Od kilku lat temat słabej dyspozycji zaplecza polskich skoków powraca niczym bumerang. Trudno nawet wyobrazić sobie, jak w poprzednim sezonie wyglądałyby starty Biało-Czerwonych w Pucharze Kontynentalnym, gdyby nie osoba Tomasza Pilcha.
Ówczesny 17-latek przebojem wdarł się na zaplecze elity. Sezon 2017/2018 rozpoczął od zwycięstwa w konkursie Pucharu Kontynentalnego w Whistler. Uznano to za sporego kalibru niespodziankę. Gdy jednak tydzień później Pilch powtórzył swój sukces w Kuusamo, a w kolejnych konkursach również zajmował wysokie miejsca, stało się jasne, że polskie skoki mają kolejny wielki talent.
Nad Wisłą szybko zrobiło się głośno o młodym skoczku. Z jednej strony osiągał świetne wyniki, a z drugiej był siostrzeńcem samego Adama Małysza. Wielu od razu w widziało w nim następcę wujka czy Kamila Stocha.
Swoją świetną dyspozycją w pierwszej części Pucharu Kontynentalnego Tomasz Pilch wywalczył dodatkowe, siódme miejsce dla Polski na 66. Turniej Czterech Skoczni. Stefan Horngacher na początku nie był do końca przekonany, czy dać szansę młokosowi na debiut w Pucharze Świata podczas tak prestiżowych zawodów. Ostatecznie rozwiązał to na swój sposób.
18-latek nie pojechał na część niemiecką turnieju. Dołączył do kadry w Austrii. W ten sposób zmagania w Innsbrucku i Bischofshofen były dla niego tylko i aż konkursami Pucharu Świata. Dzięki absencji w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen nie towarzyszyła mu jednak presja związana z walką o miejsce w całych zawodach.
ZOBACZ WIDEO: Co z następcami polskich skoczków? "Wyrwa może być widoczna"
Co ciekawe, Pilch zadebiutował w PŚ w tym samym miejscu co jego wujek Adam Małysz. Kwalifikacje na Bergisel, czyli bardzo trudnej technicznie skoczni, zakończył sukcesem. Awansował do głównego konkursu. W nim zajął 42. miejsce. W Bischofshofen młody Polak również przebrnął eliminacje, ale punktów nie zdobył (34. lokata).
Na premierowe miejsce w czołowej trzydziestce elity musiał poczekać do indywidualnego konkursu Pucharu Świata w Zakopanem. Na Wielkiej Krokwi zdobył swój pierwszy, inauguracyjny punkt w cyklu za 30. lokatę. Na razie były to jego pierwsze i ostatnie punkty w walce o Kryształową Kulę.
Głównym celem Tomasza Pilcha w sezonie 2017/2018 były mistrzostwa świata juniorów. W nich Polak był jednym z głównych faworytów do złota. Ostatecznie nie przywiózł żadnego krążka z tej imprezy. W rywalizacji drużynowej zajął z kolegami 5. miejsce, a w konkursie indywidualnym musiał zadowolić się najmniej lubianą przez sportowców 4. lokatą.
Medalu zatem nie było, ale 18-latek potwierdził, że ma duży talent. Dostrzegła to również firma Red Bull, która wzięła pod swoje skrzyła młodego skoczka. Dla Pilcha musiało to być dużym wydarzeniem, bo przecież wcześniej światowy gigant w produkcji napojów energetycznych wiązał się tylko z wybitnymi skoczkami, takimi jak Andreas Goldberger, Adam Małysz, Thomas Morgenstern, Gregor Schlierenzauer czy w ostatnim czasie Andreas Wellinger.
Kolejny sezon miał zatem przynieść następne kroki w karierze wiślanina. Niestety dla niego i dla polskich skoków tak się nie stało. Zamiast progresu jest duży regres. W sezonie 2018/2019 Tomasz Pilch jest na razie cieniem skoczka sprzed roku. Trudno w to uwierzyć, ale w sześciu konkursach Pucharu Kontynentalnego zdobył zaledwie 4 punkty za 27. miejsce w Engelbergu.
Jego dyspozycja jest na tyle słaba, że został nawet wycofany z kolejnych konkursów na zapleczu elity i na razie będzie próbował odbudować się w zawodach FIS Cup. To trzecia liga w skokach narciarskich. Najbliższe konkursy tego cyklu odbędą się w Zakopanem i w nich wystartuje właśnie 18-latek. Być może ewentualny sukces na Wielkiej Krokwi pozwoli mu znów uwierzyć we własne możliwości.
Tego z pewnością młodemu Polakowi w tej chwili bardzo brakuje. Na szczęście słaba forma nie zamyka jeszcze drogi Tomaszowi Pilchowi do wielkiej kariery. To wciąż przecież młody i utalentowany zawodnik. Pracuje z trenerem Maciejem Maciusiakiem, który dał już się poznać jako szkoleniowiec umiejący radzić sobie z kryzysami. Przed laty odbudował formę Macieja Kota i Dawida Kubackiego. Pozostaje zatem wierzyć, że i tym razem znajdzie sposób, żeby jego podopieczny wrócił najpierw do dobrej dyspozycji w Pucharze Kontynentalnym, a potem znów spróbował swoich sił w Pucharze Świata.
Polskie skoki nie mają obecnie tak wiele talentów jak jeszcze kilka lat temu. Dlatego trenerzy muszą zrobić wszystko co potrafią, by regres formy Pilcha nie trwał zbyt długo. Kolejne nieudane starty mogą tylko zniechęcić młodego skoczka do kontynuowania swojej kariery w skokach narciarskich. Dlatego ważne, żeby wiślanin - mimo bardzo słabych startów - miał cały czas świadomość, że jeden nieudany sezon niczego jeszcze nie przekreśla. Najlepiej pokazuje to osoba wujka Pilcha, czyli Adama Małysza. Przecież "Orzeł z Wisły" też osiągnął kilka sukcesów w młodym wieku, ale potem zmagał się z dużym kryzysem formy. Pozostał jednak przy skokach i na początku XXI wieku zdominował tę dyscyplinę. Oby podobnie było z Tomaszem Pilchem.