Odrodzenie polskich skoków? "Oni jeszcze sprawią sensację!"

East News / Pawel Murzyn / Na zdjęciu: Adam Małysz
East News / Pawel Murzyn / Na zdjęciu: Adam Małysz

- Każdy musi zauważyć, że da się to poukładać inaczej - przekonuje Adam Małysz. I mówi o dwóch dużych zmianach w Polskim Związku Narciarskim. Efekty mają być widoczne jak najszybciej. Czy legenda polskich skoków uzdrowi polskie sporty zimowe?

W tym artykule dowiesz się o:

Adam Małysz sprawuje funkcję prezesa PZN-u od ponad dwóch miesięcy. To wystarczająco długo, aby usamodzielnić się na nowym stanowisku i rozpocząć własną drogę do sukcesów. W tym mają pomóc dwie decyzje, które czterokrotny zwycięzca Pucharu Świata już podjął.

Do tego dochodzi zmiana w sztabie skoczków i wyłapanie błędu w dotychczasowym szkoleniu. Choć do tego drugiego Małysz nie jest w pełni przekonany.

Dawid Góra, WP SportoweFakty: Przyzwyczaiłeś się do garnituru?

Adam Małysz, prezes PZN-u: Aż tak często w nim nie chodzę.

Ale koszula jest.

Sekretarz się śmieje, że zawsze chodziłem w t-shirtach, a teraz zakładam koszule. Ale to dobrze, trzeba mieć jakieś przyzwyczajenia. Całe życie w dresach zrobiło swoje. Mimo wszystko lubię czasem założyć garnitur. Myślałem, że będzie to dla mnie większy problem.

A ciągłe spotkania, decyzje, myśl, że od ciebie wszystko zależy?

Przypuszczałem, że moja prezesura będzie wyglądać tak, jak opisujesz, ale jest inaczej. Poukładaliśmy wszystko, rozdzieliliśmy obowiązki na cały zarząd. Pewne rzeczy daję innym do zrobienia. Oczywiście, jestem prezesem i podejmuję ostateczne decyzje, ale dla mnie jest ważne, że członkowie zarządu są odpowiedzialni za dyscypliny, które mają pod sobą.

Podjąłeś już decyzję, która spędzałaby ci sen z powiek?

Zależy, jak to rozumieć. Jednak kandydując na to stanowisko, miałem przesłanie i pomysł, jak związek powinien funkcjonować. Największą obawę wiązałem z odpowiedzialnością za wszystko, co zależy od związku. To sporo waży. Zauważyłem jednak, że biuro, jako takie, funkcjonuje samodzielnie. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Dojdą nowe osoby, to jasne, bo ogłosiliśmy konkursy choćby na dyrektorów sportowego czy komunikacji, ale wiele spraw się nie zmieni. Przynajmniej tych dotyczących funkcjonowania samego biura.

Dostałeś jakąś złotą radę od Apoloniusza Tajnera, poprzedniego prezesa?

Powiedział, że sobie poradzę. I że mam naprawdę dobrych ludzi, którzy mi w tym pomogą. Szczególnie Janka Winkiela, który zarządza biurem. On doskonale wie, co się tutaj dzieje. Ja po dwóch miesiącach wciąż się wdrażam.

Córka i żona odradzały ci prezesury.

Tak, ale to ze względu na hejt. Jest nieunikniony.

Ty akurat nie miałeś z nim wiele do czynienia.

Ale i tak był. Dziś mamy takie czasy, że zawsze znajdzie się człowiek, któremu coś się nie spodoba i głośno o tym mówi. Byłem hejtowany choćby za to, że wypowiedziałem się na temat szczepionek przeciwko Covidowi-19. Nikogo nie namawiałem do szczepień, ale podkreślałem, że warto to rozważyć. Jeśli wśród osób, które tego słuchały, choćby jedna na dziesięć się zaszczepiła, to oznacza, że było warto. Antyszczepionkowcy i tak będą wiedzieć swoje.

Druga sprawa to sytuacja z krytyką, która na ciebie spadła z ust samych skoczków. Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła jasno sprzeciwiali się sposobowi komunikacji w drużynie i zwolnieniu trenera Michala Doleżala. To już za tobą?

W wielu przypadkach i w iluś procentach tak. Takie sprawy zawsze będą się ciągnąć dłuższy czas, nie da się o tym zapomnieć. Ale dziś pracujemy nad tym, jak ich uniknąć w przyszłości.

Było spotkanie ze skoczkami?

Tak, z Piotrkiem, Dawidem i Kamilem. Chcieliśmy oczyścić atmosferę. Przybiliśmy sobie piątki i mam nadzieję, że będzie OK. Chciałem im uświadomić, że zmiana trenera i sztabu nie miała im wyrządzić krzywdy. Sam natomiast wiem, że kiedy jest się starszym zawodnikiem, trudno zdecydować się na zmiany. Wygrywają przyzwyczajenia.

Ty, kiedy chciałeś zmiany, decydowałeś się na indywidualne treningi z wybranym szkoleniowcem.

Wtedy nie było wyjścia. Gdyby Kamil przyszedł do związku i powiedział, że potrzebuje takiego rozwiązania, na pewno byśmy się nad tym pochylili.

Proponowałeś mu to?

Kamil miał taką propozycję, jeszcze jak Łukasz Kruczek kończył przygodę z kadrą. Ale nie chciał. To musi wyjść od zawodnika, a związek powinien koncentrować się na centralizacji szkolenia. Nie możemy rozdrabniać się na pojedyncze osoby. Choć Kamil na pewno byłby wyjątkiem. Zrobił wiele dla polskiego sportu i zasłużył na takie podejście.

Zmiany w związku są konieczne. Wyniki w poszczególnych dyscyplinach prezentują się słabo. Nawet sezon w skokach nie był udany.

To prawda, dlatego jednej modernizacji już dokonaliśmy. Chodzi o koordynatorów. Każda dyscyplina ma osobę w rodzaju dyrektora sportowego. Do tego zatrudnimy dyrektora sportowego całego związku. Koordynator będzie osobą bezpośrednio między trenerem i zarządem oraz dyrektorem sportowym. Ma pomagać dyscyplinie na co dzień, ale też w jej rozwoju.

Co znaczy: "Pomagać w rozwoju"?

Koordynator powinien się skupiać nie tylko na kadrach, które mamy w związku, ale także działalności danej dyscypliny w całym kraju. Ma stworzyć programy, o ile będą konieczne, współpracować z fachowcami, związkiem i ministerstwem. To są dość ogólne pojęcia, ale bardzo mi zależy na tym, aby pozycja koordynatora była elastyczna. On nie tylko ma wypełniać zadania, które dostaje od nas, ale też wychodzić z inicjatywą po tym, jak oceni stan danej dyscypliny. Takie osoby działają w związkach na całym świecie.

Do tego tworzy się stanowisko oficera prasowego, który będzie koordynować kontakty z mediami. Taką osobę będziemy powoływać na główne imprezy w sezonie.

Coś jeszcze?

Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Medale zdobywają głównie ich wychowankowie, ale dziś trudno zachęcić młodzież, aby szli do takich placówek. Żeby chcieli się uczyć w SMS-ach, potrzeba argumentów. Dofinansowujemy szkoły, więc chcemy brać większy udział w ich funkcjonowaniu i dawać im do dyspozycji najlepszych trenerów w Polsce. Musimy trochę to scentralizować, pomóc, aby w szkołach pracowali nie tylko dobrzy nauczyciele, ale też najlepsi szkoleniowcy. W ten sposób uczniowie będą mieć otwartą ścieżkę i na pewno łatwiej im będzie podjąć decyzję, co dalej.

W Polsce, niemal w każdej dyscyplinie, kuleje system szkolenia. Sztandarowym przykładem jest piłka nożna z systemem tak nieudolnym, że polskie talenty porządnie kształci się dopiero za granicą. Przez jakiś czas wydawało się, że w skokach jest idealnie, ale szybko okazało się, że nie. Nie ma następców mistrzów.

Tutaj problem polega nie tylko w samym systemie, ale też fakcie, że coraz mniej młodzieży chce uprawiać sport. I to taki, który nie jest dla wszystkich. Piłka, siatkówka, koszykówka, ale też biegi narciarskie, snowboard - to są sporty mniej więcej dla wszystkich. Skoki nie. Jest ryzyko, że dzieci chętnych do uprawiania tej dyscypliny będzie coraz mniej. Nie chcę nawet myśleć o sytuacji, że w ogóle ich nie będzie.

Spójrzmy jednak na drugą stronę medalu. Mówiło się, że nie znajdą się moi następcy. Tymczasem jest Kamil, dołączyli do niego Piotrek i Dawid. Obecnie nie twierdziłbym, że nie ma nikogo, kto może ich zastąpić. Jest paru zawodników - myślę, że jeszcze sprawią sensację.

Ale wciąż - kiedy sukcesów nie osiąga Stoch, Kubacki i Żyła - zwycięstw nie ma praktycznie w ogóle. To pokazał poprzedni sezon.

Szkolenie do tej pory działało na zasadzie połączenia kadr. To przyniosło świetne efekty, ale potem zauważyliśmy, że system zaczyna się rozchodzić. Pomysł był dobry i konsultowany z fachowcami, jednak tylko na jakiś czas. Potem znowu trzeba było rozdzielić kadry. Jestem przekonany, że nowy sezon będzie zdecydowanie lepszy od poprzedniego.

Ale znów oparty na tych samych zawodnikach - najlepszych i najstarszych w kadrze.

Zobaczymy. Nie możemy zrezygnować z kilku skoczków dlatego, że są najstarsi.

Chodzi tylko o to, aby mieli sukcesorów.

Trenerzy dostali jasne wytyczne - mają bardzo dużą wagę przykładać do młodzieży. U nich muszą doprowadzić do postępu, muszą ich rozwijać. Dobrym przykładem jest Paweł Wąsek. Tak jak on, młodzi skoczkowie powinni zauważyć, że da się startować w Pucharze Świata i zdobywać punkty. W ten sposób łatwiej "zaskoczyć" i w perspektywie - zacząć wygrywać.

Kilka lat temu mówiłeś, że między seniorami i najmłodszymi skoczkami jest potężna wyrwa.

Była bardzo duża. Wcześniej, przez długie lata, sukcesy osiągali nie tylko seniorzy, ale też juniorzy. Wygrywali praktycznie wszystko albo przynajmniej stawali na podiach najważniejszych zawodów. Teraz już tak nie ma.

To jest świetny przykład, aby pokazać, że mamy poważny problem.

Pytanie, czy nie posiadamy utalentowanych zawodników, czy w szkoleniu jest coś nie tak?

Na pierwsze zawsze można odpowiedzieć, że talenty na pewno są.

No właśnie. To oznacza, że po drodze popełniono błąd.

Gdzie?

Trudno określić to dokładnie. Wiele zależy od szkoleniowców i całego systemu. My bardzo poszliśmy w szkolenie, które przygotowywał dr Harald Pernitsch. Zaczęliśmy od juniorów. Tymczasem być może trzeba było skoncentrować się na kadrach A i B, a juniorzy powinni iść swoich rytmem.

Przekonywano nas, że stworzenie jednego systemu dla wszystkich spowoduje, że zawodnicy nie będą mieć problemu po przejściu w wiek seniorski, że pójdą tym samym cyklem treningowym. Ale może właśnie to był błąd?

Kiedy zaowocują zmiany, które wprowadzasz? Kiedy nastanie moment, w którym powiemy, że to wszystko działa, a Małysz wykonał świetną robotę?

Jestem rozliczany za cztery lata, przy kolejnych wyborach. Ale ja bym chciał uzyskać efekty jak najszybciej. Chcę, żeby odczuli to trenerzy, sztaby, każdy z trybów systemu. Każdy musi zauważyć, że da się to poukładać inaczej. Poza tym, chcemy nowoczesności w związku, bo jego praca zaczynała być dość monotonna. Nie twierdzę, że poprzedni prezes źle zarządzał, bo prowadził PZN bardzo dobrze, ale widziałem wiele elementów, które można zrealizować lepiej - nowocześniej.

Obecny zarząd nie jest młody, ale jednak wszyscy jego członkowie zgadzają się z tym kierunkiem rozwoju. Cieszą się, że mogą się wykazać, że mogą pracować nieco elastyczniej, wychodzić z inicjatywami. Nie chcę zarządu, który głosuje "tak" i "nie". Jego członkowie powinny mieć przekonanie, że zrobili dla sportu coś dobrego, coś co ich zafascynuje i z czego będą dumni.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "będę tęsknić". Kto tak powiedział do Federera?

LPK. Murańka wywalczył dodatkowe miejsce dla Polski >>
Co to był za skok! Gwiazdor wprawił w osłupienie >>

Źródło artykułu: