Kiedy jesienią 2013 roku Krzysztof Biegun wygrywał zawody w Klingenthal, Polacy widzieli w nim nowego Adama Małysza. 19-latek, wtedy szerzej nieznany, startujący jako piąty zawodnik na liście, uzyskał 146 m, tylko 0,5 metra mniej od rekordu skoczni. Warunki stały się potem anormalne, faworyci padali jak muchy. Drugą serię, zresztą całkiem słusznie, anulowano. Biegun został zwycięzcą inauguracyjnego konkursu i jednocześnie liderem Pucharu Świata.
Ten sukces stał się jego przekleństwem. Do końca sezonu zdobył tylko 44 punkty, nie pojechał na igrzyska do Soczi i tak naprawdę jego poważna kariera załamała się wtedy na dobre. W 2018 roku odstawił narty w kąt.
- Najbardziej wkurza mnie to, że wszyscy porównują mnie do tego Klingenthal. Wiadomo, super, że tak wyszło. Dużo ludzi pamięta mnie jednak tylko z tego. Tak naprawdę miałem dużo dobrych wyników, jak choćby w mistrzostwach świata juniorów... Są wyniki, które cieszą mnie chyba nawet bardziej niż tamto zwycięstwo - opowiadał po latach w rozmowie ze skokipolska.pl.
ZOBACZ WIDEO Skoki narciarskie. Niezręczny moment podczas wywiadu. Martin Schmitt nie wiedział, co powiedzieć
Czemu o tym wspominamy? Bo dla polskich kibiców to pierwsze skojarzenie z nowoczesnym obiektem w Klingenthal. Ani drugi pucharowy triumf Kamila Stocha, ani późniejsze wielkie zwycięstwo Biało-Czerwonych w drużynówce nie zapadło tak mocno w pamięć (CZYTAJ O NIM).
To wszystko jednak dość odległe wspomnienia, bo Klingenthal od 2016 roku nie gościło najlepszych skoczków świata w zimowej scenerii. Co innego latem - w Grand Prix Vogtland Arena stała się jedną z podstawowych destynacji.
Przy granicy z Czechami pogoda bywa kapryśna i to także latem. Zawody na igelicie miały więcej z loterii niż z wyrównanej rywalizacji, jednoseryjne zmagania wygrał Anze Lanisek. Akurat Słoweniec świetnie zaczął sezon i będzie jednym z faworytów, o ile... pogoda pozwoli wystartować.
Prognozy nie są zbyt korzystne. W trakcie sobotniej drużynówki podmuchy mają sięgać 9 m/s, nieco lżej, ale nadal mocno, ma wiać podczas kwalifikacji i niedzielnego konkursu indywidualnego. Polacy nic nie poradzą na aurę, za to próbują wykrzesać z siebie więcej. Początek sezonu należy raczej do tych przeciętnych, pomimo podium Kamila Stocha na inaugurację w Wiśle.
Trzykrotny mistrz olimpijski wciąż szuka rozwiązań (CZYTAJ), Piotr Żyła jest bardzo rozregulowany. Najrówniej skacze chyba Dawid Kubacki, ale używając jego nomenklatury, wciąż ma dużo swojej roboty do wykonania. Na ich tle najlepsze wrażenie robi Maciej Kot, który na razie nie liczy się w rywalizacji o czołową dziesiątkę, jednak zrobił chociaż postęp w porównaniu do poprzednich nieudanych sezonów.
Oprócz nich, w Klingenthal wystartują Klemens Murańka, Jakub Wolny i Stefan Hula. Ten pierwszy jeszcze w tym sezonie nie zapunktował.
Piątek, 13 grudnia:
13.00 - trening
15.45 - kwalifikacje