Nowe życie nadziei polskich skoków. "Wracałem do domu załamany"

Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA / Na zdjęciu: Krzysztof Biegun
Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA / Na zdjęciu: Krzysztof Biegun

Zwycięzca konkursu Pucharu Świata i jeden z najlepiej zapowiadających się polskich skoczków skończył karierę niespełniony. - Nie rozpamiętuję tego - przyznaje Krzysztof Biegun. I uwielbia to, co robi dziś. Choć początki były słabe.

Kiedy w 2013 roku zwyciężył loteryjny konkurs inauguracyjny w Klingenthal, wszyscy liczyli, że to nowe otwarcie Bieguna. A przy okazji także dla polskich skoków. Jednak szybko się okazało, że na drugi taki wyczyn nie ma co liczyć. W Ruce wywalczył 18. miejsce. Potem z dobrej strony pokazał się podczas konkursu w Zakopanem. I w jego całej karierze to był ostatni moment, kiedy punktował w PŚ.

W 2018 roku zdecydował o zakończeniu kariery. Przyznał, że to jest moment, kiedy musi pomyśleć o przyszłości. A jeszcze będąc skoczkiem, musiał pracować jako kierowca samochodów dostawczych i turystycznych busów.

Teraz jest asystentem trenera głównego w młodzieżowej kadrze Polski. Odpowiada też za kostiumy zawodników, które nauczył się szyć.

Dawid Góra, WP SportoweFakty: Tęsknisz za czasami, kiedy byłeś w świetle reflektorów?

Krzysztof Biegun: Nie. Pogodziłem się z tym, że teraz jestem w cieniu. Żyję z dnia na dzień. Robię to, co lubię i fajnie mi się żyje. Niedawno urodziło mi się dziecko i staram się spędzać z nim jak najwięcej czasu. Bardzo mnie to cieszy, buduje i motywuje.

ZOBACZ WIDEO: Kamil Stoch zdradził, czego potrzeba do lepszych skoków. Padły trzy kluczowe słowa


Chciałbyś być na miejscu reprezentantów Polski?

Nie rozpamiętuję tego. Robię to, co jest mi dane. Żyje mi się z tym dobrze.

Jak się odnajdujesz w nowych zajęciach?

Staram się jak najlepiej robić to, co do mnie należy. Podoba mi się to. Czasem jest z tego naprawdę wiele radości. Czasem mniej, ale w każdej pracy wygląda to podobnie. Dla mnie bardzo ważne jest, że mogę być cały czas przy skokach. Niczego innego się nie nauczyłem, bo całe życie poświęciłem tej dyscyplinie. Pójście do zupełnie nowej pracy byłoby uczeniem się wszystkiego od nowa. Nie znam się na niczym poza skokami.

Czujesz, że możesz z tym sportem związać swoją daleką przyszłość?

Na pewno mogę się jeszcze bardzo rozwinąć. Wciąż wielu rzeczy się uczę. W kadrze jestem odpowiedzialny choćby za kombinezony.

Jak Michal Doleżal swego czasu.

Jeśli chodzi o kombinezony, od Michala mogą się uczyć wszyscy. Jest wielkim fachowcem. Robi to od 20 lat albo i dłużej. W kadrze jestem drugi rok i wciąż uczę się szycia. Na początku przeklinałem maszynę, wracałem do domu załamany, bo nie potrafiłem nawet nici nawlec jak należy. Z biegiem czasu idzie mi jednak znacznie lepiej.

Pogodziłeś się już z maszyną?

Tak. Rzeczy, które kiedyś sprawiały, że nie mogłem spać w nocy, teraz idą mi już dużo lepiej. Zresztą mam też świetnego nauczyciela, czyli Zbyszka Klimowskiego.

Był moment, kiedy pomyślałeś, że to nie dla ciebie?

Pewnie. Na samym początku miałem totalnie dość. Ale początki są zawsze najtrudniejsze. Teraz to wiem.

A jeśli chodzi o trenowanie?

W tym względzie nie miałem wątpliwości. Od samego początku świetnie czułem się w tej roli. Wiadomo, czasem coś nie idzie i czuje się bezsilność, a przede wszystkim szkoda jest chłopców, którzy dają z siebie wszystko. Ale są też momenty, jak w tym sezonie, kiedy zdobyliśmy na FIS Cupie podium i szóste miejsce. Życiówkę naszych reprezentantów - Klemensa Joniaka i Szymona Zapotocznego.

Kiedy widzisz radość u swoich podopiecznych, czujesz olbrzymią satysfakcję. Zdaję sobie sprawę z tego, że wzlotów i upadków będą jeszcze tysiące. Ale naprawdę lubię to robić. Jako zawodnik, pod koniec kariery, czułem się bezradny. Teraz cieszę się, że mogę pomóc młodym przejść przez trudniejsze momenty.

Między naszymi mistrzami a najmłodszymi adeptami skoków jest potężna wyrwa. Kiedy widzisz swoich podopiecznych, czujesz, że mogą zastąpić obecnych liderów kadry?

Zdecydowanie tak czuję. Widzę, że mają potencjał. I to nie tylko w kadrze młodzieżowej. Patrząc na wyniki dzieci w Lotos Cupie, czuję pewność, że będzie dobrze. Kiedyś na takich zawodach było mało zawodników. Zastanawialiśmy się, co będzie dalej. Ale teraz jest 200 skaczących i trzeba dzielić zawody, aby zmieścić się w dobie. Nabór jest duży. Już teraz widać skoczków, którzy się wyróżniają. Nawet w młodszych rocznikach.

Ile lat ma twój najstarszy podopieczny?

20. Mamy kadrę młodzieżową, ale też dwóch seniorów, którzy mogą jeszcze trenować w naszej grupie. To Szymon Jojko i Mateusz Gruszka.

Któryś z nich ma szansę wskoczyć na miejsce Kamila Stocha, Dawida Kubackiego czy Piotra Żyły?

Oczywiście, inaczej nie powoływalibyśmy ich do kadry. Szymek jednak nie miał szansy się pokazać w ostatnim czasie przez kontuzję. Od sierpnia do maja nie skoczył ani razu. A to bardzo solidny i pracowity skoczek. Takie cechy potrafią przynieść wiele dobrego, co widać choćby po Kubackim. A Mateusz miał słaby sezon, ale pokazywał już nieraz, że ma potencjał i papiery na skakanie. Jest w najgorszym wieku. Gdybyśmy ich odsunęli od kadry, byłoby duże ryzyko, że straciliby motywację, a treningi nie byłyby prowadzone jak należy. Takich zawodników sporo się w Polsce traci. Dlatego trzeba robić wszystko, aby do tego nie dopuszczać u skoczków naprawdę perspektywicznych.

Byłeś reprezentantem Polski z dużym potencjałem, wygrałeś konkurs Pucharu Świata. Ostatecznie jednak stosunkowo wcześnie zrezygnowałeś z kariery. Co poleciłbyś swoim wychowankom, aby uniknęli takiego zakończenia?

Trudne pytanie. Ale sobie z tamtego czasu powiedziałbym, aby bardziej skupiać się na pozytywach. Mam taki charakter, że przejmuję się głupotami, które nie mają wielkiego znaczenia. Za mało miejsca poświęciłem na konsekwencję i cierpliwość. Nie można fiksować się na punkcie słabych elementów, ale czerpać jak najwięcej z tych najmocniejszych.

Odczarować skocznię w Klingenthal. Geiger i spółka stają przed trudnym zadaniem >>
Klingenthal jako przygraniczna miejscowość. Takich miast w kalendarzu Pucharu Świata jest więcej >>

Źródło artykułu: