Zszokował na skoczni i poza nią. Tego w polskich skokach jeszcze nie było

WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Na zdjęciu: Jan Ziobro
WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Na zdjęciu: Jan Ziobro

Fruwał jak natchniony w Engelbergu, a furorę robił jego wpis na nartach "luz w d...". Potem Jan Ziobro odpalił bombę, jakiej w polskich skokach nie było. Poszedł na słowną wojnę z Adamem Małyszem. Przegrał. Został wyrzucony z kadry.

W tym artykule dowiesz się o:

8 lat temu kibice łapali się za głowy po skokach Polaka w Engelbergu i nie chodzi o Kamila Stocha. Świat skoków zszokował Jan Ziobro, który przed rywalizacją w Szwajcarii nie kwalifikował się nawet do drugiej serii. Obiekt mu jednak spasował, trafił z formą na weekend i napisał piękną historię polskich skoków narciarskich.

Pierwszy konkurs, 2013 rok. Ziobro sensacyjnie prowadził na półmetku. - Nic z tego nie będzie. Zepsuje drugi skok i spadnie daleko - mówili sceptycy. Zagrał im na nosie. W finale odpalił bombę. Poleciał aż na 141. metr. Wyrównał rekord starej skoczni w Engelbergu i wygrał pierwszy i, jak się później okazało, swój jedyny konkurs Pucharu Świata w karierze.

Napis na nartach skradł show

Dzień później znów był znakomity. Na półmetku zajmował 12. miejsce, ale kapitalny drugi skok pozwolił mu awansować na najniższy stopień podium. Zrobił furorę na skoczni i poza nią. Przed kamerami sypał żartami jak Piotr Żyła. Był wyluzowany, jakby był to dla niego zwykły weekend w pracy, a nie dwa najlepsze starty w karierze.

Wskazywał na napis na nartach. Słynny "luz w d..." to był jego przepis na dobre starty. Wtedy, w Szwajcarii, sprawdził się w stu procentach. Ziobrę okrzyknęli rewelacją sezonu. Odważniejsi widzieli w nim nawet faworyta Turnieju Czterech Skoczni.

ZOBACZ WIDEO: Były skoczek komentuje słowa oburzonego Małysza. "Dzisiaj kombinezony są na limicie"

Napompowany balon szybko pękł z hukiem. Zaczął od 17. miejsca w Oberstdorfie i było już po wszystkim. Stać go było jednak na kilka przebłysków. W Wiśle był szósty, na mistrzostwach świata w Falun 8. na normalnej skoczni, a z kolegami wywalczył na tych samych mistrzostwach brąz w drużynie. Potem jego kariera zaczęła przypominać równie pochyłą.

Już nigdy nie stanął indywidualnie na podium Pucharu Świata. Jeszcze za Stefana Horngachera miał kilka niezłych konkursów, ale na dłużej nic z tego dobrego nie wyszło. Trafił do kadry B, a podczas 66. Turnieju Czterech Skoczni - gdy konkurs za konkursem wygrywał Kamil Stoch - zdecydował się na niespotykany w polskich skokach ruch. Niczym wytrawny polityk odpalał serię filmów na YouTube, podczas których skarżył się na działaczy PZN i trenerów, że mimo dobrej formy nie jest powoływany na zawody.

Tego nikt się nie spodziewał

Ziobro nie przebierał w słowach. Skrytykował Apoloniusza Tajnera. Odważył się nawet na mocne słowa wobec legendy polskiego sportu Adama Małysza. - Panie Adamie, niech pan nie straszy, jak ostatnio straszył pan w mediach, że mogę się przeliczyć, bo wie pan bardzo dobrze o tym, że nie powiedziałem jeszcze wszystkiego i jak zacznę mówić, to wtedy dopiero może się zrobić niektórym ludziom z otoczenia bardzo ciepło i nieprzyjemnie - mówił Ziobro w jednym z materiałów wideo.

Sam skoczek zadeklarował wtedy, że zawiesza swoją karierę. PZN poszedł jednak o krok dalej i wykreślił zawodnika z kadry B. Do reprezentacji już nigdy nie wrócił. Mimo to, gdy po pierwszej wojnie medialnej kurz opadł, Ziobro uderzył po raz drugi.

- Gdy trenerem był Stefan Horngacher, w polskich szeregach przeprowadzało się sabotaż. Niestety, ale trzeba to jasno powiedzieć, przeprowadzało się sabotaż na zawodnikach takich jak ja. Wprowadzano takie, a nie inne reguły, a prezes nie powinien na takie pozwolić - mówił Ziobro, wtedy już były skoczek, dla TVP Sport w 2020 roku.

Na jego słowa zareagował Apoloniusz Tajner. - To jest prawda Janka Ziobry. On jest głęboko o niej przekonany. Ja oczywiście nie zgadzam się z jego interpretacją rzeczywistości. Tyle mogę powiedzieć - podkreślił prezes PZN dla WP SportoweFakty.

Przed atakiem słownym na Horngachera, pojawiły się plotki, że Ziobro może wrócić do kadry. Nic jednak z tego nie wyszło. Po wyrzuceniu z kadry B skoczek skupił się na swoim biznesie. Prowadzi firmę meblarską "Meble Ziobro" ze Spytkowic. Osobiście zajmuje się lakiernictwem.

W weekend być może zasiądzie przed telewizorem, by obejrzeć dwa konkursy Pucharu Świata w skokach w Engelbergu. Nawet jeśli nie zobaczy zawodów na żywo, to zapewne przypomni sobie swoje występy sprzed 8 lat. Teraz na skoczni w Szwajcarii show powinien skraść Kamil Stoch, który w piątek potwierdził wysoką formę w kwalifikacjach i jest jednym z faworytów sobotnich i niedzielnych zmagań.

Początek obu tegorocznych konkursów PŚ w Engelbergu o 16:00. Transmisja w TVN, Eurosporcie 1 oraz na WP Pilot.

Czytaj także:
"Muszę się trochę rozpędzić". Stoch zdradził, czego mu jeszcze brakuje
Dodatkowy konkurs PŚ w skokach w Polsce? Jest decyzja

Źródło artykułu: