Zawsze grzeczny, serdeczny i rozmowny, do tego posiada rzadki dar opowiadania o technicznych aspektach skoków narciarskich w sposób dosyć jasny i zrozumiały dla osób, które mają o nich co najwyżej mgliste pojęcie. W środowisku dziennikarzy Maciej Kot to chyba najbardziej lubiany zawodnik polskiej kadry. Wiele razy słyszałem od kolegów po fachu, że szczególnie życzą sukcesów właśnie Maćkowi. A ostatnio - że mają nadzieję na jego przebudzenie, wyjście z kryzysu i powrót do wysokiej formy.
Jestem pewien, że nieobecność
28-letniego zawodnika z Zakopanego w kadrze na konkursy lotów narciarskich w Oberstdorfie nie jest degradacją, postawieniem krzyżyka na skoczku, który od kilkunastu miesięcy spisuje się poniżej oczekiwań. To raczej element planu Stefana Horngachera, którego końcowym efektem ma być powrót Kota na miarę jego możliwości, otwierającego oczy niedowiarkom.
Skąd to przekonanie? Z tego co wiemy, Kot ma u austriackiego szkoleniowca bezgraniczny kredyt zaufania. Trener naszej kadry wie, że akurat ten zawodnik talent ma ogromny, a i umiejętności nieprzeciętne. Pewnie jest w stanie wyobrazić sobie polską drużynę na mistrzostwach świata w Seefeld bez niego, ale takie rozwiązanie to dla Horngachera ostateczność.
ZOBACZ WIDEO Jakie są marzenia Kubicy? "Zrobienie dobrej roboty i pozostanie w F1 na dłużej"
Czytaj także: Uwaga, talent! 18-letni Słoweniec objawieniem sezonu
Poza tym nasz sztab szkoleniowy nie rezygnowałby w kontekście MŚ z zawodnika, którego forma w ostatnich tygodniach powoli, acz systematycznie idzie w górę. Po beznadziejnym Turnieju Czterech Skoczni, gdy Maciek trzykrotnie przepadł w kwalifikacjach, w Wiśle i Sapporo było już lepiej (50. miejsce w pierwszym z japońskich konkursów było efektem tyleż błędu skoczka, co pecha) pojawiła się pojedyncze naprawdę dobre skoki i nadzieja, że Kot odnalazł właściwą drogę. Drogę, która pozwoli mu w Seefeld spisać się równie dobrze, co dwa lata temu w Lahti, gdy indywidualnie zakopiańczyk był 5. i 6., a w "drużynówce" bardzo przyczynił się do zwycięstwa naszego zespołu.
Z tego co wiemy, w najtrudniejszych w tym sezonie dla Kota chwilach, w czasie TCS, to Horngacher optował za tym, by nie odsyłać go do domu i poprawiać jego formę poprzez kolejne starty. Teraz wszystko wskazuje na to, że pominięcia w kadrze na loty w Oberstdorfie wymagało po prostu dobro skoczka.
Kot nigdy nie był wielkim fanem mamucich skoczni (choć w ostatnich sezonach z niektórymi udało mu się dogadać), poza tym na takich obiektach wyjątkowo trudno pracuje się nad formą, szlifuje technikę, poprawia błędy. Łatwiej tam zgubić formę, niż ją odzyskać. Na skoczni imienia Heiniego Klopfera, gdy dojeżdżając do progu jedzie się z prędkością prawie 100 km/h, Maciek nie wyeliminuje błędu, który jest jego utrapieniem - z jakiegoś powodu zaraz po wyjściu z progu skręca go w locie. Może to zrobić, spokojnie trenując przez kilka dni na mniejszej skoczni razem z trenerem Zbigniewem Klimowskim. Wydaje się, że to właśnie spokojnego treningu potrzebuje teraz najbardziej.
Czytaj także: Jury Pucharu Świata igra z ogniem
Być może to właśnie odpuszczenie lotów sprawi, że na kolejnych zawodach wreszcie zobaczymy takiego Kota, na jakiego czekamy od dwóch sezonów. Takiego, który bije się o miejsca w czołówce, a nie błagalnym wzrokiem wpatruje się w tablicę wyników licząc na to, że wystarczy mu punktów, by awansować do drugiej serii. Właśnie taki Maciek jest nam potrzebny, żebyśmy na mistrzostwach świata mogli liczyć na miejsce naszej ekipy na podium "drużynówki".
Kot jedzie się odbudowywać w miejscu, którego w Polskim Związku Narciarskim nie chcą ujawniać, a swoją szansę dostaje młody Paweł Wąsek. I to też mądra decyzja Horngachera, bo 19-latek z Wisły zasłużył na nagrodę za niezłe występy na mistrzostwach świata juniorów (6. miejsce w konkursie indywidualnym). Niech się sprawdzi, niech się "mamuta" nie boi i niech się przekona jak to jest polecieć poza granicę 200 metrów. Ma ponoć technikę, która do tych największych obiektów pasuje najlepiej, bo na progu za bardzo przelatuje do przodu. Skacze trochę tak, jak Norwegowie. A wiadomo, że ci nadzwyczaj często lądują na "mamutach" dopiero wtedy, gdy skończą się wszystkie linie.
Re Czytaj całość