Polska zyska lidera na lata? "Ma papiery"

Newspix / Mateusz Januszek / Na zdjęciu: Apoloniusz Tajner
Newspix / Mateusz Januszek / Na zdjęciu: Apoloniusz Tajner

Aleksander Zniszczoł zamazuje słaby obraz polskiej kadry. - W niedzielę na przeszkodzie, by osiągnąć sukces, stanęły presja i niekorzystne warunki. Nie zdziwię się jednak, jeśli w tym sezonie stanie na podium - mówi były prezes PZN Apoloniusz Tajner.

[b]

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: Czy Aleksander Zniszczoł swoimi ostatnimi występami zgłosił poważny akces na pozycję lidera polskiej kadry?[/b] 

Apoloniusz Tajner, były prezes Polskiego Związku Narciarskiego: Wciąż nie można zapominać o Dawidzie Kubackim, Kamilu Stochu i Piotrze Żyle. To nie są zawodnicy pierwszej młodości, ale nadal zdolni do wielkich rzeczy. Mówimy o skoczkach tego kalibru, którzy będą rywalizować tak długo, dopóty będą mieli realne szanse walczyć o podia.

Uważam natomiast, że ze względu na ich wiek, powinni zostać przygotowani w nieco inny sposób, z nastawieniem na zdobywanie konkretnych, krótkoterminowych celów. Raczej będzie im trudno skakać przez cały sezon na najwyższym poziomie. Wracając do Zniszczoła, jego potencjał zaczyna się ujawniać. Dawid także zaczął odnosić pierwsze poważne sukcesy stosunkowo późno, bo dopiero po ukończeniu 27. roku życia. Nie stawiałbym więc przedwcześnie krzyżyka na Aleksandrze.

Tym samym może być liderem z prawdziwego zdarzenia?  

Jest bardzo zdyscyplinowany i uporządkowany. To fanatyk w swoim zawodzie. Faktycznie za rok może być liderem naszego zespołu i prowadzić następców.

Niemniej Zniszczoł póki co przegrywa niektóre konkursy w głowie.

Rozmawiając z Maciejem Maciusiakiem doszliśmy do wniosku, że Olek ma papiery, by wytrzymywać presję. W Willingen mu się nie udało. Skok był oddany zbyt wcześnie, co poskutkowało skręceniem ciała za progiem w pierwszej fazie lotu. W drugiej uświadomił sobie, że coś jest nie tak i przyciął, lecz chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co dokładnie zawiodło.

Wydarzenia potęgowały nerwowość, co na domiar złego odbiło się na jakości lądowania. Gdyby pokazał, co potrafi, powinien spokojnie przekroczyć 140 metrów, co dałoby mu podium, a kto wie, czy nie zwycięstwo. W tym wypadku jednak na przeszkodzie stanęły błędy, które zapewne wywołała presja i niekorzystne warunki.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: dwa strzały i za każdym razem okno. Popis piłkarza z Ekstraklasy

To nie jest pierwszy tego typu przypadek. Czy to sygnalizuje przewlekły problem?

Jeszcze nie. Po pierwszej serii w Zakopanem zajmował czwartą lokatę, w sobotę w Willingen trzecią, a w niedzielę pierwszą. Mówimy o wydarzeniach z ostatnich dni. Zobaczymy, co będzie dalej. Zniszczoł się rozpędza.

W jaki sposób cieszynianin może odblokować sferę mentalną?

Doświadczeniem. Myślę, że weekend w Willingen, a przede wszystkim niedzielna rywalizacja, go wzmocnią. To jeszcze nie jest skoczek, który potrafi oddać świetny skok w niekorzystnych warunkach. Gdy jednak los mu sprzyja, zagraża nawet najlepszym, o ile ci mają mniej szczęścia. Takie są skoki. To dyscyplina niosąca duże niespodzianki.

Czy Zniszczoł stanie w tym sezonie na podium PŚ?

Na pewno ma na to chrapkę. Widzę szanse, by zajmował miejsca w czołowej szóstce, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Mówimy o zbliżonych do siebie lokatach. Zniszczoł skacze bardzo dobrze technicznie. Trafia w próg, trudno się do czegoś przyczepić. Wprawdzie w drugiej próbie odbił się zbyt wcześnie, lecz omówiliśmy już przyczyny takiego stanu rzeczy.

Prawdopodobieństwo, że stanie w tym sezonie na podium, jest mniejsze, czy większe?

Zaryzykowałbym stwierdzenie, iż nawet większe.

Jak aktualna dyspozycja Zniszczoła plasuje go w hierarchii światowej?

Jego miejsce jest na przełomie pierwszej i drugiej dziesiątki, w okolicach pozycji 8-12. Od początku sezonu uważam, że to skoczek, który w każdym konkursie powinien kończyć rywalizację wśród najlepszych dwudziestu zawodników, niemniej na początku sezonu zdarzało mu się zajmować dalsze lokaty. Teraz młodsi zawodnicy prezentują się lepiej. Akurat po drobnej chorobie Wąsek wypadł gorzej, jednak myślę, że szybciej wróci do optymalnej formy. Również oceniam go na czołową dwudziestkę. Za to druga dziesiątka dla Stocha, Żyły i Kubackiego to żadne osiągnięcie. Są w dołku.

Mogą z niego wyjść? Kubacki zaprezentował się lepiej, ale tylko trochę.

Nie ma dużej poprawy. Brakuje mu właściwego odbicia na progu skoczni. Przed nim trochę się wycofuje i robi to z lekkiego przerzutu. Musi podnosić odbicie jednym ruchem i tego brakuje. Kamil Stoch podkreśla, że nie wie, co się dzieje. To typowe dla skoczka w dołku. W takich chwilach wszystko szwankuje, całe czucie wewnętrzne.

Zaczyna się od niskich prędkości na progu. Kiedy jesteś w formie, automatycznie ustawiasz się dobrze i jedziesz szybko, nie myśląc o tym. Tymczasem w kryzysie myśli się nadmiernie o jak najlepszej pozycji najazdowej, w ostatecznym rozrachunku osiągając odwrotny skutek. Gorsze chwile przytrafiają się każdemu. Druga część sezonu na pewno przyniesie zmiany. Stefan Kraft obniżył loty, a po trzytygodniowej przerwie zregenerowany wróci Halvor Egner Granerud. To zapowiada ciekawą rywalizację.

Na czym powinni się skupić reprezentanci Polski?

Konkurencja nam uciekła. Trzeba ustawiać wszystko pod kolejny sezon i trochę zmienić filozofię.

Tylko niepoprawni optymiści mogliby w tej chwili liczyć na podium Stocha, Żyły lub Kubackiego. To może nie jest nierealne, ale mało prawdopodobne.

Zgadzam się i dlatego, że jest cień szansy, z góry nie wykluczałbym takiej opcji. Będzie niezwykle trudno, lecz tak jak pan powiedział, nie jest to niemożliwe. Kierując się doświadczeniem, na pewno problem jest bardziej poważny niż wydawało się na początku. Nawet gdyby natężenie treningowe było zbyt wymagające, po czterech, może sześciu tygodniach powinna wrócić świeżość i lepsze wyniki. W okresie startowym się nie trenuje, tylko jeździ z zawodów na zawody. Tymczasem minęło osiem tygodni, a poprawy brak. Zaszwankowało więcej rzeczy.

Wierzy pan w trenera Thomasa Thurnbichlera?

Ufam mu. Być może zmaga się z innymi problemami w tej grupie, ja tego nie wiem, nie drążę tematu. Niektórzy reprezentanci Polski są nawet starsi od Thurnbichlera. Myślę, że wszystko się trochę pomieszało. Trener z czymś nie trafił, jeśli chodzi o przygotowania motoryczne i przy okazji rozjechała się technika. Niemniej sądzę, że nasz szkoleniowiec sobie z tym poradzi. Jak widać, znalazł wspólny język z Wąskiem i Zniszczołem, na co wskazują ich wyniki i styl.

Dało się usłyszeć różne opinie na temat kondycji polskich skoków narciarskich. Nie brakowało także tych mówiących o początku dwu- albo i trzyletniego marazmu. Takie tezy wydają się panu przesadzone?

Zawsze, gdy wypadamy słabo w Pucharze Świata, pojawiają się podobne opinie. Mamy program szkolenia młodzieży, funkcjonujący od 20 lat i zachowaną ciągłość w przygotowywaniu najmłodszych adeptów, tych siedmioletnich, aż po seniorów. Kiedyś zdarzały się dziury wiekowe i następcy pojawiali się co trzy, cztery lata. Teraz jest inaczej.

Łukasz Łukaszczyk na młodzieżowych igrzyskach olimpijskich zdobył brązowy medal, choć zanotował upadek. Jest też bardzo zdolny Kacper Tomasiak. Nie można zapominać o Janku Habdasie, który przeżywa trudny okres, lecz zakończył się u niego rozwój biologiczny, jest ustabilizowany, w związku z tym dokłada się mu obciążeń.

To może przygaszać na chwilę, ale procentować w przyszłości. Jest także Kacper Juroszek o nadzwyczajnych możliwościach motorycznych, przede wszystkim niesamowitym odbiciu, podobnym do Piotrka Zyły.

Reasumując, nie ma tragedii.

Niektórych trzeba oszlifować. Lepiej spisuje się Klemens Murańka. Myślę, że Jakub Wolny wróci na poziom pierwszej dwudziestki, nie wiem, czy jeszcze w tym roku, ale on też jest naszą przyszłością. Dlatego nie zgodziłbym się z tak mocnymi opiniami. Z drugiej strony nawet nie chcę z nimi polemizować, bo są nieodłącznym elementem słabszych wyników.

Gdy karierę kończył Adam Małysz, pojawiały się głosy, że na drugiego takiego poczekamy sto lat. Tymczasem w 2011 roku, kiedy Małysz schodził ze sceny, już mieliśmy Stocha, wygrywającego konkurs Pucharu Świata w Planicy. Resztę historii wszyscy znają. Nie jest tak źle, jak niektórzy mówią. Jeszcze przyjdą sukcesy, choć niekoniecznie w wykonaniu czołowej trójki.

Można się spodziewać, że następny sezon będzie lepszy?

Uważam że Thurnbichler wszystko poukłada w ten sposób, by wykorzystać doświadczenia zdobyte w trakcie pracy z naszymi skoczkami. Przyszły sezon będzie bardzo ważny ze względu na mistrzostwa świata. Nasz trener wyznaje nowoczesną filozofię, która do mnie trafia. Cieszy mnie, że pracuje z reprezentacją Polski.

Nowa generacja trenerska w wydaniu Thurnbichlera mogła spowodować, że austriacki trener nie znalazł wspólnego języka z naszym najbardziej utytułowanym tercetem, wcześniej pracującym na innych warunkach?

Mogło tak być. Myślę, że na końcowe niepowodzenie wpłynęło wiele rzeczy, lecz nie wiem, co dokładnie.

Nie wszystkie fakty wyszły na światło dzienne?

Nie wiem, czy problem jest aż tak poważny. Niewykluczone, że rzeczywiście skoczkowie mają inną wizję i nie złapali wspólnego "flow" z trenerem. Nie będę natomiast wchodził w dywagację. To tylko gdybanie.

Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
- Tyle mógł zarobić Zniszczoł
- Gorąco o Zniszczole w światowych mediach

Źródło artykułu: WP SportoweFakty