30 mistrzów. 57 medali olimpijskich. 192 medale mistrzostw świata. 372 medale mistrzów skoków narciarskich. I 12 tys. km, które Ewa Bilan-Stoch przemierzyła, aby wykonać wszystkie zdjęcia. Efekt to najważniejsze dzieło w dorobku artystki, żony trzykrotnego mistrza olimpijskiego.
Ręka trenera
Wernisaż wystawy zorganizowano 23 stycznia w zakopiańskim Teatrze Witkacego. W przeddzień kwalifikacji do konkursów Pucharu Świata na Chramcówki przyjechali nie tylko bliscy żony Kamila Stocha, ale też znane twarze świata skoków. Byli m.in. uwiecznieni na zdjęciach Peter Prevc, Gregor Schlierenzauer, Simon Ammann.
Zaczęło się tak. Najpierw Ewa wykonała zdjęcie medali swojego męża. Wrzuciła je na social media. To nie miało być nic wielkiego - ciekawy pomysł na fotkę. I tyle. Po niedługim czasie żona Stocha dostała bliźniacze zdjęcie od... Andreasa Wanka. Okazało się, że zainspirowała niemieckiego skoczka do wspomnień z najpiękniejszych chwil jego kariery. Pomysł na serię narodził się niemal natychmiast.
ZOBACZ WIDEO: Czy Dawid Kubacki jest w tej chwili najlepszy na świecie? "Zrobił coś, co nie udało się Małyszowi i Stochowi"
- Postawiłam na spryt. Zaczęłam od tych, których przekonać było mi najłatwiej. Pierwsze zdjęcie zrobiłam Robertowi Kranjcowi. Dalej był Gregor Schlierenzauer, Stefan Kraft i Peter Prevc. Potem już poszło - tłumaczy Bilan-Stoch.
Jeśli któremuś ze skoczków podobał się pomysł, szybko dawał znać, że chce wziąć udział w projekcie. Spotkanie było kwestią czasu. Skoczkowie musieli tylko znaleźć czas na wykonanie zdjęcia.
- Przemierzyłam 12 tys. km, żeby wykonać wszystkie fotografie. Jeden z zawodników przesłał jednak swoje medale przez trenera fińskiej kadry. W Klingenthal otrzymałam kopertę zaadresowaną na moje nazwisko z całym dorobkiem medalowym Mattiego Hautamaekiego! - śmieje się artystka.
Był jednak problem. Ewa miała medale, ale brakowało ręki. Zamysł serii jest taki, że to skoczkowie trzymają swoje medalowe bukiety. Hautamaeki jednak nie pojawił się w Klingenthal, więc musiał mieć dublera. W tej roli wystąpił... trener Michal Doleżal.
Kubacki może być jak Nykaenen. Jeden warunek >>
Strzały w głowie
Kamil Stoch sam nie wiedział, gdzie trzyma swój medalowy dorobek. - Najpierw zdjęcie, które się ukazało w mediach społecznościowych, mnie zdziwiło. Zapytałem, skąd ty wzięłaś te medale. W życiu bym nie pomyślał, że jest ich aż tyle. Potem, kiedy już musiałem pozować, nie wiedziałem, w których dokładnie skrzynkach się znajdują i gdzie są, ale Ewa wszystko znalazła i przygotowała - tłumaczy Kamil Stoch.
I całe szczęście, bo dla polskiego mistrza skoków doświadczenie okazało się inspirujące.
- Można mówić, że zawodnik zawsze patrzy do przodu i stara się szukać energii, która da mu siłę do osiągania kolejnych celów. Kiedy jednak widzisz te medale i trzymasz kolejne, to widzisz napisy: Soczi 2014, Val di Fiemme 2013 itd. Pojawiają się strzały w głowie, zaczyna się przypominać to, ile musiałem poświęcić, aby konkretny medal zdobyć. Przychodzi lawina wspomnień, myśli, uczuć. Wiadomo, że nie tylko sportowcy poświęcają mnóstwo, ale też nasze drugie połówki. To jest wyrzeczenie całych rodzin sportowych, żeby osiągać sukcesy!
Medal z uśmiechem
Ważną rolę podczas wernisażu odgrywał Simon Ammann. Tłumaczył, na czym polegała cała akcja od strony skoczków. W imieniu wszystkich sportowców dziękował, że mógł wziąć w niej udział. On też dawno nie widział wszystkich swoich zdobyczy.
- Najpiękniejszy jest medal z Vancouver. Jest szczególny, bo kiedy go obrócę, pojawia się jakby wielki uśmiech - tłumaczył Szwajcar.
Ostatecznie w projekcie pomagało ponad 150 osób. Żadne ze zdjęć nie będzie opublikowane na portalach społecznościowych w jego ostatecznej formie. Od 14 lutego wystawę będzie można podziwiać w pawilonie Wielkiej Krokwi.
Dawid Góra z Zakopanego