W sobotę triumf Kamila Stocha, trzecie miejsce Piotra Żyły, czterech Polaków w czołowej siódemce i pięciu w TOP 11. W niedzielę nie było już tak dobrze. Po raz pierwszy w tym roku konkurs Pucharu Świata zwyciężył skoczek innej nacji. Po raz pierwszy w tym roku zabrakło reprezentanta Polski na podium.
Jeśli jednak poszukamy pozytywów w występie Biało-Czerwonych, to oczywiście takie znajdziemy. W niedzielę bowiem po raz pierwszy w historii, w konkursie rozgrywanym poza Polską, aż siedmiu skoczków zdobyło punkty Pucharu Świata. Oznacza to, że wszyscy podopieczni Michala Doleżala, którzy znaleźli się na liście startowej, uzyskali awans do drugiej serii. Czegoś takiego poza granicami kraju jeszcze nie oglądaliśmy.
A to doskonały prognostyk przed kolejnym weekendem Pucharu Świata, bo już za kilka dni skoczkowie rywalizować będą w Zakopanem (16 i 17 stycznia). Polacy wystawią siedmiu skoczków na treningi i kwalifikacje do niedzielnego konkursu. W sobotę odbędą się natomiast zawody drużynowe. Doleżal zapewne będzie miał ból głowy przy wyborze czwórki do tego konkursu, ale takiej sytuacji zazdrości mu pewnie niejeden trener.
Warto dodać, że w sezonie 2020/21 już ośmiu polskich skoczków zakończyło konkurs Pucharu Świata w czołowej dziesiątce. W Titisee-Neustadt do tej grupy dołączył Jakub Wolny.
Czytaj także:
- Klasyfikacja Pucharu Narodów. Polacy wciąż liderami. Minimalna przewaga nad Norwegami
ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Kto po Stochu, Kubackim i Żyle? "Potrzebujemy skoczków, których nazwisk jeszcze nie znamy"