Kirchberg - Thening w Górnej Austrii. To tutaj swoje pierwsze kroki na nartach stawiał Michael Hayboeck. Razem z braćmi skakał na zbudowanej przez siebie małej skoczni, nie zwracając uwagi na niedogodności i brak profesjonalnego sprzętu. Wszystkiemu "winny" był Andreas Goldberger, idol całej trójki. Jego autografy mają ponoć do dzisiaj.
[ad=rectangle]
Kiedy okazało się, że skakanie na nartach to nie dziecięca zachcianka, ale prawdziwa pasja, rodzice posłali młodych adeptów narciarstwa do gimnazjum w Stams. Talent Michaela szybko dał o sobie znać. Skoczek osiągał bardzo dobre wyniki w krajowych zawodach dla dzieci i młodzieży, ale nie gorzej radził sobie także wtedy, gdy zaczął startować w Pucharze Kontynentalnym i cyklu Letniej Grand Prix. W 2009 roku w Szczyrbskim Plesie został mistrzem świata juniorów w drużynie. Indywidualnie wywalczył wówczas srebro.
Udany debiut
W Pucharze Świata zadebiutował w 2010 roku, podczas zawodów w Innsbrucku. Trema, jaka często towarzyszy nowicjuszom, nie wzięła góry i dzięki dobremu skokowi w pierwszej serii, ostatecznie wylądował w finale. Kilka miesięcy później Hayboeck ponownie został mistrzem świata juniorów, tym razem jednak nie tylko w drużynie - równych sobie nie miał także w konkursie indywidualnym. Ponieważ w Austrii o miejscu w kadrze, mimo bardzo dobrych wyników, można było wtedy tylko pomarzyć, przez kolejne trzy lata Hayboeck "skazany" był na starty w Pucharze Kontynentalnym, sporadycznie tylko pojawiając się w Pucharze Świata. O zaufanie i uznanie trenerów walczył długo, ale nie przestawał wierzyć, że warto: - Wiedziałem, że kiedyś dostanę swoją szansę i ją wykorzystam - przyznał skoczek. Nie mylił się.
Przepustka do wielkiego skakania
Przełomem w karierze był sezon 2013/2014. Choć Hayboeck zaczynał go w "II lidze", osiągnął w nim więcej, niż sam się spodziewał. Po dobrym występie w Turnieju Czterech Skoczni dołączył do kadry i niewiele później, w Wiśle, po raz pierwszy w karierze stanął na podium Pucharu Świata. Wkrótce Alexander Pointner powołał go do drużyny, która miała polecieć na Igrzyska w Soczi. Zaskoczenie? Trochę tak. Biorąc jednak pod uwagę nie do końca przewidywalnego wówczas Gregora Schlierenzauera i niepewnego sportowej przyszłości Thomasa Morgensterna, stabilny Hayboeck był na wagę złota. Złota w Rosji nie wywalczył, choć po wygraniu serii treningowych znalazł się w roli jednego z murowanych faworytów do zwycięstwa. Szansę na spektakularny triumf odebrał mu, ku uciesze Polaków, Kamil Stoch. Ostatecznie Hayboeck był 5 na skoczni normalnej i 8 na dużym obiekcie. Także w konkursie drużynowym zabrakło nieco do zwycięstwa. Nieco, czyli 2,7 pkt - o tyle właśnie lepsi byli Niemcy. Koniec sezonu, w którym zajął 14 miejsce w klasyfikacji generalnej, był też zamknięciem pewnego rozdziału w austriackich skokach. Odchodzi Alexander Pointner, karierę kończy Martin Koch i wielka gwiazda - Thomas Morgenstern. Czas na zmiany.
Michael "Stabilny" Hayboeck
Nowy szkoleniowiec, Heinz Kuttin, od razu dostrzegł w Michaelu ogromny potencjał i zdaje sobie sprawę, że gdy stabilności wciąż szuka Gregor Schlierenzauer, z zimowego, a właściwie "letniego" snu, nie obudzili się jeszcze Wolfgang Loitzl i Thomas Diethart, to właśnie Hayboeck stanowi o sile zespołu. Po konkursach w Kuusamo, gdy na Austriaków spadła fala krytyki, Kuttin przyznał, że najbardziej zadowolony jest z osiągnięć Stefana Krafta (w Klingenthal drugim miejscem uratował honor drużyny) i właśnie Hayboecka. - To zdumiewające jak dobrzy są! Według mnie to tylko kwestia czasu, że wreszcie będą mieli więcej szczęścia w konkursie, żeby oddać dwa bardzo dobre skoki.
Zachwyt nad skoczkiem z Górnej Austrii jest w pełni uzasadniony. Żaden z jego drużynowych kolegów nie prezentuje tak równej i stabilnej formy. Od początku sezonu Hayboeck w żadnym z konkursów nie wypadł poza pierwszą "10"! Miejsca jakie zajmował to: 9,5,5,3,3,9,5. Stabilność to jego drugie imię?
"Będąc w formie, może pokonać każdego"
Pochwał na temat Haboecka nie szczędzi nie tylko Heinz Kuttin. W samych superlatywach, jeszcze przed rozpoczęciem zimy, wypowiadał się o nim także Toni Innauer. - Michi wnosi wiele do drużyny, a w sezonie olimpijskim na pewno sporo się nauczył. Przede wszystkim powinien uwierzyć i zdać sobie sprawę z tego, że będąc w formie, może pokonać każdego. Trudno się nie zgodzić z legendarnym skoczkiem. Hayboek z niezwykłą konsekwencją pnie się na szczyt i tylko kwestią czasu pozostaje, aż jego trud zostanie nagrodzony miejscem na najwyższym stopniu podium. Jak na razie jego osiągnięcia zostały docenione i wyróżnione w Górnej Austrii - w listopadzie Michaelowi został mu przyznany tytuł "Sportowca Roku" tamtejszego regionu.