Panie Dawidzie, trzeba to przerwać i zastopować, bo zmierzamy w złym kierunku. Od roku słyszymy z ust mistrza świata z Seefeld, że widać postępy i jest coraz bliżej perfekcji. Nawet po konkursach w Wiśle Kubacki powiedział o minimalnych brakach. I być może na rozbiegu, progu, w locie i generalnie we wszystkich aspektach technicznych różnice są malutkie. Tylko na końcu przekłada się to na kilkanaście metrów straty do najlepszych.
Niestety, światełka w tunelu nie widać. Co nie znaczy, że ono się jeszcze nie pojawi, choć wiary w to mam coraz mniej. Przykro się to na patrzy. Wszyscy chcemy oglądać 34-latka bijącego się o czołowe lokaty, o zwycięstwa. Pora jednak odesłać Dawida Kubackiego na spokojne treningi i powołać Piotra Żyły.
Ten oczywiście zbawcą polskiej kadry nie będzie. Najpewniej nie powalczy nawet o najlepszą dziesiątkę, chociaż w jego przypadku nigdy niczego nie wiadomo. Ale wydaje się być obecnie lepszym kandydatem do walki o punkty Pucharu Świata. W Pucharze Kontynentalnym spisał się nieźle i po prostu mu się to należy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak wygląda typowy dzień Aryny Sabalenki
Absurdalne jest pisanie, że ktoś z tej dwójki wybitnych, jak na polskie warunki, skoczków narciarskich ma szanse na zajęcie lokaty w czołowej trzydziestce, zamiast rozmyślać o miejscach na podium. Niestety jednak w takiej formie obecnie znajdują się Kubacki oraz Żyłą. I trudno zakłamywać rzeczywistość.
Na szczęście na drugim końcu bieguna znajduje się Jakub Wolny. Oczywiście, trzymając się tego, co pisałem w zeszłym tygodniu - o żadnym postępie nie ma jeszcze mowy. Poczekajmy do Engelbergu i upewnijmy się, że nie był to żaden przypadek. Mimo wszystko kapitalnie patrzy się na tak dalekie próby 29-latka. A jeszcze lepiej ogląda się jego radość. Oby tak dalej.
Skok Pawła Wąska lepiej przemilczeć. Nie był on idealny, lecz warunki atmosferyczne zrobiły swoje. W konsekwencji skończyło się na pierwszej serii. Nie ma co się jednakże załamywać, tylko szybko trzeba wrócić na właściwe tory.
Cały czas brakuje z kolei czegoś u Aleksandra Zniszczoła, który w sobotę prezentował się dobrze, może nawet bardzo dobrze, ale w niedzielę nie było już tak kolorowo. Pozytywny w tej sytuacji jest fakt, że nawet w takim momencie ostateczna lokata była przyzwoita. Nadal nie ma stabilizacji, o której już wspominałem w Wiśle. Brakuje także kropki nad "i", oznaczającej próbę w okolicach rozmiaru skoczni.
Pomału pewna stabilizacja pojawia się u Kamila Stocha. Zaznaczę od razu, nie oznacza to, że jest super. Jednakże trzykrotny indywidualny mistrz olimpijski w miarę regularnie oddaje skoki na miejsce w najlepszej trzydziestce. Co więcej, amplituda pomiędzy dobrymi a słabymi próbami również nie jest jakaś spora. Nadal brakuje za to tego błysku, który pozwoliłby na coś więcej. Pytanie, czy to kwestia fizyczna, czy psychiczna.
Znajdujemy się w dziwnym momencie polskich skoków narciarskich. To chyba ta mityczna zmiana pokoleniowa, o której wspomina się od kilku lat. Co jeszcze ciekawsze, w tej chwili jednocześnie trudno krytykować, jak i komplementować naszą kadrę oaz Thomasa Thurnbichlera. Po prostu jest, jak jest i tyle. Pomału zaczynamy się przyzwyczajać do przeciętności.
Chciałbym jeszcze dodać - Pius Paschke, jesteś gigantem i człowiekiem, o którym powinno się pisać książki oraz tworzyć programy o tym, jak się nie poddawać. To jest wręcz coś niesamowitego. Życzę mu Kryształowej Kuli, chociaż będąc szczerym, nie wierzę, że 34-latek utrzyma swoją formę przez tak długi czas. Aczkolwiek sport kocha takie piękne historie i niech ona się pisze. Skoki narciarskie też tego potrzebują.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty