Trzecie zwycięstwo Stocha w Turnieju Czterech Skoczni nie było tak imponujące jak w sezonie 2017/2018, kiedy Polak wygrał każdy z konkursów niemiecko-austriackiej imprezy. Przynajmniej pod względem rezultatów. Bo jeśli chodzi o okoliczności, to w tym roku triumf był jeszcze bardziej spektakularny.
Najpierw kompromitacja organizatorów w Oberstdorfie i groźba wykluczenia Polaków z tego konkursu z powodu niejednoznacznego testu na koronawirusa u Klemensa Murańki. Gdyby ostatecznie nasi reprezentanci nie rywalizowali w pierwszych zawodach TCS, byłaby to jedna z największych niesprawiedliwości w świecie skoków ostatnich lat. Szybko okazało się bowiem, że wszyscy Polacy są zdrowi. Burza medialna, jaka wtedy wybuchła, i konieczność walki o normalność nie mogła korzystnie wpłynąć na psychikę naszych skoczków. A jednak...
Potem nieeleganckie komentarze Norwegów, szczególnie Halvora Egnera Graneruda, który sugerował, że w Innsbrucku Stoch wygrał dzięki szczęściu do warunków pogodowych. Jakby kuriozalnych opinii było zbyt mało, Andreas Goldberger przed konkursem w Bischofshofen stwierdził jeszcze, że gdyby nie zgoda wszystkich ekip startujących w zawodach, Stoch nie byłby liderem cyklu. Zapomniał, że nie było żadnych argumentów za tym, żeby ktokolwiek mógł odmówić startu Polakom. A jednak...
ZOBACZ WIDEO: Skoki. Ogromna siła psychiczna Polaków. "Obawiałem się, że wydarzenia z początku TCS ich zdeprymują"
Do tego kuriozalne komentarze hejterów, którzy zasypywali media społecznościowe, choćby Graneruda, niewybrednymi wpisami. Zjednoczenie Polaków w walce o swoje i zaangażowanie w obronę własnych reprezentantów jest piękne, ale przekraczanie fundamentalnych zasad kultury nie może być aprobowane. To także nie wpływa korzystnie na spokój, jaki w głowach zawodników musi rządzić przed jednymi z najważniejszych startów w sezonie. A jednak...
A jednak Stoch oparł się wszystkiemu, co mogło zmącić jego stabilizację. Udowodnił, że tylko największy mistrz jest w stanie odciąć się od czynników zakłócających przygotowanie do startu. Siła doświadczenia i profesjonalizm wygrały. A co najważniejsze, wygrał sport.
Nie bez znaczenia jest też świetna atmosfera w kadrze Michala Doleżala, którą widać podczas telewizyjnych wywiadów i słów wymienianych między skoczkami. Znakomite skoki innych reprezentantów również dają liderowi poczucie wsparcia. Bo nawet gdyby jemu się nie udało, zaraz za plecami ma m.in. Dawida Kubackiego, który jest w stanie, choć na chwilę, zastąpić go i dać wytchnienie.
To wielkie zwycięstwo, które przejdzie do historii. Tego Polakowi nikt nie odbierze.
Kamil, jesteś wielki!