To na razie największa wpadka polskiego skoczka w tym sezonie - przed tygodniem Kamil Stoch nie awansował do finałowej serii konkursu PŚ w skokach narciarskich, zajmując w niemieckim Titisee-Neustadt 40. miejsce. Trzykrotny mistrz olimpijski nie jest jednak w aż tak złej formie. Na taki wynik złożył się przede wszystkim fakt nagłej zmiany warunków i asekuracyjnej decyzji jury.
W tamtym konkursie rozbieg, ze względu na dość mocny wiatr pod narty, ustawiono nisko. Nagle, w połowie pierwszej serii, przestało jednak zupełnie wiać, a jury do tematu podeszło bardzo asekuracyjnie. Podczas gdy w rozegranych kilkadziesiąt minut wcześniej kwalifikacjach sędziowie potrafili kilka razy obniżyć rozbieg, przy podniesieniu belki nie byli już tak odważni.
Przed skokiem Stocha, mimo że warunki na skoczni zmieniły się diametralnie, belkę podniesiono tylko o jeden stopień. Nie poprawiło to zbytnio prędkości na rozbiegu i Polak - podobnie jak Peter Prevc czy Andreas Wellinger - byli skazani na porażkę, czyli krótki skok i sensacyjne odpadnięcie z konkursu już po pierwszej serii.
- Z jednej strony możemy powiedzieć, że w tamtym konkursie jury zbyt nisko ustawiło rozbieg. I gdy wiatr ucichł, zawodnicy, nawet ci z wielkimi nazwiskami, mieli duży problem z uzyskaniem dobrej odległości - podkreślił dla WP SportoweFakty Jakub Kot, ekspert Eurosportu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: rzucał przez całe boisko. Pięć razy. Coś niesamowitego!
- Z drugiej strony jury mogło myśleć tak, że skoro z niskiego rozbiegu ci słabsi zawodnicy - z dobrym wiatrem - potrafili latać ponad 130 metrów, to najlepsi latać będą regularnie powyżej 140. metra, nawet przy mniejszym wietrze. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Łatwo się rozmawia po fakcie, albo ocenia przed telewizorem, że powinien to zrobić tak albo tak. Jury nigdy nie ma jednak łatwego zadania.
- Pamiętam, że na jednym z seminariów przed sezonem FIS tłumaczył, że podstawowym celem jury, które składa się z asystenta dyrektora PŚ, delegata i kierownika zawodów, jest przeprowadzenie całej serii konkursowej z tej samej belki. Natomiast jeśli już trzeba zmieniać, to większe - nazwijmy to przyzwolenie - jest na obniżanie rozbiegu niż jego podwyższanie. Generalnie jury dba o bezpieczeństwo skoczków i muszą bardzo uważać - dodał były skoczek.
Żeby zrozumieć takie postępowanie jury, trzeba cofnąć się do końcówki sezonu 2019/2020 i upadku w Trondheim Stephana Leyhe. Niemiec poleciał aż na 141,5 metra, czyli poza granicę bezpieczeństwa ówczesnej skoczni Granasen. Nie ustał swojego skoku i doznał poważnej kontuzji - zerwania więzadeł krzyżowych w kolanie.
- Na seminarium Borek Sedlak podał nam przykład właśnie Stephana Leyhe i jego upadku w Trondheim. Niemiec był wtedy w dobrej formie i oddał - podobno najlepszy skok w karierze. Do tego trafił na najlepsze warunki i poleciał bardzo daleko, niestety z upadkiem.
- I co wtedy mówią trenerzy? Że belka była za wysoko i trzeba było obniżać. Tymczasem rozbieg był ustawiony w porządku, ale czasem i w takiej sytuacji - jak nagle podpasują warunki - może zdarzyć się sytuacja, że skoczek i tak przeskoczy skocznię. Dlatego jury podchodzi trochę asekuracyjnie, mając na uwadze tę sytuację i bezpieczeństwo skoczków, i ustawia te belki dość nisko - zwrócił uwagę Jakub Kot.
- Oczywiście kibice chcą belek wysokich, by oglądać jak najlepsze widowisko, ale trzeba zrozumieć argumentację jury. Czasami zdarzą się konkursy takie jak w Titisee-Neustadt, że kilku skoczków będzie mieć pecha, bo nie można wymagać od sędziów - z uwagi na bezpieczeństwo o którym mówiłem wcześniej - że nagle podniosą ten rozbieg o kilka stopni do góry.
- Generalnie jednak, na przestrzeni całego sezonu suma szczęścia wychodzi na zero. Najczęściej jak skoczek miał pecha w pierwszej części sezonu, to w drugiej natura mu to oddaje - zakończył nasz rozmówca.
Tym samym, jeśli w Engelbergu - podczas weekendowych konkursów PŚ - jury będzie zmieniać belkę, to raczej w dół niż do góry. W Szwajcarii zaplanowano dwa konkursy indywidualne, o 16:00 w sobotę i 13:00 w niedzielę. Weekend zacznie się od piątkowych kwalifikacji o 15:45.
Szymon Łożyński, WP SportoweFakty
Czytaj także:
Wielki rywal Kubackiego z ogromnym problemem. "Przez to przegrywa"
Ależ to wymyślił. Na to Thurnbichler poświęcił wiele czasu i efekt jest piorunujący