Zarobki trenerów w skokach narciarskich to temat tabu. O ile podstawowe wynagrodzenie skoczków (mogą liczyć na bonusy od sponsorów) można obliczyć, bo wiemy, ile zgarniają za konkretne pozycje w danych konkursach Pucharu Świata, o tyle w przypadku szkoleniowców błądzimy nieco po omacku.
Horngacher ma przejąć reprezentację Niemiec. Czytaj więcej!
Nieoficjalnie wiadomo, że Stefan Horngacher za prowadzenie polskiej kadry zgarnia ok. 10 tys. euro. Daje to przychód w wysokości 120 tys. euro rocznie. Biorąc pod uwagę kurs waluty, to jakieś pół miliona złotych. Bardzo mało, jak na trenera, który uczynił z Polski wiodącą nację w skokach narciarskich, który poprowadził Kamila Stocha do złotego medalu olimpijskiego, a drużynę do brązu na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu. Za podobne stawki zdarza się pracować chociażby dobrym programistom w Warszawie. To najlepszy dowód na to, że z pensją Austriaka jest coś nie tak.
W tej sytuacji nie dziwi, że Horngacher nie kwapi się do przedłużenia umowy z Polakami oraz rozważa pracę z reprezentacją Niemiec, bo w tym kraju ma przecież rodzinę.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Piątek dogoni osiągnięciami Roberta Lewandowskiego? "To inny typ zawodnika"
Z politowaniem na zarobki Horngachera mógłby spojrzeć chociażby Adam Nawałka, który za prowadzenie reprezentacji Polski zgarniał swego czasu 22 tys. euro miesięcznie, czyli ponad dwa razy więcej niż Austriak dostaje za opiekę nad naszymi skoczkami! Dość powiedzieć, że w polskiej Lotto Ekstraklasie przeciętny szkoleniowiec zgarnia podobne stawki jak Horngacher. Normą stały się bowiem pensje na poziomie 10 tys. euro.
Ktoś powie, że piłka nożna jest popularniejsza niż skoki narciarskie. Tak, ale... Skoki są dyscypliną numer dwa w naszym kraju. Konkursy z udziałem Stocha potrafią oglądać miliony widzów, co roku skocznie w Wiśle czy Zakopanem pękają w szwach. Do tego kadra może liczyć na długą listę darczyńców, z Lotosem na czele.
Powiedzmy sobie wprost. Bez Horngachera polskim skokom grozi popadnięcie w marazm, bo na rynku nie ma drugiego takiego trenera. To problem, z którym mierzyli się już przed rokiem Austriacy, gdy szukali nowego szkoleniowca. Zresztą, pod wodzą Horngachera Stoch i spółka notują stały progres. Dlatego nie możemy sobie pozwolić na stratę Horngachera. Jego misja w Polsce jeszcze nie dobiegła końca.
Żona wolałaby, żeby Stefan Horngacher pracował w Polsce. Czytaj więcej!
Stąd apeluję, by odpowiednio zadbać o austriackiego trenera. Nic nie działa lepiej na pracownika niż odpowiednia podwyżka. I nieważne czy dotyczy to wspomnianego wcześniej informatyka z Warszawy, czy też jednego z najlepszych (o ile nie najlepszego) szkoleniowca w dyscyplinie. Horngacherowi należy się podwyżka jak psu buda.
Świadomość tego musi mieć Apoloniusz Tajner i kierowany przez niego PZN, bo prezes związku nie wytłumaczy się kibicom z utraty selekcjonera na rzecz Niemiec. Zwłaszcza, jeśli już bez Horngachera wyniki naszych skoczków w kolejnym sezonie nie będą tak rewelacyjne.