W ubiegłym tygodniu Alexander Stoeckl oficjalnie przestał piastować stanowisko dyrektora ds. kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim. Norweg zrezygnował po słowach Adama Małysza, który otwarcie opowiedział o tym, że nie do końca jest zadowolony z jego pracy.
Pojawiły się plotki, że Austriak szybko znalazł sobie nowe zajęcie, choć nie w skokach narciarskich. Okazały się one prawdą. W rozmowie z "Dagbladet" Stoeckl opowiedział, że będzie kontynuował pracę w firmie Life Performance Coaching AS wraz ze swoją partnerką Iną Bergmann.
- To może być ekscytująca przyszłość. Moja partnerka również jest coachem, zwłaszcza w zakresie stylu życia oraz żywienia/diety. To połączenie jest bardzo interesujące - opowiedział.
ZOBACZ WIDEO: Nawet z lodówką. Nie uwierzysz, co zrobił polski zawodnik
Wyjaśnił także czy Adam Małysz przeprosił go za słowa, które wypowiedział w mediach. - Podczas rozmowy telefonicznej nie. Zarząd poprosił mnie jednak, żebym kontynuował - odparł Stoeckl. Dopytywany przez norweskiego dziennikarza odpowiedział, że nie mógł zaakceptować sytuacji, która narosła w PZN.
Został zapytany także o to czy będzie miał problem z ponownym spotkaniem się z Małyszem. - Nie, absolutnie - odparł bez wahania. Opowiedział także o ostatnim posiedzeniu zarządu PZPN.
- Zostałem zaproszony na zebranie zarządu. Chcieli się dowiedzieć ode mnie, dlaczego, nie chciałem kontynuować. Przeprowadziliśmy dobrą dyskusję i poruszyliśmy kwestie, które zostały już wcześniej wspomniane. Ostatecznie podtrzymałem to, co napisałem w wypowiedzeniu - że nie zamierzam kontynuować - wyjaśnił Stoeckl.
dachy kładł, gdzie wiatr nie włada.
Lecz gdy w biurze siadł za sterem,
stał się dla nas wszystkich zerem.Prezesuje, rządzi, złości,
brak pokory, brak litości.
I choć władza mu się marzy,
każdy w firmie go już darzy
jednym tylko – wzgardą szczerą,
zatroszcz się dachem, nie karierą! Czytaj całość