Znakomity start Polaków w sobotę, przykrył temat not sędziowskich dla dwóch skoczków. Chodzi o Markusa Eisenbichlera i Halvora Egnera Graneruda. Niemiec w pierwszej serii poleciał aż na 146., a Norweg w finale na 142. metr.
Obaj po wylądowaniu zrobili głęboki przysiad. Telemark był daleki od ideału. Gdy wyświetliły się dla nich noty, można było złapać się za głowę. Eisenbichlerowi sędziowie dali pięć razy po 18,5 punktu. Norweg dostał dwie 18. To zdecydowanie za dużo.
Co prawda noty nie wpłynęły na końcowe wyniki (decydująca była odległość i przeliczniki, Eisenbichler wygrał, a Granerud był czwarty), ale temat kontrowersyjnych not sędziowskich wrócił niczym bumerang.
- Znów muszę to powtórzyć, czasami sędziowie sugerują się nazwiskiem skoczka albo odległością - mówi dla naszego portalu Rafał Kot, były fizjoterapeuta polskich skoczków.
"Nagradzanie" za imponującą odległość to jedna strona medalu. Druga to przestarzała infrastruktura na skoczniach, która nie pomaga sędziom w pracy.
- W XXI wieku oceniają styl z wieży, która na większości skoczni mieści się przy buli. Jak skoczek skacze 130 czy 140 metrów, to dojście do lądowania i sam moment lądowania jest już bardzo daleko od nich. Mogą zatem niektórych błędów po prostu nie widzieć - wyjaśnia Jakub Kot, były skoczek narciarski, obecnie ekspert Eurosportu.
- Do tego podejmują decyzję w ułamku sekundy. Nie mają dostępu do powtórek i to jest największy problem. My przed telewizorem mamy kilka powtórek i wtedy dokładnie widzimy, jak to lądowanie wyglądało. Sędzia widzi tylko skok i ma sekundy na wprowadzenie noty - dodaje.
Mimo przeliczników za wiatr i coraz bardziej imponującej walki skoczków na odległości, noty za styl ciągle odgrywają w tej dyscyplinie ważną rolę. Dlatego FIS musi zagwarantować sędziom jak najlepsze warunki do pracy. Dostęp do powtórek powinien być normą, nawet jeśli wydłużyłoby to czas oczekiwania na notę o kilka sekund.
Jakub Kot ma także jeszcze jedno rozwiązanie, które mogłoby ułatwić pracę sędziom. - Być może najlepiej byłoby, gdyby oceniali styl z domu, oglądając każdą próbę w telewizji i mając przed sobą powtórki z różnych ujęć kamery. Widzieliby na pewno więcej niż z wieży na skoczni, a po krótkim przeanalizowaniu skoku wprowadzaliby noty do systemu.
Kto wie, być może właśnie taki pomysł rozwiązałby powracający co sezon problem kontrowersyjnych not sędziowskich w skokach narciarskich.
Czytaj także:
Szok w Kuusamo po skoku zwycięzcy. Skąd taka nota za wiatr?!
Kwota robi wrażenie. W tym sezonie tylko jeden skoczek zarobił więcej niż Kubacki
ZOBACZ WIDEO: Skoki. Maciej Kot wróci do dobrej formy? "Bardzo mocno został poprawiony element, który powodował krótkie skoki"