Polscy skoczkowie w wyniku, takich, a nie innych kwalifikacji musili stoczyć kilka bratobójczych pojedynków w rywalizacji grupowej. W grupie C przepadli m.in. Kamil Stoch i Maciej Kot. - W skokach narciarskich wymyślono teraz grupy. W piłce nożnej często mówi też się o tym, że są tzw. "grupy śmierci". Ta, w której skakałem ja i m.in. Kamil Stoch uchodziła za taką. Na pewno były grupy łatwiejsze i trudniejsze, tak jak w innych dyscyplinach sportu - przyznał po zawodach w Wiśle Maciej Kot.
[ad=rectangle]
Polski skoczek uważa, że podział na grupy ma ewentualnie znaczenie dla nieco słabszych zawodników, walczących o udział w drugiej serii. Najsilniejsi i tak sobie poradzą. - System jest taki jaki jest. Podział na poszczególne grupy może do końca sprawiedliwy nie jest. Myślę, że cały zamysł jest w porządku. Ten, który ma wygrać zawody i tak je wygra, bo nie będzie miał problemów z przejściem swojej grupy - tłumaczył Kot.
Pomimo tego, że Maciej Kot, po bardzo dobrych kwalifikacjach, nie awansował do serii finałowej, absolutnie nie krytykował nowych zasad. - Nie mogę narzekać na ten system, bo po kwalifikacjach miałem bardzo dobrą pozycję startową. Nie można jednak popełnić błędu w kwalifikacjach. Nowy system zwiększa rangę tej serii. Kwalifikacje stają się ciekawsze nie tylko dla zawodników, ale przede wszystkim dla kibiców. Walka jest na sto procent. Nikt ich nie odpuszcza. Czasami bywało tak, że z czołowej dziesiątki skakało z pięciu zawodników i to na dodatek treningowo. Nie było to tak ciekawe do tej pory. Teraz, kiedy są liczone trzy skoki, mamy większy przekrój. Zawodnik, który odda więcej dobrych skoków, wygrywa. Myślę, że te zmiany są dobrym pomysłem. Wiadomo, że wszystko można jeszcze udoskonalić. Po to właśnie są te testy, żeby sprawić, jak to funkcjonuje - podkreślał Maciej Kot.
Ubolewać na nowy, testowany system nie zamierzał także Kamil Stoch, który był największym jego przegranym. - To jest nauczka przed kolejnymi zawodami, że trzeba jeszcze bardziej skupić się na kwalifikacjach, które mają znacznie większe znaczenie - wyjaśniał najlepszy skoczek zeszłego sezonu.
- Nowy system nie jest zły. Mnie się podoba ten podział na grupy. Dla kibiców to chyba ciekawe urozmaicenie. Znacznie lepsze niż rekompensaty za wiatr czy zmiany belek. Akurat ta zmiana jest czytelniejsza dla publiczności. Skoczkowie muszą się jeszcze do nich przyzwyczaić. Było z tym trochę zamieszania, bo nie wszyscy pamiętali, że tylko 24 zawodników startuje w serii finałowej. Niektórzy zerknęli na listę i myśleli, że jeszcze mają trochę czasu, a okazywało się, że to już ich kolej i trzeba było czekać na nich u góry - oceniał z kolei Dawid Kubacki.