W tym artykule dowiesz się o:
Aktywność wielu mężczyzn w jego wieku ogranicza się do pójścia do sklepu po piwo albo zabawy z wnukami. Grzegorz Zieliński jest inny. W zeszłym roku 64-latek postanowił wrócić do kulturystyki po prawie dziesięciu latach przerwy, aby spełniać swoje marzenia.
Dwanaście miesięcy później może się chwalić tytułem mistrza Polski i Europy weteranów. Pod koniec grudnia planuje jeszcze start w mistrzostwach świata na Dominikanie. Oczywiście pod warunkiem, że uda mu się zebrać pieniądze na wyjazd.
- Taki wyjazd wiąże się dużymi wydatkami. Same bilety na Dominikanę to 8 tysięcy złotych. Do tego dochodzi zakup pakietu startowego za około 300 euro i jeszcze kilka rzeczy. Sam nie jestem w stanie temu sprostać, dlatego liczę na to, że może znajdą się sponsorzy chętni mnie wesprzeć - powiedział w rozmowie z portalem gdanskastrefa.com.
Zieliński po raz pierwszy zainteresował się kulturystyką w latach 70. - Gdy byłem w wojsku, znalazłem piękną książkę Zakrzewskiego "Piękno, zdrowie, siła". Co prawda były to tylko ryciny, to jednak mnie urzekła - zdradził.
To wtedy postanowił otworzyć pierwszą siłownię w Gdańsku. Najpierw funkcjonowała w piwnicy na Stogach. Później, dzięki wsparciu dyrektorki Młodzieżowego Domu Kultury, udało mu się ją przenieść do dużo większego pomieszczenia w Nowym Porcie.
Początki nie były łatwe. Zieliński sprzęt do ćwiczeń musiał wykonać sam. - Materiały kupowałem na złomowisku jako tzw. złom użytkowy. Później te elementy spawałem i tak powstawały prototypy polskich maszyn do ćwiczeń. Inspiracje czerpałem z amerykańskiego magazynu kulturystycznego "Muscle Fitness" - przyznał.
Zieliński miał własną siłownię, ale tak naprawdę na poważnie zaczął ćwiczyć dopiero po czterdziestce. - Byłem sędzią rozprowadzającym zawodników na scenie. Imponowali mi formą. Pomyślałem sobie, że ja też mógłbym tak wyglądać i wtedy się zaczęło - zdradził (za aktywne.trojmiasto.pl).
Po raz pierwszy na mistrzostwach świata wystartował w latach 80., gdy do Polski przyjechał Ben Weider, twórca najbardziej prestiżowej federacji kulturystycznej IFBB. W Katowicach wypadł jednak słabo, odpadając w "przedbiegach".
W kolejnych latach Zieliński przeżywał wzloty i upadki. Aż w końcu zrezygnował z treningów. - Po mistrzostwach świata w 2007 roku, gdzie zająłem piąte miejsce, w Polsce wyrósł mi rywal, którego nie mogłem przeskoczyć. To był potężny facet, który do tego miał środki finansowe, aby się dobrze przygotować. Nie miałem z nim szans i odpuściłem - przyznał.
Po usunięciu się w cień Zieliński skoncentrował się na pracy z klientami jako trener personalny, przez co mocno zaniedbał swoje ciało. Pewnego dnia stanął w lustrze i stwierdził, że dłużej nie może tak postępować, bo to źle wpływa na jego wizerunek w oczach innych.
- Stwierdziłem, że swoim uczniom czy ludziom przychodzącym do klubu muszę pokazać, że to wszystko ma rzeczywiście sens. Niektórzy, patrząc na mnie i mój zaniedbany wygląd, mogli pomyśleć, że jestem jakimś wariatem. Na to nie mogłem sobie pozwolić - wyjaśnił.
W styczniu 2015 roku Zieliński wziął się ostro do pracy. Kilka miesięcy później zdobył tytuł mistrza Polski w swojej kategorii wiekowej, a w open przegrał jedynie z 42-latkiem.
Kulturystyka to nie jest tani sport, dlatego Zieliński ciężko pracuje, żeby powiązać koniec z końcem. Sama siłownia nie pozwala mu się utrzymywać. Czasem do niej nawet dokłada. Dorabia jako ochroniarz, sprawuje również funkcję radnego Brzeźna.
Mimo wielu obowiązków wciąż jednak ćwiczy regularnie. Rok 2016 może być dla niego przełomowy. Z mistrzostw Europy IFBB w Santa Sussana Zieliński przywiózł złoty medal w przedziale wiekowym 60-65 lat. Choć przed startem gęsto musiał się tłumaczyć.
- Komisja nie chciała mi uwierzyć, że mam 64 lata. W mojej kategorii mało kto już ma włosy, ale ja mam jeszcze czarną brodę i dość dobrze zachowaną skórę. Musiałem im pokazać prawo jazdy i dowód osobisty - zdradził w rozmowie z TVN24.
Dla polskiego kulturysty złoty medal mistrzostw Europy był totalnym zaskoczeniem. Podczas ogłaszania wyników, gdy stał na scenie z Hiszpanem Juanem Baretto, pogratulował swojemu rywalowi i poszedł odebrać nagrodę za drugie miejsce jeszcze zanim wyczytano jego nazwisko.
- Byłem w tak wielkim szoku. Dopiero sędzia wytłumaczył mi, że to nie moje nazwisko wyczytali. Wtedy dotarło do mnie, że wygrałem i po raz pierwszy na takiej imprezie wysłuchałem Mazurka Dąbrowskiego - powiedział z dumą w wywiadzie dla aktywne.trojmiasto.pl.
Zieliński liczy, że jego historia będzie inspiracją dla wielu ludzi. - Nie chodzi o to, żeby uprawiać sport wyczynowo, ale żeby nie siedzieć w domu. U starszego człowieka poziom hormonów wraz z wiekiem się obniża. Przez trening fizyczny, ruch, pobudzanie naszych mięśni do aktywności fizycznej, jesteśmy w stanie go podnieść - wyjaśnił.
Dziś Zieliński spełnia się jako kulturysta, ale zawsze jego wielkim marzeniem była praca w szpitalu. Być może wkrótce uda mu się je zrealizować.
Niedawno kulturysta ukończył szkołę policealną, gdzie uczył się technik sterylizacji medycznej narzędzi chirurgicznych. - Dawno temu zdawałem na medycynę, ale się nie udało dostać. Teraz postanowiłem spełnić marzenia o pracy w szpitalu w taki sposób. Może się uda - powiedział.
Na razie jednak skupia się na przygotowaniach do mistrzostw świata weteranów, które w grudniu odbędą się na Dominikanie.
Opracował PS