Skandal, do jakiego doszło podczas mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym, odbił się szerokim echem w świecie skoków narciarskich. Przypomnijmy, że Marius Lindvik i Johann Andre Forfang zostali zdyskwalifikowani za manipulacje przy kombinezonach. Pierwszy z nich stracił srebrny medal.
Sytuacja ta wywołała wiele reakcji w norweskich skokach. Szef tej dyscypliny w krajowej federacji Jan-Erik Aalbu ujawnił w podcaście "Stavrum & Eikeland" dla "Nettavisen", że po ujawnieniu skandalu związanego z oszustwem na mistrzostwach świata w Trondheim, poważnie rozważał rezygnację z funkcji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Polska siatkarka zaskoczyła. W takiej stylizacji jej nie widzieliście
Aalbu przyznał, że był bliski ogłoszenia swojej decyzji podczas konferencji prasowej 13 marca w Holmenkollen.
Działacz wyjaśnił, że czuł się przytłoczony sytuacją, zwłaszcza że udało się odbudować reputację i stabilność finansową norweskich skoków. - To było dla mnie za dużo. Czułem, że wszystko, co zbudowaliśmy, zaczyna się rozpadać - powiedział Aalbu w podcaście.
Decyzję o pozostaniu na stanowisku zmienił po niespodziewanym telefonie od Sandro Pertile, dyrektora zawodów Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS). - Mam nadzieję, że pozostaniesz na tym stanowisku, ponieważ jest to ważne dla norweskich skoków- - przekazał Pertile.
Aalbu dodał, że rozmowa była przyjemna, a także otrzymał zapewnienia od kluczowych sponsorów, że nie wycofają się, jeśli pozostanie na stanowisku. Na konferencji prasowej ogłosił, że nie zamierza rezygnować.
FIS rozpoczęła dochodzenie w sprawie skandalu, które może potrwać kilka tygodni lub miesięcy.