W maju 2018 roku Daniel Andre Tande był hospitalizowany z powodu zespołu Stevensa-Johnsona, dlatego przygotowania przed rozpoczęciem sezonu rozpoczął dopiero pod koniec sierpnia. Kilka miesięcy później, podczas jednego z treningów na skoczni w Lahti zaliczył poważny upadek, w wyniku którego doznał kontuzji kolana. Uraz ten wykluczył go m.in. ze startu w mistrzostwach świata w Seefeld.
Czytaj również: Kolejny dramat w górach. Na Annapurnie zaginął 49-letni himalaista
- To był dla mnie bardzo zły rok. Mam nadzieję, że wszystko co najgorsze już za mną. Chcę powrócić do optymalnej dyspozycji i skakać na najwyższym poziomie jeszcze przez cztery lub pięć lat. Jestem zdeterminowany, aby powrócić w wielkim stylu - mówi Tande.
Na ten moment 25-latek w dalszym ciągu nie jest jednak w stanie trenować na pełnych obrotach. - Trudno powiedzieć, kiedy będę całkowicie zdrowy. Muszę w pełni wyleczyć moje kolano, aby móc rozpocząć przygotowania. Mimo intensywniejszych ćwiczeń nie odczuwam bólu w kolanie. Oznacza to, że wszystko zmierza w dobrym kierunku - wyjaśnia Norweg.
Daniel Andre Tande ma swoim dorobku m.in. tytuł indywidualnego mistrza świata w lotach narciarskich, wywalczony w 2018 roku. W zakończonym sezonie zajął dopiero 37. miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, z dorobkiem zaledwie 106 punktów.
Zobacz także: Litwini zrewanżowali się polskim hokeistom. Pierwsza porażka od dekady