberta Lewandowskiego, ale zdarza się, że ktoś nas pyta, czy to nazwisko polskiego tenisisty. Hubi stał się rozpoznawalny, sam to zauważa za granicą. Widać, że popularność dyscypliny rośnie.

Czy utrzymujecie kontakt z zespołem Igi Świątek? Czujecie się ambasadorami polskiego tenisa?

Mamy kontakt z Igą, widujemy się na wspólnych spotkaniach, gratulujemy sobie sukcesów. Ostatnio okazuje się, że trzeba jej wysyłać smsa co tydzień! Iga i Hubert trzymają za siebie kciuki. Wydaje mi się, że mamy dobre relacje i cieszymy się, że nasze dzieci robią coś unikalnego.

Rozmawiał Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Mamy rekord. To będzie biało-czerwony Wimbledon
Niepokojące informacje o Świątek. "Potrzebowała pomocy zespołu"

ZOBACZ WIDEO: Pudzianowski pokazał swoje czerwone Porsche. Uśmiejesz się do łez

Źródło artykułu: