Gdy karierę zakończyła wybitna biegaczka Justyna Kowalczyk-Tekieli, polskim kibicom sportów zimowych pozostało właściwe skupienie się na kibicowaniu skoczkom narciarskim.
W innych dyscyplinach w narciarstwie klasycznym, alpejskim i dowolnym na próżno było szukać sukcesów. Wszystko kręciło się wokół skoczków i to na barkach Kamila Stocha, Dawida Kubackiego czy Piotra Żyły spoczywał ciężar oczekiwań kolejnych sukcesów.
Skoczkowie znakomicie radzili sobie z presją, ale brakowało, by zainteresowanie medialne i kibiców rozłożyło się też na inne dyscypliny. Z zazdrością patrzyliśmy na Niemców, Austriaków, Norwegów czy Finów, którym nawet jeśli nie wychodziło w jednej zimowej dyscyplinie, błyskawicznie nadrabiali to w kolejnej.
Wreszcie i my mamy jednak powody do zadowolenia i z nadzieją na sukcesy nie musimy patrzeć tylko w kierunku skoczków narciarskich. Zanim Kubacki, Stoch i Żyła zaczną walkę o medale w Planicy, wspaniałą niedzielę dla polskiego sportu zapewnili nam nasi snowboardziści: Oskar Kwiatkowski i Aleksandra Król.
ZOBACZ WIDEO: Wyjątkowy gest. Pojawiły się łzy wzruszenia
Oboje sprostali presji faworytów, a w polskim sporcie nie jest to codziennością. Kwiatkowski przyjechał do Gruzji jako lider Pucharu Świata i w koronnej konkurencji nie dał szans rywalom. To, jak jechał w kolejnych etapach giganta równoległego, zasługuje na wielkie uznanie. Nie szarżował, tylko spokojnie mijał kolejne bramki, unikając przede wszystkim błędów na tak trudnej trasie.
To okazało się kluczem do złotego medalu. Od Oskara Kwiatkowskiego biła pozytywna pewność siebie. Wiedział, po co przyleciał do Gruzji, świetnie zdawał sobie sprawę w jakiej jest formie i potwierdził to na trasie. Tak samo jak brązowa medalistka Aleksandra Król. Polka nie była może aż taką faworytką jak jej kolega z reprezentacji, ale też głośno mówiło się o tym, że stać ją na medal. Również "udźwignęła" presję, a to nie jest codzienność w polskim sporcie. Brawo, brawo i jeszcze raz brawo.
A przecież kilka dni wcześniej też przeżywaliśmy ogromne emocje i to również nie za sprawą skoczków. W bardzo prestiżowych mistrzostwach świata w narciarstwie alpejskim cuda dokonywała Maryna Gąsienica-Daniel. Cuda, bo bardzo osłabiona grypą żołądkową Polka, stanęła na starcie swoich koronnych konkurencji i mimo braku sił najpierw zajęła 5. miejsce w slalomie równoległym, a potem 10. lokatę w slalomie gigancie, po pierwszym przejeździe będąc nawet blisko medalu.
Jeszcze kilka lat temu o takich wynikach snowboardzistów czy polskiej alpejki mogliśmy tylko pomarzyć. Teraz i w tych konkurencjach, jak w skokach narciarskich, mamy prawdziwe gwiazdy. A to właśnie dzięki nim wzrasta zainteresowanie dyscypliną. Teraz trzeba "przekuć" je w jeszcze większe zainteresowanie sponsorami, by nie były to pojedyncze sukcesy, ale ciągłość wyników, jaką obserwujemy w skokach już od siedmiu lat.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty