Było ich czterech: Mateusz, Darek, Wojtek i Andrzej. Na tego ostatniego Morawiecki mówił po prostu "Mały". - Trzymaliśmy się razem. Kurczę, siłą rzeczy musi mnie kojarzyć. Jestem przekonany, że jakbym do niego napisał, to z tamtych czasów sporo pamięta - opowiada mi Andrzej Furman. - Żeby tylko zaraz ktoś czegoś nie pomyślał i żebym Ziobry nie miał na głowie - zastanawia się z lekkim uśmiechem. Chyba pół żartem. A może pół serio…
Wszyscy byli zawodnikami wrocławskiego klubu tenisa stołowego Burza. Brali w ręce paletki, stawali za stołem i przebijali godzinami piłeczkę ponad siatką. Mieli po 13-15 lat. Był stan wojenny. Kornel, ojciec Mateusza - znany opozycjonista - musiał się ukrywać przed komuną.
Czołowy polski kadet
- To był wielki talent tenisa stołowego - wspomina Zygmunt Sutkowski, legenda tej dyscypliny. Ponad 30 lat temu był w Burzy kierownikiem sekcji. - W kategorii kadeta był w czołowej ósemce zawodników w kraju - opowiada "człowiek-paletka". Nazywano go też "prezesem tysiąclecia", bo wiele lat kierował klubem, a następnie dolnośląskim związkiem tenisowym.
- To prawda, dobrze grał - dodaje Andrzej Furman "Mały". - Ale ja grałem jednak trochę lepiej, trafiłem do kadry narodowej - wyjaśnia.
Obaj wspominają, że Mateusz był ambitny, nie lubił przegrywać. - Poznaliśmy się w hali, trzymaliśmy się potem w czwórkę. Kilka razy spałem w jego domu - wspomina Furman.
Chłopaków prowadził w klubie trener Zdzisław Tolksdorf. Mówi nam: - Młody Morawiecki szybko robił postępy. Był obiecujący, pracowity. Wiedział, po co przychodzi na treningi. Może nie był największym talentem, ale z pewnością miał zadatki, aby osiągać dobre wyniki. Nawet mi było szkoda, gdy dowiedziałem się, że rezygnuje.
Mateusz Morawiecki urodził się we Wrocławiu, tam dorastał. Uczył się w Liceum Ogólnokształcącym nr 9., które mieści się niedaleko klubu Burza. Jego konikiem była historia. Ówczesna nauczycielka przedmiotu, obecnie dyrektor szkoły Izabela Koziej, wspominała niedawno serwisowi o2: - Gra w tenisa nauczyła go koncentracji, skupienia, a także wyćwiczyła w nim elementy taktyki.
Granatowy od pał
Przygoda młodego Morawieckiego z tenisem stołowym trwała około czterech lat. Można mniej więcej ustalić, że były to lata 1979-1983. Dlaczego zrezygnował? Nikt dziś dokładnie nie pamięta: być może nauka w wymagającym liceum (do dziś w czołówce wrocławskich szkół średnich) sprawiła, że zwyczajnie zabrakło czasu.
Z powodu ojca zaangażowanego w działalność opozycyjną Mateusz Morawiecki często był prześladowany przez służby komunistyczne. Andrzej Furman: - Pamiętam, jak był bity przez zomowców. Często trenowaliśmy dwa razy dziennie. Na kolację potrafił przyjść mocno obity. Młody chłopak, a wyglądał jakby był po walce. Kurczę, był chyba zmęczony tym dzieciństwem. Nie było do śmiechu. Jak się rozbierał po treningu, widać było, że całe ciało ma granatowe od siniaków. Twarz tak samo. Opowiadam, bo tak było.
ZOBACZ WIDEO Paweł Fajdek: Nie tak powinien wyglądać idealny sezon. Mam nadzieję, że wszystko przede mną
Zbigniew Sutkowski wspomina, że w ogóle cały klub miał w tamtym okresie sporo problemów. Częste były naloty milicji. - A to był potężny klub. Wzór. Dzieci w wieku 9-10 lat trenowały tu już po dwa razy dziennie.
On też nie pamięta dokładnie, dlaczego Morawiecki dał sobie spokój ze sportem. Wspomina tylko: - Chodził podłamany, ciągle go atakowali.
Dobrze wybrał
Po skończeniu ogólniaka Morawiecki poszedł na studia historyczne. Już w wolnej Polsce był i dziennikarzem, i biznesmenem. Potem bankowcem. Dzisiaj rządzi krajem.
Jego były trener Zdzisław Tolsdorf twierdzi: - Na szczęście dobrze rozwinął się w innej dziedzinie życia. I dobrze wybrał.
Gdy w grudniu ubiegłego roku prezydent Andrzej Duda powołał go na stanowisko Prezesa Rady Ministrów, Zygmunt Sutkowski odezwał się do niego. - Dostałem odpowiedź, dziękowali mi, choć nie wiem, kto tę jego stronę prowadzi. A co napisałem? Że wszyscy bardzo się cieszymy, że tenisista stołowy jest premierem Polski.