Wszystko działo się w marcu. Norweg spadł na zeskok podczas serii próbnej przed konkursem Pucharu Świata w Planicy. Obserwatorzy, którzy widzieli upadek, zamarli. Sam zawodnik z kolei nie kojarzy nic z tego dramatycznego momentu.
- Nie pamiętam absolutnie nic. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, jest to, że dzień przed wyjazdem do Słowenii wybrałem się na spacer z siostrą - przyznał Daniel Andre Tande w wywiadzie dla "Hopplandslaget".
Dodał, że zdecydowanie gorzej mieli koledzy ze skoczni. - Myślę, że to była dla nich większa trauma. Oni to pamiętają, ale ja nie - dodał.
ZOBACZ WIDEO: DME 2021. Pia Skrzyszowska prawdziwą dominatorką! "Zrobiłam swoje maksimum"
Sytuacja była krytyczna. 27-latek odniósł bardzo poważne obrażenia wewnętrzne, długo przebywał w śpiączce farmakologicznej. - Lekarze oszacowali, że byłem bez tętna przez dwie i pół do trzech minut - przyznaje Tande.
Jego obojczyk rozleciał się na kawałki (aktualnie ma w nim 10 śrub), doznał czterech krwotoków mózgu. Mógł wybudzić się jako zupełnie inna osoba. - Krwawienie dotyczyło głównie lewej części. To obszar, który kontroluje osobowość, więc gdyby doszło do dużego krwawienia, mógłbym się obudzić jak inna osoba - wyjaśnił.
Norweg ma nadzieję, że wypadek nie będzie miał wpływu na jego dalszą karierę... Tak mu się przynajmniej wydaje. - Nie sądzę, żeby miało to jakikolwiek wpływ na skoki, naprawdę. Nie mogę się doczekać powrotu na skocznię - przyznał Tande, który chciałby wrócić do skakania już w lipcu.
- Na razie się nie boję. Może się zdarzyć, że organizm "zareaguje", gdy pierwszy raz pojawię się na skoczni, ale nie wyobrażam sobie, żeby skakanie na normalnej i dużej skoczni było problemem. Oczywiście przed pierwszym "lotem" pewnie nerwy mogą się pojawić - zakończył.
Zobacz także:
Koszmar na skoczni w Planicy! Zobacz wideo z upadku Daniela Andre Tandego
"Chyba się poddałem, znudziłem". Znany zawodnik miał dość skoków, chciał skończyć karierę