W lutym Alexander Stoeckl zrezygnował z funkcji dyrektora sportowego PZN. Decyzja ta była wynikiem publicznej krytyki ze strony Adama Małysza, prezesa polskiego związku narciarskiego.
Małysz skrytykował Stoeckla w telewizyjnym wywiadzie, co wywołało jego reakcję. Ostatecznie obie strony rozwiązały kontrakt. Austriak swoje stanowisko piastował od sierpnia ubiegłego roku.
ZOBACZ WIDEO: Matka legendy była w szoku. Zamiast Siódmiaka widokówkę wysłał... kolega
Jak informuje "Dagbladet", Stoeckl poczuł się zaskoczony, gdyż wcześniej nie otrzymał żadnych sygnałów o niezadowoleniu. - Jestem trochę rozczarowany. Myślałem, że Alex pokaże więcej - powiedział Małysz po słabych wynikach zespołu. Stoeckl uznał, że brak bezpośredniej komunikacji był nie do przyjęcia.
Kjetil Brathen, były współpracownik Stoeckla, wyraził swoje zaniepokojenie sytuacją. - To smutne. W takich sytuacjach oczekuje się przejrzystej komunikacji. To jest do poprawy - stwierdził Brathen.
Dodał, że Stoeckl zawsze był profesjonalistą, który stawiał dobro zawodników na pierwszym miejscu.
Polski Związek Narciarski oficjalnie potwierdził odejście Stöckla po spotkaniu zarządu. W oświadczeniu podkreślono, że decyzja była wynikiem utraty zaufania z obu stron. Stoeckl nie komentował szerzej sprawy.
Brathen podkreślił, że skoki narciarskie to mała dyscyplina, która nie może sobie pozwolić na utratę takich ekspertów jak Stöckl. - To pytanie, czy sport stać na utratę takich ludzi - dodał Brathen.