Podczas sobotniego konkursu w Engelbergu w serii finałowej znalazło się trzech Polaków - Kamil Stoch, Stefan Hula i Andrzej Stękała. W niedzielnych zawodach w drugiej serii wzięło udział również trzech zawodników z Polski - oprócz Kamila Stocha byli to Klemens Murańka i Maciej Kot. Wszyscy zajmowali jednak miejsca od dwudziestego do trzydziestego.
- Ci, którzy mówili o przełomie w Engelbergu, za bardzo żyją historią. Gdzieś w podświadomości utarło się, że Engelberg działa jak przełącznik i później wszystko gra. Niestety tak nie jest i sama miejscowość tego nie rozwiąże. Miniony weekend traktuję jako jedną z większych porażek, jakich kiedykolwiek doznałem - przyznaje trener Łukasz Kruczek w rozmowie z Bartoszem Leją z serwisu skokipolska.pl.
- Trzeba rozdzielić dobre skakanie od dobrego skakania w zawodach. Jak pokazują treningi, nawet te oficjalne, zawodnicy mają możliwości i umiejętności skakania. Problem mamy taki, że nie do końca przekładamy to w zawodach. Nie jest to duża strata, ale przy tak ciasnych wynikach każdy metr to od razu kilka pozycji "w plecy". Brakuje dwóch, trzech metrów i zamiast miejsca w czołowej dwudziestce jest się poza finałem… - dodaje Kruczek.
Najbardziej martwi dyspozycja dwukrotnego mistrza olimpijskiego Kamila Stocha, który sam nie potrafi wytłumaczyć swojej niemocy.
- Kamilowi dosyć często zdarzają się słabsze skoki. Bardzo szybko chce wrócić do dobrego skakania, ale takie chęci często powodują problemy - mówi Łukasz Kruczek. Teraz skoczków narciarskich czeka świąteczna przerwa. Najpierw jednak, 23 grudnia, Łukasz Kruczek poda skład reprezentacji Polski na Turniej Czterech Skoczni.
Zobacz także: Polski skoczek chce zostać pilotem szybowca. Nie chodzi o Stocha