Rywalizacja pomiędzy Kamilem Stochem a Halvorem Egnerem Granerudem w Polsce, jak i w Norwegii budziła ogromne emocje. Mieliśmy z nią do czynienia w minionym sezonie, kiedy to brylant w postaci Norwega zajaśniał, a skoczkiem, chcącym oprzeć się jego blaskowi był m.in. właściciel dwóch Kryształowych Kul.
Drugi z panów już od zmagań w Ruce (29 listopada 2020 roku) zaznaczył mocno swoją obecność w stawce. Zaraz po zwieńczonych triumfem zawodach, wygrał kolejne cztery konkursy. Z kolei polski skoczek nie lądował na najwyższym stopniu podium, aż do 3 stycznia, kiedy to nastąpiło przebudzenie byłego mistrza.
Polak zaczął się liczyć w rywalizacji o Kryształową Kulę, a na drodze do niej ciągle stawał Granerud, ale i także Markus Eisenbichler. Jednak największe emocje wśród Polaków budził pierwszy z wymienionych, który stanął im na odcisk swoją wypowiedzią dla norweskiej telewizji "TV2".
ZOBACZ WIDEO: Była partnerka Milika przeszła metamorfozę. Trudno oderwać wzrok!
- Mają szczęście, to irytujące, Stoch? Mogę go wyprzedzić o 10 punktów [..] Warunki sprzyjały Polakom przez cały turniej, dlatego patrzenie na ich kolejną wygraną było irytujące - stwierdził wówczas po przystanku Pucharu Świata w Innsbrucku, gdzie zajął dopiero 15. miejsce.
Ostatecznie ten pasjonujący pojedynek wygrał Norweg, który triumfował w całym cyklu, z kolei Stoch zakończył ten rozdział historii PŚ na trzecim miejscu. Panów rozdzielił wtedy Eisenbichler, umiejscowiony na drugiej pozycji.
Ale to już było
Jednak echa tej fascynującej rywalizacji ucichły w tym sezonie. Polak wylądował daleko poza pierwszą dziesiątką klasyfikacji generalnej (19. miejsce), a Granerud nadal walczy o najwyższe laury, zajmując w niej trzecią pozycję.
Norweski skoczek na przełomie roku udzielił wywiadu telewizji TVP Sport, w którym wypowiedział się nt. bardzo trudnego momentu w karierze jego byłego rywala - Myślałem, że będzie jednym z faworytów Turnieju Czterech Skoczni. Musi odzyskać radość ze skakania. Ja na jego miejscu skakałbym na treningach z trzech belek wyżej niż inni, albo zdecydował się na skok w tandemie. Musi znów poczuć fun - powiedział.
Tego nie można zapomnieć
Smaku zaciętej rywalizacji zaznał kiedyś także Adam Małysz. Jego największym przeciwnikiem w sezonie 2001/2002 był Sven Hannawald. Batalia obydwóch panów miała niezwykłe znaczenie dla rozwoju popularności tej dyscypliny. Gdy któryś z nich siadał na belce startowej, automatycznie ich kibiców opanowywały olbrzymie emocje.
Konkurs, który zapadł wówczas w pamięć rozegrał się w Zakopanem w ramach 50. edycji TCS. Legenda polskich skoków wracała na ojczystą ziemię jako bohater narodowy i nikt na Wielkiej Krokwi nie mógł sobie wyobrazić innego scenariusza niż jego zwycięstwo. Jednak rozstrzygnięcie było zupełnie inne.
Niemiec oddał fantastyczne skoki i to on wylądował na najwyższym stopniu podium, stając się pierwszym zawodnikiem, który wygrał wszystkie cztery konkursy tego turnieju. Polscy fani nie mogli się z tym pogodzić i wygwizdali triumfatora zawodów.
Wydarzenie te bardzo mocno zapadło w jego pamięć. - Wiedziałem oczywiście, że fizycznie w pewnym sensie byliśmy oddzieleni od fanów barierkami, tak żeby nie mogli podchodzić do nas zbyt blisko, jednak ta cała sytuacja na pewno nie była przyjemna - wspomina po latach niemiecki skoczek w rozmowie z WP SportoweFakty.
Ostatecznie w tej edycji PŚ lepszy okazał się być Małysz, zgarniając Kryształową Kulę. Jego przewaga nad drugim Hannawaldem wyniosła wtedy 216 punktów.
W historii tej dyscypliny również bardzo znacząco zapisała się rywalizacja legendy polskich skoków z Martinem Schmittem. Kulminacja emocji w tej zaciętej walce o najwyższe laury miała miejsce w Lahti w 2001 roku podczas Mistrzostw Świata.
Jednak zawody wygrał wówczas Niemiec z przewagą 2,8 punktu nad Małyszem, który stanął na drugim stopniu podium. Takie rozstrzygnięcie kibice przyjęli z wielkim rozczarowaniem. Jednak już cztery dni później Polak ponownie dał wiele radości swoim fanom, zdobywając złoty medal na normalnej skoczni, a Schmitta spychając na drugie miejsce w tym konkursie.
Koncertowe skoki Polaków w Willingen!
Szalona podróż Piotra Żyły do Niemiec. "Myślę sobie, co jest grane"