W tym artykule dowiesz się o:
Piotr Żyła - zmiana pozycji najazdowej
Zdecydowanie do największej rewolucji doszło w skokach Piotra Żyły. Przez dwa ostatnie sezony zawodnik z Wisły wykonywał charakterystyczny garbik po odepchnięciu się od belki startowej. Taki sposób najazdu zdecydowanie spowalniał Żyłę na progu i automatycznie skracał jego skoki.
29-latek nie dał się jednak przekonać zarówno Łukaszowi Kruczkowi, jak i Adamowi Małyszowi do zmiany pozycji najazdowej, twierdząc że to nie ten element powoduje jego słabsze skoki.
Wszystko zmieniło się jednak od momentu, gdy to Stefan Horngacher objął kadrę narodową. Austriak postawił sprawę jasno - jeśli Polak nie zrezygnuje z popularnego garbika, to nie będzie dla niego miejsca w kadrze narodowej. Dwukrotny brązowy medalista mistrzostw świata wziął sobie te uwagi do serca.
Żyła zaczął układać ciało na najeździe tak jak wszyscy skoczkowie. Na efekty tej zmiany trzeba było jednak trochę poczekać. W Letnim Grand Prix 29-latek nie osiągał dobrych wyników, ale trener zapewniał go, że po wprowadzeniu takich zmian potrzeba czasu, by zaczął daleko skakać.
Horngacher nie mylił się. Forma Żyły eksplodowała w Engelbergu, gdzie w drugim konkursie zajął 9. miejsce. Później wiślanin zdobył mistrzostwo Polski w Zakopanem, a w 65. Turnieju Czterech Skoczni zaskoczył cały świat, zajmując 2. miejsce w klasyfikacji generalnej i przegrywając tylko z Kamilem Stochem.
Kamil Stoch - przywrócenie wiary w siebie
Tak przygnębionego Kamila Stocha jak w poprzednim sezonie kibice nie widzieli już dawno. Po kolejnych nieudanych występach zawodnik z Zębu tylko bezradnie rozkładał ręce. Pewność siebie jaką emanował Stoch w bardzo udanych dla niego igrzyskach olimpijskich w Soczi (dwa złote medale) także gdzieś uleciała.
Mistrz świata z Val di Fiemme, podobnie jak jego koledzy z kadry, potrzebował zatem impulsu, który pomoże mu znów uwierzyć w siebie i w to, że jest jednym z najlepszych skoczków na świecie. Takim impulsem było przyjście Stefana Horngachera.
Stoch już wcześniej współpracował z Austriakiem, gdy ten prowadził polską kadrę juniorów w latach 2004-2006. Polak bardzo chwalił sobie pracę z tym szkoleniowcem, dlatego szybko zaufał mu bezgranicznie. Horngacher przywrócił wiarę liderowi polskiej reprezentacji w to, że znów może być najlepszy na świecie.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już w Letnim Grand Prix 2016 Stoch zajął 3. miejsce w klasyfikacji generalnej. Z kolei zimą dwukrotny mistrz olimpijski w wielkim stylu wygrał 65. Turniej Czterech Skoczni i został jednym z 5 najwybitniejszych skoczków wszech czasów (skompletowany Wielki Szlem w skokach).
Maciej Kot - zaakceptowanie wizji skakania samego zawodnika
Tajemnicą poliszynela było to, że Maciej Kot i Łukasz Kruczek, poprzedni szkoleniowiec Biało-Czerwonych, nie nadawali na tych samych falach. Wizja skakania jaką miał 25-latek znacząco różniła się od tej prezentowanej przez trenera.
W efekcie Maciej Kot nie skakał tak, jak chciał, rosła w nim frustracja, co przekładało się na przeciętne wyniki. Krok do przodu zawodnik AZS-u Zakopane wykonał już przed rokiem, gdy był w kadrze B i pracował z Maciejem Maciusiakiem.
Prawdziwy wystrzał formy Macieja Kota przyszedł jednak dopiero latem 2016 roku, gdy skoczek pracował już ze Stefanem Horngacherem. Jak przyznał w rozmowie dla WP SportoweFakty Rafał Kot, ojciec Macieja i były fizjoterapeuta Polaków, Austriakowi podobało się to, jaką wizję na skakanie ma sam zawodnik.
Tym samym 25-letni skoczek od razu dostał zastrzyku energii, a efekty przyszły bardzo szybko. Kot wygrał Letnie Grand Prix 2016 w wielkim stylu, wygrywając 5 z 6 konkursów w których wystartował. Zimą jest natomiast jednym z czołowych skoczków świata. W klasyfikacji generalnej PŚ zajmuje 5. miejsce, a w 65. TCS zajął 4. lokatę, najlepszą w karierze.
Na kolejnym slajdzie prezentujemy, jak ogólnie zmieniły się treningi Polaków pod okiem Stefana Horngachera.
Zajęcia bardziej intensywne, ale więcej czasu na regenerację
Warto zwrócić uwagę, że 65. Turniej Czterech Skoczni Biało-Czerwoni świetnie wytrzymali pod względem fizycznym. Pomijając skoczków austriackich, których zmogła grypa, tacy zawodnicy jak Niemiec Markus Eisenbichler, Norweg Daniel Andre Tande, czy Słoweniec Domen Prevc w Bischofshofen sprawiali wrażenie mocno zmęczonych rywalizacją.
Zupełnie inaczej niż Biało-Czerwoni, którzy w piątek skakali jak nakręceni. To efekt m.in. znakomitego przygotowania fizycznego. Receptą na to są bardzo ciężkie treningi, jakie Polacy wykonują. Horngacher po tych zajęciach daje jednak zawodnikom dużo czasu na regenerację. Idealne zbilansowanie tego powoduje, że Biało-Czerwoni są najlepiej przygotowani do sezonu pod względem fizycznym z całej stawki.
Horngacher świetnie także dobrał osoby, które z nim współpracują. Czech Michal Dolezal znakomicie sprawdza się jako osoba odpowiedzialna za sprzęt. Łukasz Gębala, fizjoterapeuta Polaków, postawił bardzo szybko na nogi obolałego po upadku w Innsbrucku Kamila Stocha.
Dodatkowo Austriak zbudował świetną atmosferę w drużynie. Skoczkowie wspierają się, nie ma niezdrowej rywalizacji, a jeden za drugim byłby w stanie skoczyć w ogień. Biorąc to wszystko pod uwagę, możemy z dużymi nadziejami czekać na dalszą część sezonu i na jego kulminacyjny moment, czyli mistrzostwa świata w Lahti.