Blaski i cienie wielkiej gwiazdy - sportowa droga Thomasa Morgensterna

Mówi się, że każda kariera ma swoje wzloty i upadki. W przypadku Morgensterna powiedzenie to nabiera szczególnego znaczenia. Wielkie triumfy nieustannie przeplatały się z bolesnymi porażkami.

Talent do sportu Thomas Morgenstern przejawiał już jako mały chłopiec. Choć próbował różnych dyscyplin, padło na skoki narciarskie. - Chciałem być w pełni odpowiedzialny za swój sukces. Dlatego wybrałem sport indywidualny - skoki narciarskie - podkreślał Austriak. Jak się później okazało - bardzo słusznie.

W lokalnym turnieju organizowanym przez Toniego Innauera mały Thomas zajął ósme miejsce. Nikt wówczas nie przypuszczał, że za kilka lat to właśnie on zdominuje skocznie świata i stanie się legendą. 
[ad=rectangle]
Liberec 2003

Pierwsze pucharowe zwycięstwo Morgenstern odniósł w wieku szesnastu lat w czeskim Libercu. Wprawił wówczas w osłupienie bezsilnych rywali, których do niedawna znał tylko z telewizora. Jego beztroskie podejście do skakania okazało się cenniejsze niż doświadczenie i rutyna "starych wilków". Było ono receptą na sukces także podczas Mistrzostw Świata Juniorów, które odbywały się kilka tygodni później w Solleftea - Morgenstern wrócił z nich z dwoma złotymi medalami.

Austriak wspomina te czasy z łezką w oku: - To był piękny czas a moje pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata było bardzo ważnym momentem w mojej całej karierze. 

Upadek i lekcja pokory w Kuusamo 

29 listopada 2003 roku, na widok koszmarnego upadku Austriaka, oddech wstrzymał cały sportowy świat. Silny podmuch wiatru i brawura młodego skoczka (bo przecież "No Risk No Fun") zakończyły się saltem w powietrzu...potłuczeniami i złamanym palcem u nogi. Szczęście w nieszczęściu i przestroga na całe życie: - Ten upadek pokazał mi, że nie wszystko jest takie oczywiste i że mogą się zdarzyć różne rzeczy. To był ogromnie ważny dzień w mojej karierze. Jak drugie narodziny. Na skocznię wrócił po trzech tygodniach. Z przytupem. Zajął wówczas drugie miejsce podczas konkursu w Oberstdorfie, który inaugurował Turniej Czterech Skoczni.

[b]

Turyn 2006
[/b]

Nie na próżno mówi się, że co nie zabije, to wzmocni. Morgensterna wzmocniło bardzo. W końcu nie każdy zostaje mistrzem olimpijskim w wieku dziewiętnastu lat. Jemu się to udało i to dwukrotnie. Najpierw w konkursie indywidualnym, kiedy o 0,1 punktu pokonał swojego rodaka Andreasa Koflera a dwa dnia później już wraz z drużyną (Koflerem, Kochem i Withoelzlem) - wówczas jednak ze znacznie większą przewagą.

- To był mój największy sukces. Odbierać złoto olimpijskie w wieku dziewiętnastu lat było wtedy tak nierealistyczne. Do dziś pamiętam to wspaniałe uczucie, kiedy patrzę na ten krążek. Jestem z niego naprawdę dumny - podkreślał Morgenstern.

Gdzie dwóch się bije... - wewnętrzny pojedynek ze Schlierenzauerem 

Stare porzekadło głosi, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Na pojawieniu się w kadrze młodziutkiego i niezwykle utalentowanego Gregora Schlierenzauera skorzystały na pewno austriackie skoki, ale nie Morgenstern, którego przyćmił blask nowej gwiazdy. O konflikcie pomiędzy dwoma zawodnikami mówiono coraz głośniej, jednak oni sami wypowiadali się na ten temat dość lakonicznie: - Bywały gorsze dni i nie zawsze wszystko było proste, ale to jest chyba oczywiste - podkreślał Morgenstern. Karyntczyk jednak wyraźnie nie potrafił odnaleźć się w nowej sytuacji, co odbijało się na słabszych skokach i niższych lokatach. Walcząc w konkursach drużynowych zapominali na szczęście o rywalizacji wewnętrznej i stanowili o sile zespołu, który przez dekadę zdobywał najcenniejsze trofea.

Gregor Schlierenzauer i Thomas Morgenstern
Gregor Schlierenzauer i Thomas Morgenstern

Wzloty i upadki 

Podczas Mistrzostw Świata w 2009 roku w Libercu Morgenstern znów miał pecha. Niefortunne lądowanie zakończone upadkiem odebrało mu nadzieję na zdobycie medalu, który miał już w przysłowiowej kieszeni. - Robiłem wszystko, żeby zdobyć ten medal. I zacząłem się zastanawiać, dlaczego to wszystko przytrafia mi się właśnie teraz? - mówił rozżalony skoczek. Z pokorą (mniejszą lub większą) znosił niepowodzenia i czekał na spektakularny sukces. Ten, na szczęście, w końcu nadszedł. Morgenstern zdominował kolejny sezon, zostając mistrzem świata i wygrywając w "generalce". Wkrótce pojawiły się jednak kolejne zawirowania, tym razem nie na skoczni, ale w życiu prywatnym. Radość z bycia ojcem przysłoniło rozstanie z wieloletnią partnerką, któremu towarzyszyło spore zainteresowanie mediów. Sezon 2012/2013 Morgenstern kończy wcześniej.

Sezon 2013/14 - nieustanna walka

Titisee - Neustadt. Dzień po swoim 23 zwycięstwie w karierze Morgenstern upada przy lądowaniu. Bliskie spotkanie z zeskokiem porównuje do ciosu Kliczki. Jak na mistrza przystało, błyskawicznie wraca do rywalizacji. Podobnie jak po upadku w Kuusamo "załapuje się" na Turniej Czterech Skoczni, w którym zajmuje drugie miejsce. Radość niestety nie trwa długo. Cztery dni później, podczas treningu na mamuciej skoczni w Bad Mitterndorf, Morgenstern doznaje koszmarnego upadku - z prędkością ponad 100 km/h uderza plecami i głową o zeskok. Z obrażeniami płuc i czaszki zostaje odwieziony do szpitala. Świat skoków znowu wstrzymuje oddech. Zaczyna się walka: z samym sobą i czasem, bo przecież niedługo Igrzyska w Soczi. A on już wie, jak wspaniale smakuje olimpijskie zwycięstwo. W Rosji zdobył srebrny medal w konkursie drużynowym. Tym razem jednak srebro świeciło się dla niego jak złoto. Niestety strach przed kolejnym upadkiem pozostał. Morgenstern znowu wcześniej kończy sezon. W lecie z determinacją walczy o powrót na skocznię. Obawa, że następnym razem może mieć mniej szczęścia, jest jednak silniejsza. 26 września na konferencji prasowej w Salzburgu ogłasza zakończenie sportowej kariery.

Nie wiadomo jeszcze, czym Thomas Morgenstern zajmie się w przyszłości. Wiadomo jednak, że świat skoków narciarskich stracił nieprzeciętnego zawodnika, który zawsze grał fair.

Źródło artykułu: