Bergisel była, jest i będzie loteryjna. W poprzednich sezonach kilkukrotnie to Polakom całkiem nieźle podwiało i mieliśmy powody do olbrzymiej radości. I tym razem warunki "nie wykosiły" żadnego z naszych reprezentantów, ale sportowy pech polega na tym, że tym razem ten najlepszy los na wietrznej loterii wyciągnął Halvor Egner Granerud, najgroźniejszy rywal Dawida Kubackiego.
Po pierwszej serii byliśmy w euforii. Kubacki z bardzo niskiej belki poleciał daleko i na półmetku nadrobił w klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni (to był trzeci konkurs zawodów) nad Granerudem prawie 13 punktów. Po cichu liczyliśmy, że w finale Polak nie tylko to utrzyma, ale jeszcze dołożył kilka punktów i przed Bischofshofen, gdzie w piątek odbędzie się ostatni konkurs TCS, naprawdę dalej będzie realnie w grze o Złotego Orła.
I kiedy już pisaliśmy pozytywne scenariusze, loteryjna Bergisel znów zakpiła z Polaków. Podczas gdy prawie wszyscy zmagali się w finale z mocnym wiatrem w plecy, nagle podczas skoku Graneruda zaczęło wiać pod narty. To był dar od losu. Norweg nie mógł tego nie wykorzystać. Trzeba mu oddać, że w pięknym stylu poleciał na 133. metr i właściwie rozstrzygnął turniej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?
Chwilę potem warunki znów były ekstremalne. Chwała za to, że z jeszcze niższej belki z mocnym wiatrem w plecy Kubacki obronił prowadzenie, ale niech podniesie rękę ten, kto zaraz po drugiej próbie 32-latka nie miał poczucia lekkiego niedosytu. Zdawaliśmy sobie przecież błyskawicznie sprawę, że Polak nie odrobi do Graneruda 13 punktów, ale około 3, może 4 (ostatecznie 3,5).
Dawid Kubacki robi w tym sezonie znakomitą robotę. Wygrał już piąty konkurs Pucharu Świata i zrobił kolejny krok do Kryształowej Kuli. Czapki z głów przed nim. W Turnieju Czterech Skoczni najważniejsza jest jednak klasyfikacja generalna tych zawodów i nie da się ukryć, że to, co stało się w finałowej serii w Innsbrucku, praktycznie rozstrzygnęło losy rywalizacji.
Najprawdopodobniej to Granerud wygra turniej, a Kubacki zakończy go na 2. pozycji. To także będzie wielki sukces, ale przed Oberstdorfem chyba takiego wyniku w ciemno nie wzięlibyśmy. Wzięlibyśmy natomiast to, że aż trzech Polaków może ukończyć rywalizację w najlepszej piątce. Po Innsbrucku czwarty jest Piotr Żyła, a piąty Kamil Stoch.
I o ile u Żyły widać małą obniżkę formy, co mogło się zdarzyć po tak mocnym i stabilnym początku sezonu, o tyle Stoch wyraźnie się rozkręca. W środę w Innsbrucku już prawie poczuł smak podium. Jeszcze na nim nie stanął, ale po jego zachowaniu i samych skokach nie mam wątpliwości, że stanie się to szybciej niż później. Może nawet już w Trzech Króli.
Dlatego, mimo małego poczucia niedosytu po środzie w Innsbrucku, czekajmy na piątek z wypiekami na twarzy. Musiałby zdarzyć się sportowy cud, by Granerud stracił prowadzenie w turnieju (ma 23,3 punktu przewagi nad Kubackim), ale jest szansa, że na ulubionej skoczni w Bischofshofen znów to Kubacki będzie najlepszy, a Żyła i Stoch obronią swoją pozycję w piątce TCS. Mimo że najważniejszy jest zwycięzca, to trzech Polaków w TOP 5 Turnieju Czterech Skoczni to byłoby coś.
W czwartek w Bischofshofen kwalifikacje o 16:30, a dzień później o tej samej porze finałowy konkurs 71. TCS. Transmisja w TVN, Eurosporcie oraz na Pilot WP.
Szymon Łożyński, WP SportoweFakty