W czasie Turnieju Czterech Skoczni ponownie zrobiło się gorąco wokół kombinezonów skoczków. Byli norwescy i czescy zawodnicy mieli wątpliwości ws. kombinezonu Piotra Żyły. Ich zdaniem był zbyt obszerny w kroku. Polska strona odpowiadała błyskawicznie - Żyła przechodził kontrole, więc jego kombinezon spełniał przepisy.
Przy okazji tematu z Żyłą światło dzienne ujrzał także inny temat - same kontrole sprzętu skoczków nie są doskonałe. Chodziło przede wszystkim o fakt, że na dole skoczni, już po skoku, nie są sprawdzani wszyscy. Kontrole są wyrywkowe, poza najlepszą szóstką zawodów. Nawet wśród TOP 6 nie sprawdza się jednak całego sprzętu, tylko - jak tłumaczył nam Jakub Kot - również wyrywkowo; u jednego narty, u drugiego kombinezon, a u trzeciego buty.
FIS nie chce się jednak biernie przyglądać, jak poszczególne reprezentacje działają na limicie sprzętowym i zdecydował się przetestować nowy sposób kontroli. Podczas wszystkich trzech konkursów w japońskim Sapporo zrezygnowali ze sprawdzania wyrywkowego sprzętu skoczków na dole skoczni. Kontrole, i to dwie, odbywały się tylko i wyłącznie na górze skoczni.
Jedna z nich była tak jak zawsze, czyli tuż przed skokiem zawodnicy wchodzili do małego kontenera ustawionego niedaleko belki startowej i tam sprawdzano rozmiar kombinezonu w kroku. Druga kontrola, jakiej wcześniej w skokach narciarskich nie było, odbyła się wcześniej. Jak przebiegała, wyjaśnił WP SportoweFakty Wojciech Jurowicz, pełniący w Sapporo funkcję asystenta głównego kontrolera sprzętu, Christiana Kathola.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ronaldo pękał ze śmiechu. Wszystko przez tego chłopczyka
- Około 20 minut szybciej niż zwykle zawodnicy byli kontrolowali w specjalnie wydzielonym pomieszczeniu na górze skoczni. Każdy skoczek musiał na kontroli być przygotowany tak jak do skoku. Po jej zakończeniu zawodnicy przechodzili do osobnego pomieszczenia, tam czekali już na swój skok i nie mogli zmienić nart oraz kombinezonu - podkreślił nasz rozmówca.
- Wnioski po tych testach są pozytywne. Przede wszystkim mogliśmy skontrolować wszystkich skoczków, a nie tak jak do tej pory - wyrywkowo. Na pewno infrastruktura w Sapporo sprzyjała, ponieważ mieliśmy przygotowane osobne pomieszczenia do kontroli. W tym miejscu warto podkreślić świetną organizację zawodów przez Japończyków, którzy ewidentnie stęsknili się za Pucharem Świata u siebie - dodał Wojciech Jurowicz.
Sztaby szkoleniowe o testach nowego sposobu kontroli sprzętu skoczków dowiedzieli się tydzień wcześniej, podczas Pucharu Świata w Zakopanem. Już w Sapporo przez trzy dni nikt nie został zdyskwalifikowany podczas dodatkowej kontroli. Tylko w piątek do skoku nie został dopuszczony Casey Larson. Amerykanin nie przeszedł jednak tej tradycyjnej kontroli kombinezonu w kontenerze, gdzie sprawdzana jest długość kroku.
FIS na razie nie podjął jeszcze decyzji, czy podobne testy kontroli odbędą się także w innych konkursach Pucharu Świata w tym sezonie. - Do tego potrzebna jest odpowiednia infrastruktura, nie wiem, czy na każdej skoczni uda się wyodrębnić takie osobne pomieszczenie na górze skoczni - powiedział Wojciech Jurowicz.
Nasz rozmówca dodał także, że na razie jest zbyt wcześnie, by stwierdzić, czy w kolejnym sezonie kontrole na dole skoczni w ogóle znikną, a wszyscy skoczkowie będą sprawdzani tylko przed skokiem. Takie decyzje Światowa Federacja Narciarska podejmuje najczęściej wiosną, krótko po zakończeniu Pucharu Świata.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Dawid Kubacki tylko machnął ręką. Ogromny pech i koniec niesamowitej serii Polaka!
Swoim zdaniem o skokach Iga Świątek trafiła w punkt. To jest w tym najgorsze [OPINIA]