Domen Prevc, Timi Zajc czy Bor Pavlovcic. To tylko przykłady wielkich słoweńskich talentów, którzy błyszczeli w Pucharze Świata, ale później przepadali w odmętach albo w najlepszym przypadku wpadali w skokową szarzyznę. Jednak i w tym roku Słoweńcy mają się czym emocjonować. Rolę lidera pełni skoczek, który nie miał oczywistej drogi do wielkiej kariery.
Nigdy nie był wybitny
Urodzony w 1996 roku Anze Lanisek tak naprawdę nigdy w imprezach juniorskich pod egidą FIS-u nie zachwycał. Choć w 2012 roku zdobył złoto Olimpijskich Igrzysk Młodzieży (zawody do lat 18), to w MŚ do lat 21 nigdy nie wyróżnił się na tyle, by przywieźć z nich medal. W 2016 roku przegrał nawet z rok młodszym Jakubem Wolnym.
Choć na początku sezonu 2015/2016 miał pewien przebłysk i dwukrotnie zajął miejsce w czołowej dziesiątce PŚ, to kolejne były już zdecydowanie słabsze. W Pucharze Świata 2017/2018 ani razu nie awansował do drugiej serii zawodów. Jego kariera zawisła na włosku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: rzucał przez całe boisko. Pięć razy. Coś niesamowitego!
Długo oczekiwane przełamanie
W związku z tym oczekiwania wobec niego zostały obniżone. I paradoksalnie, znając drogę innych słoweńskich skoczków, mogło mu to tylko pomóc.
- Na pewno to lepsza droga dla sportowca. Pozostawanie nadzieją wiąże się z dużą tremą. Trenowanie w ciszy i spokoju dużo ułatwia. Nie ma presji i tak dużego parcia. Mógł się spokojnie przygotowywać. Doszedł do tego momentu, w którym jest, więc wyszło na dobre - powiedział dla WP SportoweFakty były skoczek, a obecnie trener Łukasz Rutkowski.
I oczekiwane przełamanie przyszło, choć nie od razu. W Wiśle na inaugurację sezonu 2019/2020 pokazał się całemu światu, gdy zajął drugie miejsce. Podium powtórzył także w następnym konkursie w Ruce. Zadomowił się w szerokiej światowej czołówce.
Nie zamierzał zwalniać tempa. Choć wciąż czekał na swoje pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata, to z Oberstdorfu przywiózł coś znacznie cenniejszego - medal mistrzostw świata. Gdy Piotr Żyła świętował niespodziewane złoto na skoczni normalnej, to z niemniej sensacyjnego brązu cieszył się Lanisek.
Pekińskie rozczarowanie
W kadrze Słowenii na igrzyskach w Pekinie mieliśmy klęskę urodzaju. I jej ofiarą padł Anze Lanisek - w tamtym momencie piąty skoczek w klasyfikacji generalnej PŚ. Nie dostał szansy na skoczni normalnej, a na dużej zajął 13. miejsce. Trener nie dał mu szansy w drużynie i musiał się obejść smakiem. Było to szczególnie bolesne, zwłaszcza że jego koledzy wywalczyli srebro.
Te doświadczenia jednak tylko Laniska wzmocniły. Początek tego sezonu to jego najlepszy okres w karierze. Wygrał trzy konkursy PŚ i do tego depcze po piętach lidera klasyfikacji Dawida Kubackiego. To właśnie ta dwójka wymieniania jest w gronie głównych faworytów do wygrania Turnieju Czterech Skoczni.
- Będzie zacięta rywalizacja między nim, Dawidem Kubackim oraz Halvorem Egnerem Granerudem. Nie chcę przekreślać żadnego innego skoczka z czołówki, ale ta trójka między sobą powinna rozstrzygnąć wszystko. Czarnym koniem może być z kolei Piotr Żyła - prognozuje nasz rozmówca.
- Liczę na to, że Dawid zdobędzie Złotego Orła. Może być jednak tak, że tytuł trafi w ręce Laniska - dodaje były skoczek.
Czy Lanisek wytrzyma cały sezon w wysokiej formie? A może pójdzie śladami Domena Prevca z sezonu 2016/2017 i podczas Turnieju Czterech Skoczni zgaśnie, a przez cały sezon nie wróci do wysokiej formy?
- Słoweńcy już nie raz pokazali, że cały sezon potrafią dobrze skakać. Lanisek może utrzymać formę przez cały sezon, to całkiem prawdopodobne. Będzie miał chrapkę na Kryształową Kulę - kończy Łukasz Rutkowski.
Czytaj więcej:
Stoch nieoczekiwanie zakończył wywiad. Nie chciał zbyt dużo zdradzać