Pozostawienie Thomasa Thurnbichlera jako głównego trenera kadry oznaczałoby, że Adam Małysz i PZN godzą się na stagnację i co najwyżej przeciętne wyniki. Dlatego potrzebna była mocna decyzja tu i teraz.
Austriak dostał już duży kredy zaufania. W polskich skokach nie działo się źle od wczoraj. Kończący się w niedzielę sezon będzie już drugim z rzędu, w którym Polacy - z jednym wyjątkiem - stanowili tło dla przeciwników.
ZOBACZ WIDEO: Tomasz Majewski dostał dziwną propozycję. "To zupełnie nie moja bajka"
Thurnbichler nie umiał im pomóc. Nie potrafił wyprowadzić z kryzysu najbardziej doświadczonych: Dawida Kubackiego oraz Piotra Żyły. Nie potrafił utrzymać na wysokim poziomie Aleksandra Zniszczoła, który rok temu zabłysnął. Dobrze skakał tylko Paweł Wąsek, ale to za mało. Zdecydowanie za mało.
Ciągle słyszymy, że polskie skoki narciarskie muszą poczekać kilka lat na kolejne sukcesy. Powiedzmy sobie jednak prawdę: nie możemy czekać. Skoki to nie piłka nożna, którą kibice interesują się bez względu na wyniki kadry. Piłkę kopie każdy, zna się na niej każdy i zawsze będzie wzbudzała zainteresowanie.
W skokach tak to nie działa. Drugi fatalny sezon spowodował odwrót polskich fanów od tej dyscypliny. Oglądalność zawodów w telewizji spada drastycznie, na konkursach w Polsce nie ma już kompletu widzów. Ludzie zaczynają zapominać o polskich skokach, a to równia pochyła dla dyscypliny. Za chwilę przestaną się nią interesować sponsorzy, dopływ pieniędzy nie będzie już tak duży i ci juniorzy nie będą mieli nawet możliwości, by przygotowywać się w komfortowych warunkach. To czarny, ale realny scenariusz.
Dlatego polskie skoki narciarskie jak tlen potrzebują sukcesu. I to nie jednorazowego jak podium Pawła Wąska w Lahti, tylko regularnie dobrych wyników. Inaczej powtórzy się sytuacja z piłką ręczną, która obecnie mało kogo interesuje w Polsce, a jeszcze dziesięć lat temu była niemalże sportem narodowym.
Żeby była chociaż szansa na szybki powrót sukcesów w polskich skokach, potrzebny był nowy trener. Poza Pawłem Wąskiem nikt z doświadczonych polskich skoczków nie chciał już z Thurnbichlerem pracować. Komicznie wyglądały kolejne rozmowy z zawodnikami, gdy raz po raz gryźli się w język, by tylko nie powiedzieć o jedno słowa za dużo na temat dalszej współpracy z Austriakiem.
Nie dało się budować dalej kadry, jeśli nie było wzajemnego zaufania. Dlatego zmiana trenera była jedynym wyjściem, jakie miał Adam Małysz. Rozsądne wydaje się także, że to Maciej Maciusiak przejął kadrę. Na rok przed igrzyskami nie było czasu na eksperymenty. Polskie skoki nie potrzebują teraz szkoleniowca, który będzie uczył się kadry. Potrzebują lekarza, który zna ich problemy i będzie w stanie natychmiast wdrożyć skuteczne leczenie.
Maciusiak już kilka razy wyciągnął z bagna polskich skoczków. Gdy ci kompromitowali się w Pucharze Świata, wracali pod jego skrzydła i odzyskiwali blask. W środowisku dało się usłyszeć głosy, że jeśli ktoś ma tej kadrze pomóc szybko, to tylko Maciusiak. Polskie skoki zna doskonale. Pracuje w nich od kilkunastu lat.
Jego zadaniem będzie przywrócenie na właściwe tory tych najbardziej doświadczonych. Tego potrzebują w tej chwili najbardziej polskie skoki, żeby ta dyscyplina w naszym kraju po prostu nie umarła.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty